[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sta³a obok czarnoskórego rybaka.Na widok Willa mê¿czyzna uœmiechn¹³ siê i wyci¹gn¹³ d³oñ.Ani œladu dawnej frustracji.- Czeœæ, pamiêtam ciê.Chcê ci podziêkowaæ za to, co dla mnie zrobi³eœ.- Zdumiony Will odda³ uœcisk.- Nie pogadaliœmy wtedy, ale to by³o przedtem.Przed t¹ podró¿¹ i przed Le¹.- Dziewczyna uœmiechnê³a siê i objê³a rybaka.- Wiesz, pobraliœmy siê.To wszystko - ogarn¹³ gestem rêki spor¹ po³aæ nieba - zmieni³o moje ¿ycie.- Dok³adnie.Wszyscy zaczêliœmy nowe ¿ycie - doda³a dziewczyna.Will spojrza³ znacz¹co na pla¿ê.- Steven? Nie widzia³am jeszcze, ¿eby by³ kiedyœ bardziej szczêœliwy.Nie byliœmy zakochani ani zarêczeni, ani nic takiego.Tylko w³Ã³czyliœmy siê razem, a gdy pozna³am Matthiasa, to.no, Steven przesta³ siê liczyæ.Zaj¹³ siê bez reszty treningiem, szkoleniem i badaniami.- To i tak nie moja sprawa - wymamrota³ Will.- A co tutaj? - Rybak klepn¹³ go w plecy.- Jak nasz stary œwiat? Oby³ siê jakoœ bez nas? - rozeœmia³ siê serdecznie.- A ty? Dobry by³ dla ciebie ten rok?- Chyba tak - odpar³ ogromnie zdumiony Will.- Ale wy.wszyscy wydajecie siê byæ tacy szczêœliwi.- Ty nic nie wiesz! - Skin¹³ na kogoœ.- Eleroy, przyjdziesz tu z nim pogadaæ?Z mroku wy³oni³ siê rastafarianin.Ale bez szklistego spojrzenia, bez warkoczyków, bez drgawek.W³osy przyci¹³ krótko i trzyma³ siê prosto jak wyspowe palmy.Spojrza³ uwa¿nie na Willa, jakby chcia³ ustaliæ, czy Will jest prawdziwy czy mo¿e sfa³szowany.- Znam ciê.Zawdziêczam ci ¿ycie.Willy’ego a¿ zatka³o i nie zdo³a³ wydusiæ z siebie ¿adnego z lêgn¹cych siê tuzinami pytañ.Nie tego oczekiwa³, zupe³nie nie tego.- Zmieni³eœ siê.- Jak wszyscy, stary.- Eleroy tr¹ci³ rybaka w ¿ebra.- Ca³e moje ¿ycie by³o niczym, stary, jedno wielkie gówno.Poszed³em z tob¹, bo nie kontaktowa³em.A ci tam mnie naprawili, rozumiesz? Dziêki nim poczu³em siê kimœ, mia³em coœ do roboty.Powiedzieli, ¿e bardzo im pomog³em i to by³o to.Najpierw poprosi³em ich o marychê.Nie zrozumieli, ale sporo gadaliœmy, szczególnie z tymi du¿ymi jaszczurami.Pobrali mi krew i dali coœ, od czego robi³o siê odlotowo.A potem znów gadaliœmy i dowiedzia³em siê tyle, ¿e teraz dumny jestem, i¿ urodzi³em siê cz³owiekiem.Nie muszê ju¿ braæ.Mam coœ lepszego.- Co mianowicie? - spyta³ Will.Rastafarianin skrzywi³ siê lekko i stukn¹³ w jakieœ zawieszone przy pasie urz¹dzenie.- Cel w ¿yciu, stary.Walkê dla Gromady.Obronê domu, Ziemi.Nigdy nie mia³em o co walczyæ, a ci Ampliturowie chc¹ zabraæ nam cz³owieczeñstwo i wszystko.- W gruncie rzeczy nie mamy wyboru - wtr¹ci³a siê dziewczyna.- Musimy walczyæ, albo ludzkoœæ zniknie.Ampliturowie przylec¹ i ju¿.Marna perspektywa.- Ale przecie¿ mamy wybór.- powiedzia³ Will.- Mo¿emy trzymaæ siê na boku.Mo¿emy.Rastafarianin wymieni³ spojrzenia z przyjació³mi.- On nie wie.Nie rozumie.Jego TAM nie by³o.- Nie by³o - zgodzi³ siê Matthias.- Ale bêdzie.- Spojrza³ na okolicê i odetchn¹³ g³êboko.- Brakowa³o mi tego.Tego zapachu.Nie tylko morza.Wszystkiego.Ta planeta, Ziemia, to nasza ojczyzna.Przez ten rok by³em na ró¿nych œwiatach, ale nigdzie na pachnie tak jak tutaj.- Uœmiechn¹³ siê do przyjació³ki.- ChodŸ, dziewczyno.Przejdziemy siê trochê.- Rêka w rêkê odeszli w g³¹b wyspy.Will tylko krêci³ g³ow¹.- Pranie mózgu wam zrobili, czy co?- Nie, stary - odpar³ rastafarianin.