[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mia³byœ wtedy dni robocze wolne, a mój dzieñ roboczy to w po³owie przypadków i tak noc.Jedno, co badacze snów robi¹ rzadko, to spanie! To ogromnie by przyspieszy³o sprawy i zaoszczêdzi³oby ci za¿ywania jakichkolwiek leków t³umi¹cych sen.Chcesz spróbowaæ? Co byœ powiedzia³ na pi¹tek?- Mam randkê - odpowiedzia³ Orr i sam siê zdziwi³ tym k³amstwem.- No to w sobotê.- Dobrze.Wyszed³ z wilgotnym p³aszczem przeciwdeszczowym przewieszonym przez ramiê.Nie musia³ go wk³adaæ.Sny z Kennedym nale¿a³y do bardzo efektywnych.Kiedy mu siê œni³y, by³ ich pewien.Bez wzglêdu na to, jak b³aha by³aby ich treœæ, budzi³ siê, pamiêtaj¹c je z niezwyk³¹ jasnoœci¹ i czuj¹c siê za³amany i poobcierany jak po straszliwie wyczerpuj¹cym opieraniu siê przemo¿nej, niszcz¹cej sile.Sam nie miewa³ takich snów czêœciej ni¿ raz na miesi¹c czy pó³tora; przeœladowa³ go obcesyjny strach przed nimi.Teraz, gdy Wzmacniacz utrzymywa³ go w stanie œnienia, a sugestia hipnotyczna nakazywa³a mu œniæ efektywnie, w ci¹gu dwóch dni mia³ trzy efektywne sny na cztery lub, pomijaj¹c sen o kokosach, który wed³ug terminologii Habera by³ raczej szemraniem obrazów, trzy na trzy.By³ wyczerpany.Nie pada³o.Kiedy mija³ portal Wschodniego Wierzowca Willamette marcowe niebo wisia³o wysokie i czyste nad w¹wozami ulic.Wiatr odwróci³ siê na wschodni, suchy wiatr pustynny, który od czasu do czasu o¿ywia³ mokr¹, gor¹c¹, smutn¹ i szar¹ pogodê doliny Willamette.Czystsze powietrze podnios³o go trochê na duchu.Wy-46prostowa³ ramiona i ruszy³ przed siebie, usi³uj¹c nie zwracaæ uwagi na lekkie oszo³omienie, na które z³o¿y³o siê zmêczenie, niepokój, dwie krótkie drzemki o niezwyk³ej porze dnia i szeœædziesiêciodwupiêtrowy zjazd wind¹.Czy doktor kaza³ mu œniæ, ¿e przesta³o padaæ? A mo¿e zasugerowa³ mu sen o Kennedym (który, przypomnia³ sobie teraz Orr, mia³ brodê Abrahama Lincolna)? A mo¿e o samym Haberze? Nie potrafi³ tego stwierdziæ w ¿aden sposób.Zatrzymanie deszczy, zmiana pogody stanowi³y efektywn¹ czêœæ snu; ale to nie dowodzi³o niczego.Czêsto elementem efektywnym snu nie by³ element pozornie uderzaj¹cy.Podejrzewa³, ¿e Kennedy, ze wzglêdów wiadomych jedynie w jego podœwiadomoœci, by³ jego w³asnym dodatkiem, ale nie mia³ pewnoœci.Zszed³ do stacji metra East Broadway razem z niekoñcz¹cym siê t³umem ludzi.Wrzuci³ piêciodolarówkê do automatu, wzi¹³ bilet, z³apa³ poci¹g, dosta³ siê w ciemnoœæ pod rzek¹.Fizycznie i psychiczne uczucie oszo³omienia narasta³o.Dosta³ siê pod rzekê: oto dziwne postêpowanie, naprawdê niesamowity pomys³.Przebyæ rzekê w poprzek, przejœæ j¹ w bród, przep³yn¹æ, wzi¹æ ³Ã³dŸ, przejœæ przez most, pos³u¿yæ siê promem, samolotem, pójœæ wzd³u¿ brzegu w górê, w dó³ rzeki w nieustaj¹cym odnawianiu i zaczynaniu nurtu - wszystko