[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wysoki, przeraŸliwy dŸwiêk rozleg³ siê od stronymodu³u ³¹cznoœci, przerywaj¹c mi skutecznie kwestiê.Wytrzeszczy³emoczy w kierunku jego Ÿród³a.— Co to jest? — zdumia³ siê Bolivar.— Ogólnyalarm.Czyta³em o czymœ takim w trakcie szkolenia, ale nie s³ysza³em, abykiedykolwiek og³oszono go inaczej ni¿ w celach treningowych i na ma³ymobszarze.Wiesz przecie¿, ¿e fale radiowe podró¿uj¹ z prêdkoœci¹ œwiat³ai przesy³anie nimi wiadomoœci w kosmosie jest nonsensem.Dlategowiêkszoœæ z nich przewo¿ona jest przez statki kurierskie, sprawynajwa¿niejsze zaœ s¹ przesy³ane przez psimenów, bo myœli zdaj¹ siêsiêgaæ celu natychmiast.Jeden psiman mo¿e porozumiewaæ siê z drugim bezwzglêdu na dziel¹c¹ ich odleg³oœæ, nie trac¹c chwili czasu.Wszyscy dobrzyoperatorzy pracuj¹ dla Ligi, a wiêkszoœæ dla Korpusu.S¹ urz¹dzeniaelektroniczne, które mog¹ wykryæ tê komunikacjê, ale tylko przy jejpe³nym natê¿eniu, a i to nie dekonspiruje szczegó³Ã³w.Ka¿dy statek Ligima taki wykrywacz, choæ jak dot¹d nigdy ich nie u¿ywano.Aby je uruchomiæ,ka¿dy ¿ywy psiman transmituje w tym samym czasie co inni tylko jedn¹wiadomoœæ.Jedno s³owo: K£OPOTY.Kiedy taki alarm zostaje odebrany, ka¿dystatek udaje siê natychmiast w pobli¿e którejœ z naszych planet lubstacji, aby dowiedzieæ siê, co siê dzieje.Ruszamy.— Mama i James.—Odnalezienie ich bêdzie wymaga³o namys³u i pomocy.Mo¿esz to nazwaæ,jak chcesz, ale wydaje mi siê, ¿e ten alarm ma zwi¹zek z nasz¹ obecn¹sytuacj¹.* * *Pech sprawi³, ¿e mia³em racjê.Wy³oniliœmy siê znadprzestrzeni w pobli¿u automatycznej radiolatarni i nagrany sygna³natychmiast zabrzmia³ w naszych odbiornikach:—.powrót do baz.Wszystkie jednostki zamelduj¹ siê po rozkazy.W ci¹gu ostatniej godzinysiedemnaœcie planet Ligi zosta³o zaatakowanych przez obce si³y.Wszystkie jednostki — powrót do baz.Wszystkie.Ustali³em kurs, zanimjeszcze wiadomoœæ zaczê³a siê powtarzaæ.Do Kwatery G³Ã³wnej Korpusu.Obrona z pewnoœci¹ by³a koordynowana przez Inskippa i tam te¿ musia³ybyæ kierowane wszystkie informacje.Podró¿ by³a markotna.Jedyn¹pociechê znajdowaliœmy z Bolivarem w powtarzaniu sobie, ¿e si³a ognia,jak¹ widzieliœmy na ekranach, wskazywa³a bez dwóch zdañ na to, ¿e moglirozbiæ kr¹¿ownik na atomy w mgnieniu oka.A nie zrobili tego.Chcieli wiêcmieæ za³ogê ¿yw¹.Nie odwa¿yliœmy siê snuæ rozwa¿añ dlaczego, ale samfakt, ¿e Angelina i James byli wiêŸniami, by³ pocieszaj¹cy: wiêŸniów mo¿naodbiæ.* * *Gdy wyszliœmy z nadprzestrzeni, lecia³em jak wariat.Hamowanie w ostatnim momencie, wy³¹czenie kontaktów ledwie ujê³y nasmacki pola, wyjœcie w chwili, gdy w³az zacz¹³ siê otwieraæ.Maj¹c obokBolivara, gna³em przez korytarze wprost do biura Inskippa.Tylko po to, abyznaleŸæ go chrapi¹cego na biurku.— Gadaj — za¿¹da³em, ledwie otworzy³najbardziej zaczerwienione oczy, jakie w ¿yciu widzia³em.— Powinienemby³ wiedzieæ — jêkn¹³.