[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.By³o ju¿ po szóstej i wiêkszoœæ sklepów zamkniêto.Wystawy by³y co prawda oœwietlone, ale w œrodku panowa³ mrok, rozjaœniany jedynie pojedynczymi ¿arówkami, które mia³y odstraszyæ potencjalnych w³amywaczy.Skrêci³am w podjazd prowadz¹cy do budynku Lonniego i zaparkowa³am samochód.Wysiad³am i zamknê³am drzwiczki.Nad œcian¹ budynku widzia³am œwiat³a w oknach po drugiej stronie muru.Nie mog³am siê oprzeæ pokusie spojrzenia w okna biura, które wynajê³am zaledwie przed tygodniem.Parking by³ pusty; nie widaæ by³o ani furgonetki Tommy’ego, ani jego niskiego, czerwonego porsche.Górne ¿aluzje po prawej stronie by³y podniesione, lecz te na dole zasuniêto.Nagle dostrzeg³am przesuwaj¹cy siê na tle jasnego okna cieñ.Mo¿e Richard pokazywa³ biuro kolejnemu klientowi.Odwróci³am siê, wiedz¹c, ¿e skoñczy³am z tym ju¿ na dobre.Klamka zapad³a i nie by³o sensu d³u¿ej tego roztrz¹saæ.Pojawienie siê Mariah Talbot uzna³am za szczêœliwe zrz¹dzenie losu.W innym bowiem wypadku wynajê³abym biuro od ludzi, który byli zdolni do pope³nienia morderstwa z zimn¹ krwi¹.Wesz³am powoli po schodach na trzecie piêtro.W kancelarii nie by³o nikogo, ale wszêdzie pali³o siê œwiat³o.Przesz³am korytarzem i otworzy³am drzwi mojego pokoju.Podesz³am do biurka, otworzy³am szufladê i wyjê³am dwie paczuszki kartek, wci¹¿ opakowane w foliê.Otworzy³am jedn¹ z nich i zaczê³am notowaæ.Przez nastêpn¹ godzinê, poch³oniêta prac¹, czu³am siê ca³kowicie bezpieczna.O 19:15 spiê³am zapisane karteczki gumk¹ i wsunê³am je do torby razem z plikiem zapasowych.Zamknê³am biuro i ruszy³am w stronê schodów.Na pierwszym zakrêcie wyjrza³am na zewn¹trz przez niewielkie okienko.Z drugiego piêtra widzia³am wyraŸnie ty³ budynku nale¿¹cego do braci Hevener.Drzwi sta³y teraz otworem.W biurze po prawej stronie (które nadal uwa¿a³am za swoje), rozsuniêto ¿aluzje.W œrodku pali³o siê œwiat³o, ale pokój sprawia³ wra¿enie opuszczonego.Coœ by³o nie tak, ale nie wiedzia³am do koñca co.Mo¿e ktoœ wyszed³ na chwilê, pozostawiaj¹c dla wygody otwarte drzwi.Zaintrygowa³o mnie to, ale mimo wszystko nie zamierza³am tam wêszyæ.Zesz³am na dó³ i wsiad³am do samochodu.Po drodze do domu wst¹pi³am do supermarketu.Kupi³am papier toaletowy, wino, mleko, chleb, jajka, chusteczki higieniczne i ca³y zapas mro¿onych dañ.W pobli¿u mojego domu nie by³o miejsca do parkowania, wiêc musia³am zostawiæ samochód doœæ daleko.By³am wœciek³a, bo z torb¹ i mas¹ zakupów mia³am do przejœcia spory kawa³ek.Kiedy sz³am przez podwórko, nagle z ciemnoœci po prawej stronie wy³oni³a siê jakaœ postaæ.Odskoczy³am o kilkanaœcie centymetrów, z trudem t³umi¹c okrzyk strachu.Jedna z toreb z zakupami wypad³a mi z r¹k, drug¹ przyciska³am mocno do siebie.Przede mn¹ sta³ Tommy Hevener z rêkami wsuniêtymi w kieszenie p³aszcza przeciwdeszczowego.- Czeœæ.- Cholera jasna! Jak mo¿esz? Co ty tutaj robisz?- Porozmawiajmy.- Nie chcê z tob¹ rozmawiaæ.Odsuñ siê.- Schyli³am siê, ¿eby podnieœæ klucze.Jedna torba by³a rozdarta, wiêc szybko zaczê³am wrzucaæ zakupy do drugiej.Po³owa jajek oczywiœcie siê rozbi³a, a wciœniêty w poœpiechu do torby chleb sp³aszczy³ siê na dobre.Nie mia³am pojêcia, jak dojdê do mieszkania, ci¹gn¹c ze sob¹ czêœæ nieuszkodzonych jeszcze zakupów.- Tylko spokojnie - mruknê³am pod nosem.Znalaz³am klucze i podesz³am do drzwi, œwiadoma, ¿e Tommy stoi mi na drodze.Wyci¹gn¹³ rêkê i opar³ d³oñ o drzwi, przyciskaj¹c mnie do nich swoim potê¿nym cia³em.Odwróci³am g³owê, próbuj¹c unikn¹æ wszelkiego kontaktu.- Odsuñ siê ode mnie - rzuci³am ostro.Pomyœla³am o schowanej w torbie broni.- Nie odejdê, dopóki mi nie powiesz, co jest grane.- Jeœli siê nie odsuniesz, zacznê krzyczeæ.- Nie zaczniesz - mrukn¹³.- HENRY!- Ciiii!- HENRY!U Henry’ego zapali³o siê œwiat³o.W drzwiach dostrzeg³am jego twarz.- RATUNKU!- Suka - rzuci³ Tommy.Henry wyszed³ na podwórko z kijem baseballowym w d³oni.Tommy spojrza³ na niego, odwróci³ siê i odszed³ demonstracyjnie wolnym krokiem, pe³en pogardy dla nas obojga.Henry przeszed³ szybko przez podwórko.Jeszcze nigdy nie widzia³am, ¿eby by³ a¿ tak wœciek³y.Na chodniku s³ysza³am oddalaj¹cy siê stukot butów Tommy’ego.- Co siê sta³o? Dzwoniæ na policjê?- Nie.Kiedy tu przyjad¹, jego ju¿ nie bêdzie.- Zrobi³ ci krzywdê?- Nie, ale przestraszy³ mnie na œmieræ.- Powinnaœ to zg³osiæ na policjê.Bêd¹ mieli to w aktach, jeœli on jeszcze raz tu siê pojawi.- W poniedzia³ek porozmawiam z Jonahem.- Sama rozmowa nie wystarczy.Ten facet jest niebezpieczny.Musisz za³atwiæ sobie nakaz s¹dowy, ¿eby trzyma³ siê z dala od ciebie.- Nie s¹dzê, ¿eby wiele to pomog³o.Naprawdê, nic mi nie jest.Pomo¿esz mi wnieœæ to do œrodka?- Jasne.Otwórz tylko drzwi.Niedziela by³a posêpna i zalana deszczem.Ca³y dzieñ spêdzi³am, le¿¹c wyci¹gniêta na kanapie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]