to ma sens.Ale ¿eby znaleŸæ siê pod rzek¹, trzeba czegoœ, co jest przewrotne w najg³êbszym znaczeniu tego s³owa.Istniej¹ w umyœle i poza nim œcie¿ki, których sama zawi³oœæ jasno wykazuje, ¿e aby siê tam znaleŸæ, musia³o siê dawno temu skrêciæ w z³ym miejscu.Pod Willamette bieg³o dziewiêæ tuneli kolejowych i dro-47gowych, spina³o j¹ szesnaœcie mostów i ci¹gnê³y siê wzd³u¿ niej czterdzieœci trzy kilometry betonowych brzegów.Ochrona przeciwpowodziowa na Willamette i jej wielkim dop³ywie, Kolumbii, wpadaj¹cym do niej kilka kilometrów poni¿ej centrum Portland, by³a tak œwietnie rozwiniêta, ¿e poziom ¿adnej z nich nie móg³ siê podnieœæ wiêcej ni¿ o parê centymetrów, nawet po d³ugotrwa³ych ulewnych deszczach.Willamette stanowi³a po¿yteczny element œrodowiska jak du¿e, ³agodne zwierzê poci¹gowe ujarzmione rzemieniami, ³añcuchami, dyszlami, siod³ami, poprêgami, pêtami.Gdyby nie by³a u¿yteczna, zosta³aby oczywiœcie przykryta cementem jak setki potoków i strumieni biegn¹cych w ciemnoœci ze wzgórz miasta pod ulicami i budynkami.Ale bez niej Portland nie by³oby portem.Nadal p³ywa³y po niej statki, d³ugie sznury barek i drewno powi¹zane w ogromne tratwy.Tak wiêc ciê¿arówki, poci¹gi i nieliczne samochody prywatne musia³y przecinaæ rzekê gór¹ lub do³em.Ponad g³owami ludzi jad¹cych w poci¹gu Tunelem Broadway znajdowa³y siê tony ska³y i ¿wiru, tony p³yn¹cej wody, pole przystani i mile statków pe³nomorskich, ogromne betonowe podpory napowietrznych mostów i podjazdów na autostradach, konwój ciê¿arówek parowych za³adowanych mro¿onymi kurczêtami wyprodukowanymi na bateriach, jeden samolot odrzutowy na wysokoœci jedenastu kilometrów, gwiazdy na wysokoœci ponad cztery i trzy dziesi¹te lat œwietlnych.George Orr, blady w migaj¹cym blasku œwietlówek wagonika w podziemnej ciemnoœci, chwia³ siê miêdzy tysi¹cami innych dusz, uwieszony huœtaj¹cego siê stalowego uchwytu na rzemieniu.Czu³ ucisk, niekoñcz¹cy siê, wgniataj¹cy ciê¿ar.Pomyœla³: "¯yjê w koszmarze, z którego od czasu do czasu budzê siê w sen".48Gwa³towna fala t³umu wysiadaj¹cego na stacji Union Sta-tion wybi³a mu z g³owy tê sentencjonaln¹ myœl; skoncentrowa³ siê na niewypuszczeniu z d³oni uchwytu na pasku.Czuj¹c jeszcze zawroty g³owy, ba³ siê, ¿e jeœli wypuœci uchwyt i bêdzie musia³ zupe³nie poddaæ siê sile (z), mo¿e zwymiotowaæ.Poci¹g znów ruszy³ z ha³asem z³o¿onym w równym stopniu z g³êbokiego zgrzytliwego ryku i wysokich przeszywaj¹cych pisków.Ca³y system GPRT mia³ dopiero piêtnaœcie lat, ale budowano go póŸno i w poœpiechu, u¿ywaj¹c gorszych materia³Ã³w, podczas za³amania produkcji samochodów prywatnych, a nie przed nim.W gruncie rzeczy wagony wyprodukowano w Detroit, a przynajmniej mia³y tak¹ trwa³oœæ i tak ha³asowa³y, jakby stamt¹d pochodzi³y
[ Pobierz całość w formacie PDF ]