— Musia³eœ wleŸæ akurat, gdy usi³owa³em zasn¹æpierwszy raz od czterech dni.Czy ty wiesz.— Wiem, ¿e jeden z ich statkówpo³kn¹³ mój kr¹¿ownik razem z Angelina i Jamesem i ¿e przez ostatniecztery dni gnietliœmy siê w patrolowcu.— Przepraszam, nie wiedzia³em —wymamrota³ chwiej¹c siê na nogach.Zbli¿y³ siê do szafy i wyci¹gn¹³ zeñkryszta³ow¹ flaszkê, z której ³ykn¹³ solidnie.Pow¹cha³em zawartoœæ izrobi³em to samo.— Wyjaœnij — zakomenderowa³em.— Co siê dzieje?—Inwazja obcych.Pozwól sobie powiedzieæ, ¿e oni s¹ dobrzy.To, copo³knê³o twój kr¹¿ownik, to najciê¿szy, opancerzony polami pancernik,jaki kiedykolwiek widzia³em, a my nie mamy nic, co by³oby w stanie gougryŸæ.Wiêc wszystko, co mo¿emy zrobiæ, to stale siê wycofywaæ.Jak dot¹dnigdzie jeszcze nie wyl¹dowali, ograniczaj¹c siê do ostrza³u naszychpozycji.Nie wiemy, jak d³ugo to mo¿e potrwaæ, ale na pewno zaczn¹ siêdesanty.— Mówi¹c krótko — przegrywamy?— W stu procentach.— Jakie tooptymistyczne.Móg³byœ mi jeszcze powiedzieæ, z kim walczymy?— Móg³bym.Mogê ci nawet pokazaæ.Masz!Wdusi³ przycisk i na œrodku pomieszczeniapojawi³ siê holowizyjny obraz.Macki, czu³ki, pazury, kleszcze, œluzowaty,zielonkawy kad³ub ze zbyt wieloma oczami wystaj¹cymi w najrozmaitszychkierunkach oraz mas¹ innych detali, których lepiej nie opisywaæ.— Uggh —oznajmi³ Bolivar mówi¹c za nas obu.— Jeœli ten siê nie podoba — warkn¹³Inskipp — to co powiecie o tym.albo o tym?Istoty zmienia³y siê przykolejnych wduszeniach klawisza i ka¿da by³a bardziej obrzydliwa odpoprzedniej.— Wystarczy! — wrzasn¹³em w koñcu.— Dobry sposób naodchudzenie, obrzydlistwo! Nie ruszê jedzenia przez najbli¿szy tydzieñ.Który z nich jest naszym wrogiem?— Wszystkie.Niech ci to Coypuwyjaœni.Wywo³any profesor pojawi³ siê na ekranie.Po tych stworach, jegowystaj¹ce zêby i belferskie maniery by³y przyjemn¹ odmian¹.— Zbadaliœmyz³apane okazy, zrobiliœmy sekcjê zabitych i odczyty mózgów ¿yj¹cych.To, co odkryliœmy, nie jest zbyt pocieszaj¹ce.Walczy przeciwko nam du¿aliczba stworzeñ z ró¿nych systemów planetarnych.Z tego co mówi¹, a niemamy podstaw, aby im nie wierzyæ, jest to coœ w rodzaju œwiêtej krucjaty.Ich jedynym celem jest zniszczenie ludzkoœci i zmiecenie przedstawicielinaszej rasy z powierzchni wszechœwiata.— Dlaczego? — wyrwa³o mi siê.—Pytacie dlaczego? — kontynuowa³ Coypu.— Zupe³nie naturalne pytanie.OdpowiedŸ brzmi: bo nie mog¹ na nas patrzeæ.Uwa¿aj¹, ¿e jesteœmy zbytodra¿aj¹cy, aby istnieæ.By³a mowa o zbyt ma³ej liczbie koñczyn, o tym, ¿ejesteœmy za ma³o mokrzy, nasze oczy nie s¹ na s³upkach, nie wydzielamymi³ego œluzu, brak nam wielu istotnych organów.Doszli do wniosku, ¿e niemo¿emy istnieæ obok siebie.— I kto to mówi!? — zdenerwowa³ siê Bolivar.—Te wstrêtne obrzydlistwa.— Piêkno jest wzglêdne — uœwiadomi³em go.— Co niezmienia faktu, ¿e ca³kowicie siê z tob¹ zgadzam.Teraz zamknij siê is³uchaj profesora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]