[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.My mamy nazwiska, pan ma mobilnoœæ.- Loring siêgn¹³ do teczkii wyj¹³ uciêty skoœnie papier listowy - Gdzieœ tutaj jest informacja, którejpotrzebujemy.Gdzieœ tutaj jest ktoœ; kto ma tak¹ sam¹ kartkê; ktoœ kto wie to,co my musimy wiedzieæ.James Barbour Matlock siedzia³ nieruchomo w fotelu, wpatruj¹c siê w agentarz¹dowego.Zarówno Loring jak i Kressel wiedzieli, o czym myœli.James Matlockmia³ przed oczyma pewien dzieñ trzy, w³aœciwie niemal ju¿ cztery lata temu.Ipewnego jasnow³osego, dziewiêtnastoletniego ch³opca, który by³ mo¿e niezbytdojrza³y na swój wiek, ale z gruntu dobry i uczciwy.Ch³opca z problemami.Znaleziono go podobnie jak tysi¹ce mu podobnych w tysi¹cach miast i miasteczek wca³ym kraju.Robota innego Nemroda.Brat Matlocka, David, wbi³ sobie ig³ê w prawe ramiê i wstrzykn¹³ trzydzieœcimiligramów bia³ego p³ynu.Zrobi³ to na ³Ã³dce w cichej zatoce Cape Cod.Ma³a¿aglówka dryfuj¹c dop³ynê³a do trzcin w pobli¿u brzegu; kiedy j¹ znaleziono,ch³opak ju¿ nie ¿y³.Matlock podj¹³ decyzjê.- Mo¿e mi pan przekazaæ te nazwiska?- Mam je ze sob¹.- Zaraz, chwileczkê.- Kressel wsta³ i kiedy siêodezwa³, w jego tonie nie by³o z³oœci tylko strach.- Czy zdaje pan sobiesprawê, o co go pan prosi? Nie ma ¿adnego doœwiadczenia w tego typudzia³alnoœci.Jest niewyszkolony.U¿yjcie jednego z w³asnych ludzi.- Nie ma na to czasu.Nie mamy jak wstawiæ w³asnego cz³owieka.Bêdziemy gochroniæ, pan mo¿e w tym pomóc.- Mogê pana powstrzymaæ!- Nie, Sam, nie mo¿esz - powiedzia³ Matlock z fotela.- Jim, na mi³oœæ bosk¹, czy masz pojêcie, czego on od ciebie chce? Jeœli w tym,co mówi³, jest choæ krztyna prawdy, znajdziesz siê w najgorszej z mo¿liwychpozycji - informatora.- Nie musisz siê w to anga¿owaæ.Moja decyzja nie musi byæ twoj¹ decyzj¹.Mo¿ebyœ poszed³ do domu? - Matlock wsta³ i ruszy³ wolno do barku nios¹c szklankê.- To ju¿ niemo¿liwe i on dobrze o tym wie - odpar³Kressel, zwracaj¹c siê do agenta.Loring poczu³ smutek.Matlock by³ zacnym cz³owiekiem; podj¹³ siê tego zadania,bo uwa¿a³, ¿e ma d³ug do sp³acenia.A wszystko zosta³o na zimno, profesjonalniezaaran¿owane, prowadz¹c go tym samym na niemal pewn¹ œmieræ.Straszna cena, alecel by³ tego wart.Konferencja by³a tego warta.Nemrod by³ tego wart.Ta konkluzja pocieszy³a Loringa.I pozwoli³a mu kontynuowaæ operacjê.4Nic nie mog³o byæ zapisane na papierze, wszystkie instrukcje Loring podawa³wolno, wielokrotnie je powtarzaj¹c.Ale by³ profesjonalist¹ i wiedzia³, jakwa¿ne s¹ chwile przerw w trakcie przyswajania sobie zbyt wielu informacji naraz.Podczas tych przerw próbowa³ wyci¹gn¹æ Matlocka na spytki, dowiedzieæ siêczegoœ wiêcej o cz³owieku, którego ¿ycie zosta³o tak ³atwo spisane na straty.By³a ju¿ niemal pó³noc, Sam Kressel wyszed³ przed ósm¹.Nie by³o ani potrzebne,ani wskazane, ¿eby uczestniczy³ w precyzowaniu szczegó³Ã³w.By³ ³¹cznikiem,pionkiem, nie g³Ã³wn¹ figur¹.Kressel nie mia³ nic przeciwko zostawieniu ichsamych.Ralph Loring szybko zrozumia³, ¿e Matlock jest osob¹skryt¹.Jego odpowiedzi na niewinnie sformu³owane pytania by³y krótkie,wymijaj¹ce, wnosz¹ce niewiele nowego.Po chwili Loring da³ spokój.Matlockzgodzi³ siê wykonaæ okreœlone zadanie, a nie ujawniaæ swoje myœli czy motywacje.To nie by³o konieczne, Loring zna³ te ostatnie.W gruncie rzeczy jedynie to siêliczy³o.W³aœciwie nawet wola³ nie poznawaæ go zbyt blisko.Matlock z kolei, staraj¹c siê zapamiêtaæ skomplikowane informacje, rozwa¿a³ przyokazji w³asne ¿ycie, zastanawiaj¹c siê, dlaczego go wybrano.By³ zaintrygowanyocen¹, która okreœli³a go mianem: "mobilny" - có¿ za okropne wyra¿enie!Jednak wiedzia³, ¿e ten termin pasuje do niego jak ula³.Rzeczywiœcie by³mobilny.Zawodowi œledczy, psychologowie, czy kimkolwiek oni byli, mieli racjê.Ale w¹tpi³, by rozumieli przyczyny kryj¹ce siê za t¹ jego."moblinoœci¹".œwiat akademicki by³ dla niego schronieniem, azylem.Nie celem wygórowanychambicji.Uciek³ w ten œwiat, aby zyskaæ na czasie, przeorganizowaæ swojerozsypuj¹ce siê ¿ycie, przemyœleæwszystko od nowa.íeby "uporz¹dkowaæ sobie pewne sprawy", mówi¹c jêzykiempotocznym.Próbowa³ wyt³umaczyæ to ¿onie, swojej uroczej, œlicznej, bystrej i ca³kiempustej ¿onie, która myœla³a, ¿e straci³ rozum.Co by³o do porz¹dkowania, gdy siêmia³o "cudown¹" pracê, "cudowny" dom, "cudowny" klub i "cudowne" ¿ycietowarzyskie w odpowiednich ko³ach? Nie widzia³a, co takiego nale¿a³oby tuprzemyœleæ.I on j¹ rozumia³.Ale w jego oczach ten œwiat straci³ swoje znaczenie.Zacz¹³ siê od niego oddalaæw wieku dwudziestu kilku lat, podczas ostatniego roku w Amherst
[ Pobierz całość w formacie PDF ]