[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Harry ca³¹ si³¹ woli powstrzyma³ siê od parskniêcia œmiechem.- Œmieræ, moi drodzy.Œmieræ.Parvati i Lavender zatka³y sobie usta d³oñmi; wygl¹da³y na przera¿one.- Tak - powiedzia³a profesor Trelawney, kiwaj¹c powoli g³ow¹.- Œmieræ nadchodzi, zbli¿a siê coraz bardziej , kr¹¿y nad zamkiem jak sêp, coraz ni¿ej.coraz ni¿ej.Spojrza³a zjadliwie na Harry'ego, który ziewn¹³ szeroko, wcale tego nie kryj¹c.- Mo¿e zrobi³oby to na mnie trochê wiêksze wra¿enie, gdyby nie powtarza³a tego ju¿ osiemdziesi¹t razy - powiedzia³ Harry, gdy ju¿ zaczerpnêli œwie¿ego powietrza na podeœcie pod klas¹ profesor Trelawney.- Ale gdybym pada³ martwy za ka¿dym razem, kiedy mi to przepowiada, by³bym ju¿ medyczn¹ osobliwoœci¹.- By³byœ czymœ w rodzaju skondensowanego ducha- zachichota³ Ron, kiedy minêli Krwawego Barona, zmierzaj¹cego w przeciwnym kierunku i ³ypi¹cego na nich z³owieszczo.- Ale przynajmniej nie zada³a nam nic do domu.Mam nadziejê, ¿e profesor Vector dowali³ mnóstwo Hermionie, uwielbiam nic nie robiæ, kiedy ona haruje.Ale Hermiona nie pojawi³a siê na kolacji, nie by³o jej te¿ w bibliotece.Siedzia³ tam tylko Wiktor Krum.Ron obserwowa³ go przez chwilê zza pó³ek z ksi¹¿kami, radz¹c siê szeptem Harry'ego, czy podejœæ do niego i poprosiæ go o autograf, gdy nagle za drugim rzêdem pó³ek zobaczyli z szeœæ lub siedem dziewczyn, które debatowa³y o tym samym, wiêc straci³ ochotê.- Ciekawe, gdzie ona polaz³a - zastanawia³ siê na g³os Ron, kiedy wracali do wie¿y Gryffindoru.- Nie mam pojêcia.Banialuki.Ale ledwo Gruba Dama odchyli³a siê, ¿eby ich przepuœciæ, us³yszeli za plecami szybkie kroki, po których poznali Hermionê.- Harry! - wysapa³a, zatrzymuj¹c siê obok nich (Gruba Dama spojrza³a na ni¹, unosz¹c brwi).- Harry, musisz tam pójœæ.musisz pójœæ.to coœ niesamowitego.b³agam.Z³apa³a go za ramiê i zaczê³a ci¹gn¹æ z powrotem korytarzem.- O co chodzi? - zapyta³ Harry.- Poka¿ê ci, jak tam dojdziemy.och, chodŸ, szybko.Harry spojrza³ na Rona, a ten spojrza³ na Harry'ego, równie¿ zaintrygowany.- Dobra - zgodzi³ siê Harry, ruszaj¹c korytarzem razem z Hermion¹.Ron pobieg³ za nimi.- Och, nie przejmujcie siê mn¹! - zawo³a³a za nimi ze z³oœci¹ Gruba Dama.- Nie musicie przepraszaæ! Ja sobie po prostu bêdê tak wisia³a w powietrzu i czeka³a, a¿ raczycie wróciæ, tak?- Tak, dziêki! - krzykn¹³ Ron przez ramiê.- Hermiono, dok¹d idziemy? - zapyta³ Harry, kiedy sprowadzi³a ich szeœæ piêter ni¿ej i sz³a dalej po marmurowych schodach do sali wejœciowej.