[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapali³ œwiat³o.Mru¿¹c oczy odkry³, i¿znajduje siê sam w pustym salonie.Nikogo.Tylko malowana twarz Meksykanki i jejnie sprzedane cytryny.Tylko dywan, pod³oga i meble.Jednak¿e kiedy spojrza³ w kierunku fortepianu, zda³ sobie sprawê, i¿ coœ siêzmieni³o.Zniknê³a ca³a kolekcja marynarskiego rêkodzie³a.Dwadzieœcia lubtrzydzieœci kawa³ków rzeŸbionego fiszbinu, które Celia artystycznie i z wielk¹pieczo³owitoœci¹ poustawia³a na wieku fortepianu.Teraz wierzch instrumentuœwieci³ pustk¹.Lloyd podszed³ do fortepianu i po³o¿y³ d³onie p³asko na wieku.Zimne, b³yszcz¹cei bia³e jak sama œmieræ.Chiñczycy zawsze twierdzili, ¿e œmieræ jest bia³a.Rozejrza³ siê, lecz wygl¹da³o na to, ¿e nie brakuje niczego wiêcej.Któ¿, udiab³a, podj¹³by ryzyko w³amania do domu mieszkalnego dla dwóch tuzinówwyrzeŸbionych figurek?Poszed³ do kuchni.Tylne drzwi by³y otwarte na oœcie¿ i do œrodka nap³ywa³ ch³Ã³dnocy.W powietrzu unosi³ siê zapach oceanu.Ostro¿nie wysun¹³ nieco jedn¹ zkuchennych szuflad i wyj¹³ z niej najwiêkszy nó¿ rzeŸnicki.Boso st¹paj¹c ponagich ceg³ach, wyszed³ na tylny ganek i natê¿y³ wzrok w ciemnoœci.Przez okamgnienie zdawa³o mu siê, ¿e widzi coœ pod drzewem awokada po drugiejstronie patia.Jakiœ blady kszta³t, który ledwie mign¹³.Nie by³o ku temu ¿adnego racjonalnego powodu, lecz nagle ogarn¹³ Lloyda okropnystrach."Nie b¹dŸ œmieszny.Kimkolwiek byli, ju¿ sobie poszli.Najpewniej jakiœnabuzowany szczeniak, szukaj¹cy pieniêdzy na prochy".- Jest tam kto? - zawo³a³.Lecz w gruncie rzeczy nie spodziewa³ siê odpowiedzi.Có¿ niby w³amywacz mia³odpowiedzieæ? - "To ja, nic siê nie bój.W³aœnie siê do ciebie w³amujê".Wyda³o mu siê, i¿ s³yszy nik³y szmer w zaroœlach pod p³otem, ale nie by³ pewny.- Ty tam, do ciebie mówiê! - krzykn¹³ ostro.- Lepiej nie próbuj drugi razw³amywaæ siê do tego domu! Nie rób tego, jeœli nie chcesz, ¿ebym ci ³eb str¹ci³z karku! Mam tu najwiêksz¹ dubeltówkê, jak¹ kiedykolwiek w ¿yciu widzia³eœ, inie bojê siê z niej zrobiæ u¿ytku!Odczeka³ jeszcze minutê, ale nie by³o ju¿ dalszych ha³asów; nic nie wskazywa³ona to, by ktoœ kry³ siê za drzewem awokada czy czai³ siê w zaroœlach."B¹dŸmy szczerzy, do tej pory s¹ ju¿ pewnie w po³owie drogi do Leukadii".Wszed³ z.powrotem do kuchni i zamkn¹³ za sob¹ drzwi.Odczuwa³ lekkie dreszcze,i to nie tylko z zimna.I w³aœnie wówczas, odwracaj¹c siê od drzwi, zda³ sobiesprawê, ¿e intruz dosta³ siê do domu bez sforsowania zamka.¯adna szybka nieby³a st³uczona, nie widaæ by³o œladów manipulowania œrubokrêtem.Ponownieotworzy³ drzwi.Po drugiej ich stronie tkwi³ jeszcze w zamku zapasowy klucz.Zapasowy klucz, który zawsze trzymali schowany w drugim koñcu patia, g³êbokozagrzebany w donicy z sycylijskiej terakoty.Zapasowy klucz, o którym wiedzia³ tylko on i Celia."Chryste Panie, to œmieszne! Ktoœ musia³ widzieæ, jak go tam wk³adaliœmy.Zapewne ogrodnik Pinkertonów.Ci¹gle przesiaduje na drabinie przycinaj¹c pn¹cza.Czyœciciel basenów.Lub ktokolwiek inny.Albo te¿ jest to jedna z tych kryjówek,które têpi i naiwni w³aœciciele domów uwa¿aj¹ za nie do odkrycia, a któredoœwiadczony z³odziej potrafi zlokalizowaæ w ci¹gu kilku minut".Celia nie ¿yje.Celia ju¿ nigdy nie wróci.O œwicie zaœ, o mój Bo¿e, bêdziemusia³ zidentyfikowaæ jej zw³oki.Bêdzie musia³ stan¹æ przy jej spalonychszcz¹tkach i powiedzieæ: "Tak, to kobieta, któr¹ kocha³em".Nie mia³ pojêcia, jak wygl¹daj¹ spalone zw³oki, i sama myœl o tym napawa³a goprzera¿eniem.Zamkn¹³ drzwi i przekrêci³ klucz w zamku, poci¹gaj¹c jeszcze dla pewnoœci zaklamkê.Potem wróci³ do salonu, odczuwaj¹c suchoœæ w ustach, md³oœci i inneskutki wczorajszego pijañstwa.Podszed³ do hiszpañskiego biurka, nala³ sobiepe³n¹ szklankê wody sodowej i wypi³ duszkiem trzy hausty.Pij¹c, przypadkowo spojrza³ na pod³ogê za jedn¹ z sof.Ku jego zdumieniu ca³akolekcja Celii le¿a³a rozsypana na dywanie.Gdy przedtem szed³ do kuchni, by³apoza zasiêgiem jego wzroku.Ale oto znalaz³a siê, wszystkie dwadzieœcia czytrzydzieœci eksponatów.To musia³ byæ ten og³uszaj¹cy ha³as, który us³ysza³.Wygl¹da³o to zupe³nie tak, jak gdyby ktoœ zmiót³ wszystko z wieka fortepianujednym niecierpliwym ruchem rêki.Lloyd ukl¹k³ na dywanie i dok³adnie zbada³ fiszbinowe figurki, z uwag¹ obracaj¹cje w rêku.Szkunery, nabrze¿a portowe, syreny, burze na morzu - wszystko oddanez pedantyczn¹ dba³oœci¹ o szczegó³.Dlaczego ktoœ mia³by odczuwaæ ochotê, byzrzuciæ te wszystkie malutkie arcydzie³a na pod³ogê? To nie mia³o ¿adnego sensu.Chyba ¿e intruz by³ ca³kiem szalony albo otumaniony prochami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]