- Pokazali nam tylko, jaka jest prawda.Gdy ktoœ raz za razem wali ciê w gêbê, to w koñcu zrozumiesz, ¿e coœ nie gra? Pokazali nam prawdê, nawet o nas samych.Matthias znalaz³ swoj¹ prawdê.Ja swoj¹.- Prêdzej czy póŸniej ty te¿ j¹ znajdziesz.- Spojrza³ na ocean.- Gdzieœ tam mieszkaj¹ moje siostry.Nie tutaj, ale w Monkey Town.Odszukam je i podzielê siê z nimi t¹ prawd¹.Massudowie mówi¹, ¿eby trochê poczekaæ, ale to chyba nie potrwa d³ugo.Will chcia³ jeszcze go zatrzymaæ, ale naraz us³ysza³ nowy g³os i ktoœ chwyci³ jego d³oñ.To by³ niegdysiejszy belfer, ale nie sam.Obok sta³a ta starsza pani, która do³¹czy³a do grupy w ostatniej chwili.Oboje œwietnie wygl¹dali w mundurach, a Will a¿ uœmiechn¹³ siê na widok tego samego kapelusza, który te¿ przetrwa³ miniony rok bez szwanku.- ChodŸ z nami.Przysi¹dziemy sobie gdzieœ na boczku i wyjaœnimy ci to i owo.- M³odzi s¹ tacy niecierpliwi - zauwa¿y³a starsza pani.- No ale oni maj¹ swoje powody.Widzisz, Williamie, bo tak masz na imiê, prawda? Przez ostatni rok moje stare oczy widzia³y tyle nowego, ¿e a¿ g³owa mi pêka.Z pocz¹tku traktowaliœmy to jak ¿art, ale potem okaza³o siê, ¿e to gard³owa sprawa.Podeszliœmy wiêc do niej powa¿nie.A jeszcze potem wszystko samo siê jakoœ u³o¿y³o.Starsza pani wygl¹da³a o dziesiêæ lat m³odziej.Nie trzês³a siê, jak wiêkszoœæ zmêczonych prac¹ staruszek, ale sta³a prosto, dumnie unosz¹c g³owê.Nawet zmarszczki na twarzy zdawa³y siê teraz nie œwiadczyæ o wieku, ale o charakterze.- Ka¿de z nas mia³o swój w³asny powód, aby zgodziæ siê na twoj¹ szczególn¹ propozycjê - powiedzia³ nauczyciel.- Wszyscy s¹dziliœmy, ¿e dobrze znamy ¿ycie, ale nagle musieliœmy stan¹æ przed czymœ zupe³nie nowym.Zupe³nie nowym.- Tyle zaskakuj¹cych rzeczy - przytaknê³a kobieta, k³ad¹c d³oñ na ramieniu Anglika.- Widzisz, stary, gdy tak przestaje siê codziennie z istotami, które nie oddychaj¹ jak ty, albo nawet oddychaj¹ czymœ zupe³nie innym ni¿ ty, gdy rozmawiasz tak z nimi, to zaczynasz rozumieæ, ¿e istniej¹ pewne prawdy nadrzêdne.Twoje w³asne k³opoty bledn¹ nagle i malej¹, gdy wszystko porównasz.Zaczynasz pojmowaæ, co jest naprawdê wa¿ne, dostrzegasz ró¿nice miêdzy z³ym a dobrym.Ca³e ¿ycie powtarzano mi, ¿e podró¿e kszta³c¹.Ale nikt nie dodawa³, ¿e im d³u¿sza podró¿, tym wiêcej zyskujesz.- S³ysza³em, ¿e pos³ali was do walki.Jak to siê sta³o?- Po pierwsze, nikt nas do niczego nie zmusza³, m³ody cz³owieku - upomnia³a go starsza pani.- Gdy ju¿ dowiedzieliœmy siê, o co chodzi, naturaln¹ kolej¹ rzeczy zaproponowaliœmy nasz¹ pomoc - doda³ nauczyciel.- Wasze stroje.- wymamrota³ Will.- A tak - mê¿czyzna a¿ pojaœnia³ z zadowolenia.- Chcieliœmy mieæ coœ takiego jak Massudzi.Przypomnia³em sobie jeszcze, jaki mundur nosi³em kiedyœ, gdy by³em w wojsku, a ta m³oda dziewczyna z antypodów okaza³a siê projektantk¹ odzie¿y i tak ju¿ posz³o.Pokaza³a naszym gospodarzom, co maj¹ uszyæ, i uwinêli siê b³yskawicznie.Kiedy us³yszeli, ¿e chcemy im pomóc, zrobili siê bardzo serdeczni.Will nie skomentowa³ tego.- Wiesz, nigdy nie mia³em wiele.By³em biednym nauczycielem, poci³em siê w Surrey nad bachorami, które gdzieœ mia³y moje nauki i wola³y mecze czy MTV.Dlatego w³aœnie wyjecha³em z Anglii.Przyznajê, ¿e by³a jeszcze sprawa defraudacji skromnej kwoty z funduszów szko³y.Myœla³em, ¿e wyje¿d¿aj¹c ocalê tê resztkê szacunku wobec samego siebie, jaka mi zosta³a.Ale wysz³o tak, ¿e zostawi³em wszystko, nawet ¿onê, która o wiele lepiej czuje siê beze mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]