- Zobaczysz, zaraz sam zobaczysz! - odpowiedzia³a Hermiona, bardzo czymœ podekscytowana.U stóp schodów skrêci³a w lewo i pobieg³a w stronê drzwi, za którymi znikn¹³ Cedrik Diggory w ten pamiêtny wieczór, kiedy Czara Ognia wyrzuci³a jego i Harry'ego nazwiska.Harry jeszcze nigdy tam nie by³.Zeszli za Hermion¹ stromymi kamiennymi schodami, i znaleŸli siê nie w ponurym, w¹skim lochu, podobnym do tego, który wiód³ do klasy Snape'a, tylko w szerokim, kamiennym korytarzu, jasno oœwietlonym pochodniami i ozdobionym weso³ymi obrazami, przedstawiaj¹cymi g³Ã³wnie ró¿ne owoce i potrawy.- Och, daj spokój - powiedzia³ powoli Harry.Zatrzymaj siê na chwilê, Hermiono.- Co? - odwróci³a siê, by na niego spojrzeæ; na jej twarzy malowa³a siê niecierpliwoœæ.- Wiem, o co ci chodzi - powiedzia³ Harry.Szturchn¹³ Rona i wskaza³ na obraz tu¿ za plecami Hermiony.Namalowana by³a na nim wielka, srebrna misa z owocami.- Hermiono! - zawo³a³ Ron, który te¿ siê pokapowa³.- Chcesz nas znowu wci¹gn¹æ w tê twoj¹ zawszon¹ aferê!- Nie, nie, wcale nie! I wcale nie chodzi o ¿adn¹ WESZ, Ron.- A co, zmieni³aœ nazwê? - zapyta³ Ron, patrz¹c na ni¹ ze z³oœci¹.- To jak teraz brzmi? Mo¿e Front Wyzwolenia Skrzatów Domowych? Nie bêdê w³amywa³ siê do kuchni, ¿eby ich namawiaæ do porzucenia pracy! Nigdy w ¿yciu!- Wcale ciê o to nie proszê! - odpowiedzia³a niecierpliwie Hermiona.- Zesz³am tu tylko po to, ¿eby z nimi porozmawiaæ i zobaczy³am.Och, chodŸ, Harry, musisz to sam zobaczyæ! Znowu z³apa³a go za ramiê, zaci¹gnê³a przed obraz z wielk¹ mis¹ z owocami i po³askota³a palcem olbrzymi¹ zielon¹ gruszkê.Ta zachichota³a i zaczê³a siê zwijaæ i marszczyæ, a¿ nagle zamieni³a siê w wielk¹ zielon¹ klamkê.Hermiona chwyci³a j¹, otworzy³a drzwi i pchnê³a Harry'ego mocno w plecy, zmuszaj¹c do wejœcia do œrodka.Zaledwie zd¹¿y³ rzuciæ okiem na wielkie, wysoko sklepione pomieszczenie o rozmiarach Wielkiej Sali, znajduj¹cej siê tu¿ ponad nim, obwieszone b³yszcz¹cymi mosiê¿nymi garnkami i rondlami, z olbrzymim ceglanym paleniskiem w jednym koñcu, kiedy coœ ma³ego podbieg³o do nich ze œrodka sali, skrzecz¹c:- Harry Potter, sir! Harry Potter! W nastêpnej chwili a¿ mu oddech zapar³o, gdy rozwrzeszczany skrzat uderzy³ go mocno w przeponê, œciskaj¹c tak mocno, ¿e o ma³o mu ¿ebra nie popêka³y.- ZZgredek? - wydysza³ Harry.- Tak, to Zgredek, sir, to Zgredek! - zapiszcza³ g³os gdzieœ w okolicach jego pêpka.- Zgredek wci¹¿ mia³ nadziejê, ¿e jeszcze zobaczy Harry'ego Pottera, sir, a Harry Potter przyszed³, ¿eby siê z nim spotkaæ, sir! Zgredek puœci³ go i cofn¹³ siê o kilka kroków, uœmiechaj¹c siê do Harry'ego szeroko.W jego wielkich, zielonych oczach o kszta³cie pi³ek tenisowych zalœni³y ³zy szczêœcia.Wygl¹da³ prawie tak, jak go Harry zapamiêta³: nos jak o³Ã³wek, uszy jak u nietoperza, d³ugie palce i stopy wszystko by³o takie samo, z wyj¹tkiem stroju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]