[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zatelefonujê do ciebie, jak tylko znajdê siê na miejscu -powiedzia³a Season,kiedy zbli¿ali siê do portu lotniczego.Wkrótce Ed obserwowa³, jak wielki DC 10 ko³uje na pas startowy.Zapachstartuj¹cego samolotu przenikn¹³ urz¹dzenia klimatyzacyjne samochodu i Ed poczu³siê nagle bardzo samotny, wrêcz przera¿ony, jakby nigdy ju¿ nie mia³ zobaczyæSeason, trzymaæ jej w objêciach i siê z ni¹ kochaæ.Podjecha³ do hali odlotów.- Nie kupi³em ci nic na drogê - powiedzia³ do Season.-Chcesz jak¹œ ksi¹¿kê,kolorowy magazyn, coœ w tym rodzaju?Season przecz¹co potrz¹snê³a g³ow¹.- Nie, dziêkujê, mam wiele rzeczy do przemyœlenia.A Sally nigdy jeszcze nielecia³a nad Wielkim Kanionem.Myœlê, ¿e podczas lotu obie bêdziemy bardzozajête.Przyci¹gn¹³ j¹ do siebie.- Có¿ - powiedzia³ dziwnie ochryp³ym nagle g³osem.-Jednak chcia³bym, ¿ebyœwziê³a ze sob¹ coœ ode mnie.Popatrzy³a na niego, lecz nic nie powiedzia³a.Ed opuœci³ g³owê; zdawa³o mu siê,¿e w ten sposób ³atwiej bêdzie mu siê opanowaæ.- Chcia³bym, ¿ebyœ zabra³a ze sob¹ moj¹ mi³oœæ - odezwa³ siê z nadziej¹, ¿e tes³owa nie brzmi¹ zbyt sztucznie.- Chcê, ¿eby we wszystkim, co robisz,towarzyszy³a ci myœl o mnie.Kocham ciê, Season, i pragnê, abyœ zawsze by³a zemn¹.Poca³owa³a go wilgotnymi, ciep³ymi ustami.- Równie¿ ciê kocham, Ed.Naprawdê, bardzo ciê kocham.Bardzo bêdê za tob¹têskniæ.Jednak jadê, bo wiem, ¿e kiedy powrócê, wszystko ju¿ bêdzie dobrze.- Dlaczego nie jedziesz z nami, tato? - zapyta³a Sally.-Moglibyœmy razem p³ywaæi robiæ tyle innych rzeczy.Ciocia Vee powiedzia³a, ¿e zabierze mnie nad ocean.Ed odwróci³ siê do niej i uj¹³ jej rêkê.- Muszê zebraæ pszenicê z pól, kochanie, bo jeœli tego nie zrobiê, to wprzysz³ym roku nie bêdziemy mieli co jeœæ.- Kocham ciê, tatusiu - powiedzia³a Sally.- I Merry kocha ciê równie¿.Ed uca³owa³ j¹.- Kocham ciê, maleñstwo.Wysiad³ z samochodu.Dzieñ by³ ju¿ niemi³osiernie gor¹cy, mimo ¿e by³o dobrzeprzed dziesi¹t¹.Odbite od po³yskliwego kamiennego chodnika promienie niemaloœlepia³y.Ed otworzy³ tylne drzwi samochodu i wyci¹gn¹³ walizki.Ju¿ na nieczeka³ baga¿owy o jasnoczerwonej twarzy i w³osach obciêtych naje¿a.- Los Angeles? - zapyta³.Ed pokiwa³ g³ow¹.Nastêpnie obszed³ auto, ¿eby otworzyæ drzwiczki Season iSally.- Pos³uchaj - zwróci³ siê do ¿ony - nie bêdê ju¿ czeka³.Mam umówione spotkaniez doktorem Bensonem w laboratorium.Season objê³a go czule.- Do zobaczenia, Ed - szepnê³a.P³aka³a.Wziê³a Sally za rêkê i obie powêdrowa³yku b³yszcz¹cym drzwiom budynkuodlotów.Ed obserwowa³ je, a¿ zniknê³y, po czym wyci¹gn¹³ chusteczkê i otar³ potsp³ywaj¹cy mu po szyi.Byæ mo¿e œciera³ te¿ z siebie czêœæ ogromnego napiêcia,jakiemu poddane by³y wszystkie jego nerwy.Usiad³ w fotelu kierowcy i w³¹czy³silnik.Na moment zamkn¹³ oczy.Tego ranka nie chcia³ ju¿ rozmawiaæ z Season o problemach z pszenic¹.Przyzna³jedynie, ¿e sytuacja siê pogorszy³a, lecz jest pewien, ¿e wkrótce zostanieca³kowicie opanowana.Nie powiedzia³ jej, ¿e ju¿ o szóstej trzydzieœci, kiedypij¹c kawê, czyta³ poranne gazety, Willard przybieg³ do niego i oderwa³ go odtej czynnoœci.Nie powiedzia³, ¿e Willard zd¹¿y³ powróciæ z helikopterowegorekonesansu nad farm¹.Willard stwierdzi³, ¿e przynajmniej ósma czêœæ zasiewów sczernia³a w ci¹gu nocyi ¿e zaraza rozszerza siê jeszcze szybciej ni¿ do tej pory.Jeœli doponiedzia³ku lub najpóŸniej do wtorku sytuacja nie zostanie opanowana, strac¹wszystko.Ed pokaza³ Willardowi poranny "Kansas City Herald-Exa-miner".Bior¹c pod uwagêskalê