[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak s¹dzicie —co to oznacza?— Myœlê, ¿e wiem, o co chodzi — odpowiedzia³a Wuju z wahaniem.— Jest teraz pora sucha.Tam, na trawiastej prerii,niebezpieczeñstwo po¿aru jest wiêksze, ni¿ lêk przed psami lub potrzeba ciep³a.— To musi byæ jak hubka! — zauwa¿y³ Brazil.— Je¿eli tak siê obawiaj¹ wszelkiego ognia, musi tam byæ tak sucho, ¿e ka¿daiskra mo¿e wznieciæ po¿ar.Przy sprzyjaj¹cym wietrze mo¿emy im tak przygrzaæ, ¿e ostatni¹ rzecz¹, jak¹ bêd¹ siê przejmowaæ,bêdziemy my!— Wiatr jest tak korzystny, jak tylko mo¿liwe — powiedzia³ Nietoperz spokojnie.— Zatem w porz¹dku — odpar³ Brazil.Zdj¹³ ca³e ubranie i — zupe³nie nagi — wskoczy³ na grzbiet Wuju, k³ad¹c siê na nimplecami.Przeci¹gn¹³ koszulê przez pierœ i pod pachami.— Chwyæ oba koñce, Wuju i okrêæ je sobie dok³adnie.Nie! Œci¹gnijmocno do licha! Jak tylko potrafisz! Tak, teraz lepiej.Podobnie zrobili ze spodniami, przywi¹zuj¹c go w pasie.Zabra³o im kilkadobrych minut, nim zadowolony wreszcie, tkwi³ ty³em mocno przytroczony do grzbietu wierzchowca.Przed nim, w zasiêgu rêkiwisia³y juki wype³nione zapa³kami.Nastêpnie posmarowa³ nie os³oniête czêœci swego cia³a resztkami t³uszczu, s³u¿¹cego naSlongorn do pieczenia.Kuzyn Nietoperz kiwa³ z aprobat¹.Obaj spojrzeli na siebie bez s³Ã³w, wreszcie Nietoperz odwróci³ siê i ruszy³ w dó³ poskalistej grzêdzie.Wuju sz³a za nim.Brazil przeklina³, ¿e nic nie widzi, s¹dzi³, ¿e o czymœ zapomnia³, ba³ siê, ¿e zeœlizgnie siê zgrzbietu Wuju, choæ wêz³y trzyma³y mocno.— Stop! — wrzasn¹³ nagle sprawiaj¹c, ¿e ca³a trójka zamar³a.— Twoje w³osy, Wuju! Zwi¹¿ je.Najlepiej rapciami od miecza, itak bêdziesz go musia³a trzymaæ w rêku.Nie chcia³bym, ¿eby siê zajê³y albo zas³ania³y mi twarz.Zrobi³a, o co prosi³, uk³adaj¹c w³osy do przodu i na lew¹ pierœ, tak, by nie krêpowa³y swobody ruchów miecza, który trzyma³aw prawej rêce.Teraz Brazil by³ przywi¹zany229w trzech miejscach i czu³ siê, jakby pociêto go na kawa³ki.Tego w³aœnie chcia³.Sprawdzali plan wiele razy, ale wci¹¿ nie móg³ pozbyæ siê zdenerwowania.Wuju mog³a na krótkim dystansie biec z prêdkoœci¹ponad trzydziestu piêciu kilometrów na godzinê.Przed nimi by³a odleg³oœæ piêciu kilometrów, póŸniej do parowu, a potemjeszcze — jak daleko siê da.Kuzyn Nietoperz poderwa³ siê i krêci³ zaledwie minutê, jemu jednak zda³a siê ona godzin¹.Wreszcie us³yszeli go za sob¹.—Teraz! — krzykn¹³ lotnik.