[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Gdyby chociażdoniczka albo kawałek metalowej rurki" - pomyślał oglądając konstrukcję łóżka.Było jednak solidne, w całości wykonane z lekkich tworzyw. Powoli wstał.Zrobił kilka przysiadów i wymachówramion.Nie chwiał się już na nogach, ale mięśnie były wciąż odrętwiałe, a stawyzginały się z nieprzyjemnym chrzęstem.Podszedł do drzwi i ostrożnie przekręciłgałkę.Były zamknięte.Zdjął z wieszaka gruby, ciepły szlafrok.Zgasił lampkę.Zadzwonił i stanął za drzwiami.Czekał. Wchodzący niezdążył wydać głosu.Z głową omotaną grubą tkaniną, trafiony celnie w podbródekuderzył o ścianę i osunął się.Dean ostrożnie domknął drzwi i zapalił światło.Pielęgniarz 1eżał bez ruchu.Kawałkiem prześcieradła Dean zakneblował mu usta,potem szybko ściągnął biały kitel, spodnie i pantofle.Związanego piżamą ipaskiem od szlafroka ułożył na łóżku.Okrył kocem. Ubranie pasowało dość dobrze.Dean zgasił światło wpokoju i uchyliwszy drzwi, wyjrzał przez szparę.Za drzwiami był mały hall, zktórego wychodziło się na klatkę schodową.W drugą stronę biegł korytarzciągnący się wzdłuż budynku.Jedne drzwi były oszklone matową szybą.Paliło sięza nimi silne światło. Dean usłyszał warkot śmigłowca.Po chwili silnik umilkł.Od drzwi prowadzących na zewnątrz dobiegałyprzytłumione głosy.Przez hall przebiegło dwóch mężczyzn niosących nosze.Leżałna nich człowiek okryty kraciastym kocem.Dean nie dostrzegł twarzy.Z tyłuszedł z kimś Lucas i półgłosem mówił coś poirytowany.- Jak to się mogło stać,Mailing? Od czego tam jesteś, stary leniu! - A dajżemi spokój, do cholery.Jestem biologiem, a nie nocnym stróżem! Tyle udało się Deanowi dosłyszeć, gdy przechodziliobok drzwi jego pokoju.Poszli dalej korytarzem, wkrótce zapanowała cisza.Odczekawszy chwilę Dean wymknął się z pokoju starannie zamykając drzwi.Beztrudu zorientował się, że jest w głównym budynku stacji.Układ pomieszczeńpamiętał dobrze z planu. Przed oczami Svena latały czerwone plamy, głowę rozsadzałból.Chciał podnieść dłoń do czoła, lecz nie mógł wykonać żadnego ruchu.Byłzwiązany.Strumień zimnej wody chlusnął mu w twarz.Otworzył oczy. - No, już oprzytomniał.Czym on go tak urządził,Mailing? Sven odwrócił głowę w lewo i dostrzegł Lucasarozpartego na krześle pod oknem. - Rzucił butem.O, majeszcze ślad obcasa.- Jak to właściwie było? - Tommówił, że on włamał się do tej jego dziewczyny, obezwładnił i grożąc jej chciałcoś wymusić na Tomie. - O co mu chodziło? Co on imnaopowiadał? - Nieważne.Powiedziałem im, że to maniakprzywieziony ostatnio na operację mózgu.- Co im powiedział? To bardzo ważne! -Nie wiem, musisz porozmawiać z Tomem. On zajął sięuspokajaniem tej dziewczyny, bo histeryzowała. - Dodiabła, trzeba wreszcie coś z nią zrobić.Mogliby wreszcie tam załatwić jejpogrzeb, byłoby parę detali do wykorzystania, a tak to tylko kłopoty. - Czy mogę wracać, Lucas? Nie spałem od dwudziestugodzin. - Zaczekaj.Musimy z nim pogadać.Ty, Mox -zwrócił się do stojącego przy drzwiach - możesz iść się przespać.Rano będzierobota dla ciebie. - Co robimy? Rozbiórka? - Możenawet kilka. - Nie mamy już komu podłączyć niektórychdetali.Mają po dwa, więcej się nie da. - No tonajwyżej wyrzucisz.Idź już, dobranoc. Mox wyszedł, aLucas dopiero teraz zainteresował się Svenem. - No,mój drogi, przesadziłeś z tą turystyką.Chyba zobaczyłeś trochę za dużo.Trudno,sam jesteś sobie winien.Nie mogę tylko zrozumieć, w jaki sposób wybrnąłeś z tejkatastrofy. - Zwyczajnie.Odpaliłem człon ratunkowy.- Łżesz.Byłeś za nisko. - A jednak.Udało się jakoś. - Znam się na tym.W atmosferze takie rzeczy się nieudają. - No więc wyskoczyłem ze spadochronem, jeśli towydaje ci się możliwe. - Widzę, że masz ochotę dożartów.Przejdzie ci to wkrótce.Wiesz? Tutaj mam protokół twojego wypadku.Chcęcię poinformować, że spłonąłeś w rozbitej rakiecie. -A ty już prawie dyndasz na sznurku.W zupełnie niezłym towarzystwie zresztą. - Zamknij się! - Lucas poczerwieniał, prawa dłoń mudrgnęła, ale opanował tein odruch.- Nie wiem, co usłyszałeś od tych tam.-ciągnął po chwili.- Ale to nie ma znaczenia.Pójdziesz do rozbiórki, będzie zciebie chociaż jakiś pożytek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]