zjawiska i to, ¿e wielu farmerów z Kansas zosta³o ju¿ nim dotkniêtych,doniesienia na ten temat by³y dziwnie lapidarne.Godne uwagi by³y jedyniewzmianki na trzeciej stronie."Nasz reporter z terenu" donosi³, ¿e "kilkufarmerów zanotowa³o na swych polach nie zidentyfikowan¹ do tej pory chorobêdojrza³ej pszenicy".Rubryka "Z Waszyngtonu" donosi³a lakonicznie, ¿e "wlaboratoriach federalnych badane s¹ przyczyny nieszczêœcia i poszukiwane sposobyzapobiegania podobnym zdarzeniom w przysz³oœci".Najbardziej jednak zdenerwowa³ Eda telefon od Waltera Klugmana, w³aœcicielas¹siedniej farmy, który chcia³ sprawdziæ, czy sytuacja na South Burlington jestpodobna jak u niego.- Cholera, Ed, zdaje siê, ¿e jesteœ jednak w lepszej sytuacji - powiedzia³.- Umnie zgni³o ju¿ ponad trzydzieœci procent pszenicy i jeœli szybko czegoœ niewymyœlimy, po prostu wszystko spalê.Gdy Ed w³¹czy³ telewizor, aby wys³uchaæ porannego dziennika, stwierdzili zWillardem, ¿e wszystkie informacje na temat zarazy zbo¿owej s¹ powierzchowne ikryzys traktuj¹ lekcewa¿¹co."Dla farmerów z Kansas i Dakoty Pó³nocnej nie bêdzie to najlepszy rok", donosi³reporter ABC."W tych dniach powa¿nym zmartwieniem sta³ siê dla nich tajemniczypaso¿yt, który ju¿ ca³e akry dojrza³ej pszenicy zamieni³ w ³any czarnej,œmierdz¹cej zgnilizny.Mówi siê ju¿ jednak, ¿e naukowcy, którzy natychmiastzajêli siê spraw¹, opanowali problem i wkrótce wszelkie zagro¿enie zostaniezlikwidowane.Ponadto senator Shearson Jones, od lat okreœlany jako «przyjacielfarmerów», zapowiedzia³ powo³anie specjalnego funduszu pomocy finansowej tym,którzy z powodu zarazy ucierpieli najbardziej".Nalewaj¹c kawy do fili¿anki, Willard potrz¹sn¹³ g³ow¹ i a¿ zagwizda³.- Ucierpieli? Jak tak dalej pójdzie, to po prostu stracimy wszystko.Przeje¿d¿aj¹c przez Wichitê, Ed w³¹czy³ radio w samochodzie, ale ¿aden dzienniknie wspomina³ o zarazie.Zamiast tego Ed wys³ucha³ d³ugiej opowieœci onauczycielu, który próbowa³ przywróciæ obowi¹zkowe modlitwy w swojej szkole."Taszko³a funkcjonuje bez Boga ju¿ od trzydziestu lat", mówi³."Czas, abyœmy znówzwrócili g³owy w jego kierunku".Ed zatrzyma³ siê na parkingu w centrum miasta i wychodz¹c z samochodu, zabra³ zeskrytki przyciemnione okulary.Przeszed³ szerokim deptakiem do skromnego budynkubiurowego, na którym napis g³osi³: "Stanowe Laboratorium Rolnicze".¯eby nieby³o ¿adnych w¹tpliwoœci co do przeznaczenia budynku, sta³a przed nim br¹zowastatua: uœmiechniêta rodzina wyrastaj¹ca z wielkiego k³osa pszenicy.Wewn¹trz by³o zimno, wszystkie powierzchnie b³yszcza³y, a echo odbija³o kroki.Recepcjonistka o zbyt jaskrawo uszminkowanych ustach skierowa³a Eda na dziewi¹tepiêtro.W windzie stan¹³ obok mê¿czyzny w bia³ym fartuchu, który trzyma³ w rêcepude³ko z napisem "zainfekowane gryzonie" i podœpiewywa³ sobie pod nosem PeaceIn The Yalley.Na dziewi¹tym piêtrze szed³ d³ugim korytarzem, a¿ dotar³ do nie domkniêtychdrzwi z tabliczk¹:DR NILS BENSONPRZEWODNICZ¥CY KONTROLIZASIEWÓWDoktor Benson sta³ przy oknie, patrz¹c pod s³oñce natrzydziestopiêciomilimetrowy slajd.- Wejœæ! - zawo³a³ bardzo g³oœno.Dopiero po chwili obróci³ siê na piêtach, abysprawdziæ, kto do niego przyszed³.- Ach, pan Hardesty, prawda? Pan Hardesty zSouth Burlington?- By³ pan u mnie na Bo¿e Narodzenie, kiedy mia³em k³opoty z ziarnem siewnym -odpar³ Ed.- Tak, to ja.Mi³o mi znów pana widzieæ.Doktor Benson potrz¹sn¹³ jego rêk¹.By³ wysokim mê¿czyzn¹ licz¹cym oko³oszeœædziesiêciu lat, lekko przygarbionym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]