— Naprzód!Wuju ruszy³a przez równinê na pe³nej szybkoœci.Brazi³ widzia³, jak trawy umykaj¹ do ty³u i trzyma³ siê worków, bo kocha³ ¿ycie.Spoczywa³ na czymœ bardzo koœcistym,podrzucany na wszystkie strony.Choæ noc by³a jasna, a widocznoœæ — znakomita, Brazi³ szybko straci³ z pola widzenia skalistewzgórza, z których niedawno zeszli.— Dalej, Wuju! — ponagla³ j¹ w duchu.— Nie ustawaj!— Trochê bardziej w prawo — dobieg³ ich z góry g³os Nietoperza.— Wuju zastosowa³a siê.— Za bardzo! — us³ysza³a g³osNietoperza, jakieœ dwa-trzy metry nad g³ow¹.— Teraz dobrze.Tak trzymaj!Brazi³ z przestrachem poczu³, ¿e górne wiêzy poluzowa³y siê i jeszcze mocniej uchwyci³ siê toreb.A ona rwa³a do przodu, jakmog³a najszybciej! S³ysza³, jak chwyta powietrze, czu³ wysi³ek, ci¹gle cwa³owali do przodu.Chyba siê nam uda! — pomyœla³ gor¹czkowo.Je¿eli tylko zdo³a siê utrzymaæ przynajmniej przez kilka nastêpnych minut,miniemy ich, zanim siê zorientuj¹!Nagle wêz³y puœci³y, ubranie polecia³o w ciemnoœæ.Brazi-lem rzuci³o do przodu, g³ow¹ w juki.— Nathan! — us³ysza³ jej zdyszony g³os, wywo³any szarpniêciem.— W porz¹dku! — odkrzykn¹³.— Nie zatrzymuj siê! Nagle us³yszeli wokó³ siebie g³osy, chrz¹kanie, jêki i wycie.— Nathan! — krzyknê³a.— S¹ przed nami!— PêdŸ prosto na nich najszybciej, jak tylko mo¿esz! — wrzasn¹³.— R¹b mieczem! — Chwyci³ zapa³ki, potar³ kilka230o twarde, skórzane pasy.Zap³onê³y, ale zaraz zgas³y, zdmuchniête pêdem.Nagle wpad³a na nich, rycz¹cych i dr¹cych pazurami.Œciê³a pierwszych kilku z nóg i ze zdziwieniem stwierdzi³a, ¿e miecz kroi³ich jak mas³o.Jeszcze i jeszcze raz, ciê³a dooko³a, s³ysz¹c jêki zabijanych potworów.Minêli ich wreszcie!— Jeszcze jacyœ? — wrzasn¹³ Brazil.— Na razie nie — dobieg³ go g³os Nietoperza.— JedŸ dalej!— Za to za nami gna ca³a sfora! — zawo³a³ Nathan.— Zwolnij tak, bym móg³ zapaliæ przynajmniej jedn¹ zapa³kê!Popróbowa³ znowu, gdy zwolni³a tempo biegu.Zap³onê³y, lecz zgas³y zanim siêgnê³y ziemi.— Brazil! — zawo³a³ Nietoperz nagl¹co.— To ca³a wataha! Zbli¿aj¹ siê z prawej!Nagle z traw wypad³a na nich grupka, licz¹ca szeœæ, siedem osobników.Nathan poczu³ piek¹cy ból w prawej nodze-Jeden zMurniów skoczy³ i wpi³ siê w jej grzbiet, wyrywaj¹c g³êbok¹ ranê ko³o miejsca, gdzie przymocowane by³y worki.Wrzasnê³aprzeraŸliwie, zatrzyma³a i zaczê³a siê cofaæ tn¹c mieczem.Brazil zdo³a³ siê jakoœ utrzymaæ, rozrywaj¹c jeden z worków z zapa³kami z si³¹, która jego samego zdumia³a.Potar³ jedn¹ iwrzuci³ do torby.Walnê³o, gdy zajê³y siê wszystkie na raz, a on rzuci³ je w trawê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]