[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wkrótce padnê wyczerpana, a on nawet siê nie spoci.To nie najlepszy pomys³, by uciekaæ w ten sposób.Wybieg³am na nastêpne piêtro i rzuci³am siê do drzwi.Zamkniête.Pozostawa³o mi ju¿ tylko jedno piêtro.Czy zaganiano mnie do pu³apki albo do zagrody? Mia³am przeczucie, ¿e on tu jest pasterzem, ¿e wszystko z góry zaplanowa³.Wychodzi³ w³aœnie na schody poni¿ej, kiedy i ja na nie znów wbieg³am, kieruj¹c siê na drugie piêtro i œciskaj¹c deszczu³kê w d³oni.Nie podoba³o mi siê to wcale.Drzwi na drugim piêtrze uchyli³y siê bez oporu i znalaz³am siê na przyciemnionym korytarzu.Skrêci³am w prawo, zwalniaj¹c trochê tempo.Zasapa³am siê, pot ze mnie sp³ywa³.Rozwa¿a³am, czy by nie znaleŸæ sobie kryjówki, ale wybór mia³am ograniczony.Po obu stronach ci¹gnê³y siê gabinety, lecz ba³am siê, by mnie w jednym z nich nie osaczono.Wystarczy³o, ¿eby sprawdza³ jeden po drugim, a doœæ szybko zorientowa³by siê, w którym siê ukrywam.Prócz tego nie znosi³am siê chowaæ.Czujê siê wtedy jak szeœciolatka i robi mi siê niedobrze.Pragnê³am pozostawaæ w ruchu, wyprostowana, dzia³aæ, a nie kuliæ siê z rêkoma przy twarzy, b³agaj¹c, by Bóg uczyni³ mnie przezroczyst¹.Ponownie skrêci³am w prawo.Za sob¹ us³ysza³am trzask zamykanych drzwi do klatki schodowej.Dojrza³am windê w po³owie d³ugoœci korytarza po prawej stronie.Puœci³am siê sprintem i po dotarciu do niej walnê³am d³oni¹ w guzik ze strza³k¹ w dó³.Tymczasem doktor Fraker podj¹³ now¹ melodiê, tym razem gwi¿d¿¹c kilka pierwszych taktów z „I Don’t Stand A Ghost Of A Chance With You”.Ten facet jest chory czy co?Powtórnie uderzy³am w przycisk, ws³uchuj¹c siê w delikatny szmer kabli.Spojrza³am w prawo.Pojawi³ siê, w cieniu jego chirurgiczna zieleñ mieni³a siê blado.Us³ysza³am, ¿e mechanizm siê zatrzymuje.Zacz¹³ siê szybciej ruszaæ, ale ci¹gle dzieli³o nas dwadzieœcia jardów.Rozsunê³y siê drzwi do windy.O kurwa!Zrobi³am ju¿ krok do przodu, gdy uzmys³owi³am sobie, ¿e nic tam nie ma z wyj¹tkiem ziej¹cej czeluœci szybu i strumienia ch³odnego powietrza, dmuchaj¹cego od do³u.Powstrzyma³am siê na u³amek sekundy przed runiêciem w smoliœcie czarn¹ dziurê.S³abo krzyknê³am, gdy chwyci³am framugê i zako³ysa³am siê przez moment nad przepaœci¹, wreszcie zdo³a³am odzyskaæ równowagê.Cofnê³am siê i zgubi³am swoj¹ broñ.Deska wylecia³a mi z rêki.Na czworakach zaczê³am jej szukaæ.Wówczas mnie dopad³, z³apa³ za w³osy i podniós³ do góry akurat wtedy, gdy moja d³oñ natrafi³a na deskê.Machnê³am ni¹, by zadaæ mu cios.Trafi³am, ale pod z³ym k¹tem, a poza tym nie w³o¿y³am w cios ca³ej si³y.W lewym udzie poczu³am uk³ucie ig³y.Oboje krzyknêliœmy w tym samym czasie.Mój by³ œwiszcz¹cym skowytem bólu i zaskoczenia, jego niskim kwikiem, gdy poczu³ uderzenie deski.Mia³am przewagê u³amka sekundy i wykorzysta³am j¹, kopi¹c go z boku w goleñ.Niedobrze, za nisko.M¹droœæ samoobrony podpowiada³a mi, ¿e nie ma sensu koncentrowaæ siê na zadawaniu bólu napastnikowi.Bo to go tylko rozjusza.Jeœli go nie unieszkodliwiê, przegra³am.Z³apa³ mnie od ty³u.Machnê³am lewym ³okciem, ale znowu nie trafi³am w dziesi¹tkê.Napiera³am na niego, kopi¹c nieprzerwanie w goleñ, a¿ siê wycofa³, oddychaj¹c ciê¿ko.Zdzieli³am go desk¹ przez ramiê i pobieg³am w dó³ korytarzem.Potknê³am siê, ale szybko odzyska³am tempo.Poczu³am, jakbym wdepnê³a w dziurê i przysz³o mi poniewczasie do g³owy, ¿e cokolwiek mi wstrzykn¹³, zaczê³o dzia³aæ.Noga mi siê zatrzês³a, rzepka poluzowa³a, traci³am czucie w stopach.Ten sam strach, który pompowa³ w mój organizm adrenalinê, rozprowadza³ przy okazji jakiœ specyfik.Niby jad wê¿a.Mówi¹, ¿e nie powinno siê wtedy biec.Zerknê³am za siebie.Masowa³ ramiê, odwracaj¹c siê w³aœnie w moj¹ stronê, znowu ruszy³ wolnym krokiem.Nie martwi³ siê, ¿e mogê mu uciec, przypuszcza³am wiêc, ¿e zaryglowa³ drzwi prowadz¹ce na klatkê schodow¹.A mo¿e wiedzia³, ¿e cholerstwo, które mi wstrzykn¹³, nied³ugo zwali mnie z nóg? Traci³am kontakt z koñczynami, z trudem wyczuwa³am trzyman¹ deskê.Ch³Ã³d promieniowa³ od skóry do œrodka, jakby poddano mnie szybkiemu zamro¿eniu, by wys³aæ statkiem Bóg wie dok¹d
[ Pobierz całość w formacie PDF ]