[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najdro¿szy, jaki znajdê w tym mieœcie.Wiêc jednak.! Ona siê chyba nie wyg³upia³a, pierwszy kwietnia po drugiej stronie roku.Rozpozna³aœ j¹ po g³osie?— Rozpozna³am.— Wiêc jednak ta kurwa.? No i popatrz, jak siê wszystko zgadza! Co za oœlica jakaœ, nie, przepraszam wszystkie oœlice, nie mam dla niej porównania, istniej¹ chyba skorpiony p³ci ¿eñskiej.?— Skorpion sam z siebie nie atakuje — skorygowa³am s³abo.— Musi siê czuæ zagro¿ony.— Widzia³aœ?— Widzia³am.Uciek³.— Wszy, pluskwy i karaluchy — rozwa¿a³a Agata jakoœ okropnie naukowo.— Nie, te¿ nie, one gryz¹ dla ¿ycia, nie ze z³oœliwoœci.Staram siê straszliwie wykombinowaæ cokolwiek gorszego ni¿ cz³owiek, ale sama widzisz, ¿e mi Ÿle wychodzi.Znasz jakiegoœ obrzydliwszego ssaka?Nie mia³am w tym momencie g³owy do ssaków, wysili³am siê jednak i nie znalaz³am ¿adnego.No, owszem, mignê³a mi gdzieœ jakaœ walka jeleni o ³aniê, ale to chyba nie by³o to.— Chcesz mo¿e encyklopediê zwierz¹t.? — spyta³am, wci¹¿ niemrawo.— Idiotka! — zirytowa³a siê Agata.— Gdzie tej szmacie do zwierz¹t.?! Trudno mi w to uwierzyæ, ale chyba Stefan na oczy przejrza³, a ona zaczê³a siê baæ, ¿e intryga wyp³ynie.Mówi³am ci, nie potrafi³aœ uwierzyæ, ¿e to kretyn, któremu gówno na umys³ pad³o, jasne by³o, ¿e siê otrz¹œnie prêdzej czy póŸniej, proszê, proszê, jeszcze i to chcia³a na ciebie zwaliæ, ale za g³upia! Zaraz, nad pó³g³Ã³wkami coœ tam czuwa, nie Pan Bóg, kogo Pan Bóg chce skaraæ, temu rozum odbiera, jakaœ si³a przeciwstawna, nie przypomnê sobie na poczekaniu, ale ty pomyœl przez chwilê, jeœli zdo³asz! Gdybyœ by³a tu, a nie w Ko³obrzegu, gdyby twój samochód sta³ pod rêk¹.!Teraz siê wreszcie otrz¹snê³am, mo¿e nawet skuteczniej ni¿ Stefan.— Ty siê puknij — rzek³am gniewnie.— Ona za g³upia, ¿eby siê w³amaæ do mojego samochodu.Do domu te¿, chyba ¿e przez dzieci, ale ja mam dzieci inteligentne, one s¹ moje, a nie jej.Mo¿e i mia³a takie kretyñskie nadzieje, no i co? Co by jej z tego przysz³o?Po doœæ d³ugim zastanowieniu i zniweczeniu znacznej iloœci koniaku Agata odzyska³a trzeŸwoœæ umys³u.— Masz racjê.To idiotka.W ostatecznym rezultacie rozum nad g³upot¹ panuje, pod warunkiem, ¿e g³upotê do wiadomoœci przyjmie.Trudno mu, ja wiem.Ale niech diabli bior¹ rozum i g³upotê, wa¿ne, ¿e wreszcie do jakiejœ prawdy doszli! Myœlisz, ¿e Stefan na to co.?To wiedzia³am na pewno i nie musia³am myœleæ wcale.— Nic.Nie obchodzi mnie.Niech on siê martwi.Dla mnie umar³, wiesz? I nagle czujê, ¿e zaczynam ¿yæ na nowo, wcale nie jestem stara, dzieci s¹ po mojej stronie i jeden taki.Pawe³ mu na imiê i co ciê reszta obchodzi.W Ko³obrzegu go pozna³am, ale on z Warszawy i mo¿e nawet do niego zadzwoniê.Przez ca³e lata mojej przyjaŸni z Agat¹ z takim poparciem chyba siê nigdy nie spotka³am.***Bie¿an z Górskim ca³¹ dobê spêdzili pracowicie, chc¹c wreszcie przekazaæ zamkniête dochodzenie prokuraturze.Prokurator Weso³owski, prowadz¹cy sprawê, zdo³a³ wykrêciæ siê od udzia³u osobistego, aczkolwiek o s³usznoœci ekspresowego wystosowania nakazu wszelkich przeszukañ zosta³ powiadomiony grubo przed pó³noc¹.Bezwzglêdnie najtrudniejsz¹ czêœci¹ œledztwa by³o przes³uchanie na trzeŸwo osób, uprzednio pijanych.Nast¹pi³o to na koñcu, bo osoby musia³y porz¹dnie wytrzeŸwieæ, ponadto jedn¹ z nich trzeba by³o sprowadziæ do komendy przemoc¹.— No i popatrz, nieprawdopodobne w rezultacie okaza³o siê prawdziwe — rzek³ po tej katordze Bie¿an z westchnieniem ni to ulgi, ni zgrozy.— Jak to tam by³o u tego Holmesa? Odrzuciæ niemo¿liwe nieprawdopodobne samo wyjdzie.— Œlepy fart, nawet nie musieliœmy tego niemo¿liwego odrzucaæ — zauwa¿y³ Robert z sam¹ ulg¹, bez zgrozy.— Ale rzeczywiœcie, sam z siebie cz³owiek by tego nie wymyœli³.Motyw Borkowskiej a¿ siê pcha³, i to by ka¿dy zrozumia³, nawet mia³aby okolicznoœci ³agodz¹ce.Chocia¿ jednak poszlakówka.— Gdyby ta.jak by tu elegancko powiedzieæ.g³upia gêœ, sprawczyni, zdo³a³a podrzuciæ jej dowody rzeczowe, mielibyœmy cholerne k³opoty.Chwaliæ Boga, Zenia nam siê z³ama³a.Czekaj, muszê to wszystko uporz¹dkowaæ.W³asn¹ rêk¹ Bie¿an uk³ada³ wszelkie dokumenty, protokó³y i zeznania, nie maj¹c najmniejszej ochoty eksponowaæ przed ca³ym œwiatem swoich w³asnych b³êdów, wola³ w nich grzebaæ osobiœcie.Utwierdza³ siê w mniemaniu, ¿e tak g³upio ¿adnego dochodzenia nigdy dotychczas nie prowadzi³, a w pomy³kach i zaniedbaniach bije w tej chwili wszelkie rekordy.Górski go nie pociesza³, bo sam ¿ywi³ podobne pogl¹dy, aczkolwiek czyni³ nieudolne próby usprawiedliwiania ich zaæmieñ umys³owych.— Dowód, no, dowód to dowód, dokument to¿samoœci — mówi³ niepewnie.— Cz³owiek spojrzy, ma nazwisko i adres.¯eby chocia¿ mia³a dwa dowody.!— I pamiêtnik z dok³adnym opisem wydarzeñ — powiedzia³ Bie¿an k¹œliwie.— Ta kretynka, sprawczyni, narobi³a tyle g³upot, ¿e w³os na g³owie dêba staje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]