[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wygarn�am cz��, reszta si� nieco oddali�a i zm�ci�a, wlaz�am g��biej, si�gn�am dalej.W upojeniu, bo wreszcie moje, i bez emocji, bo wybiórki.Zape�ni�am siatk� w dwóch trzecich i wylaz�am na brzeg.Co� mi po drodze w czarnym wn�trzu b�ysn�o, ale uzna�am, �e to pewnie pobo�ne �yczenie.Wywali�am kup� na piasek.Pobo�ne �yczenie przemieni�o si� w bursztyn.Jezus Mario! Bursztyn jak byk, chyba ze cztery deka, no, nie czepiajmy si�, niech b�dzie trzy i pó�! Nie p�aski, bry�owaty, przezroczysty, miodowy, od�amany od wi�kszej ca�o�ci, z wn�trzem doskonale widocznym pod �wiat�o.B�ogo�� zala�a mnie od stóp do g�ów.Wyci�gn�am z kieszeni foliow� torebk�, uroczy�cie wrzuci�am do niej cud, z dzik� eksplozj� nami�tno�ci pochyli�am si� znów nad kup�.Ale� tak, by�y w niej bursztyny! Przepi�kna kupa, je�li nie liczy� elementów, ra��cych nieco poczucie estetyki, za�miardni�tego i w po�owie po�artego dorsza, starego trepa oraz ptasiej nogi, te� mocno przechodzonej.Rzecz jasna, ju� nie takie jak ten pierwszy, ale godne uwagi, jeden p�aski, okr�g�y, z czym� po�yskuj�cym w �rodku, gotowy medalion! Bo�e drogi, jedna n�dzna kupka �mieci i tyle szcz�cia.!Nie ko�cz�c przegrzebywania, ponownie wlaz�am w morze, rozproszone �mieci znów zgromadzi�y si� za �ach�, wygarn�am je, mocz�c dok�adnie r�kawiczki, r�kawy i kieszenie kurtki.Wywali�am to na brzeg.Jeszcze jeden troch� wi�kszy, a reszta sam drobiazg, ale drobiazg te� potrzebny, �aden naszyjnik nie sk�ada si� z samych wielkich ba�wanów.Znalaz�am si� w raju.Wymarzeniec pojawi� si� od zachodniej strony, kiedy zdecydowa�am si� wraca�.- A� do Le�niczówki nic nie ma - powiadomi� mnie.- Przez ten kierunek wiatru wszystkie resztki przesun�y si� w t� stron�.Mo�na pewnie znale�� co� u ruskich, ale tam si� ju� nie pchaj.Obejrza�am si� i zobaczy�am siatk� graniczn� w odleg�o�ci jakich� trzystu metrów, co mnie zdumia�o, bo wcale nie wiedzia�am, �e dosz�am a� tutaj.Zaraz potem wyda�o mi si� nie do poj�cia, �e w tak krótkim czasie przelecia� pi�tna�cie kilometrów, wreszcie popatrzy�am na zegarek i stwierdzi�am, �e tkwi�am w raju ju� trzy i pó� godziny.Nie zauwa�y�am up�ywu czasu.Wrócili�my do domu w tempie normalnym, snuj�c si� jeszcze nieco po lesie.Pozby�am si� nadmiernej ilo�ci odzie�y i spe�ni�am obowi�zki, mianowicie wysypa�am nasze bursztyny na du�e arkusze papieru, �eby obesch�y i da�y si� oddzieli� od piasku i �mietków.Serwetkami �niadaniowymi wytar�am smo��.Po czym zesz�am do kuchni.Mój wymarzeniec ju� tam by�, robi� herbat�.Sta� nad czajnikiem, czekaj�c na zagotowanie si� wody.Ca�a rodzina gospodarzy, w postaci trzech osób doros�ych i jednego ma�ego dziecka, te� tam by�a.- Czy pan wie, co oni robi�? - mówi� Waldemar, w owym czasie bardzo m�ody, tak zdenerwowany, �e nie by� w stanie wyj�� poza te sze�� s�ów.- Czy pan wie, co oni robi�? Wie pan, co oni robi�?- Powiedz wreszcie, co oni robi�, i przesta� si� j�ka� - za��da�a surowo jego �ona, Jadwiga, równie m�oda i bardzo pi�kna, w typie Mariny Vlady.- Sk�d pan ma wiedzie�, co oni robi�?- Co oni robi�, to dawno wiadomo - mrukn�� z k�ta dziadek, trzymaj�cy dziecko na kolanach.Od ogólnego wzburzenia powietrze by�o g�ste, wi�c zatrzyma�am si� w progu, zaciekawiona, na razie nie wkraczaj�c do akcji.Waldemara cz�ciowo odblokowa�o.- Pan wie, co oni robi�? To si� cz�owiekowi w �rodku przewraca! Tu jeden w�a�nie wróci�, za siatk� go z�apali, chocia� w morzu, a nie taki g�upi, �eby wraca� na ich stron�, na nasz� by wróci�! To nie, przekroczy�, powiedzieli.Do stra�nicy go wzi�li na trzy dni, �eby im drzewo r�ba�.Zawsze tak robi�.- R�banie drzewa, to jeszcze nic takiego - zauwa�y�a krytycznie Jadwiga.- Jakie r�banie drzewa?! No dobrze, r�banie, niech r�bie, lepiej por�ba� ni� Syberia, czy tam ten ich gu�ag! Nie o to chodzi! Pan wie, co oni robi�?!Ten mój milcza� nad czajnikiem, przezornie nie wysuwaj�c �adnych przypuszcze�.- Przy pla�y go z�apali, za siatk�, a on mia� bursztyn! - kontynuowa� Waldemar, d�awi�c si� niemal w�asnymi s�owami.- Odebrali mu ten bursztyn, wydarli z r�ki ca�� torb�, co mia� robi�, odda�, nie? A oni, pan wie, co zrobili? Ju� jak go tam na stra�nic� zawlekli, zacz�li wrzuca� ten bursztyn do pieca! Do pieca, na spalenie! Razem z drewnem! Kawa�y jak pi��, bo trzy dni temu jeszcze sz�o, to si� pali, po�ow� jeden wrzuci�, a te inne swo�cze patrzy�y i nic! Jeden wreszcie wszed�, tamtego za r�k� z�apa�, nie lzia, powiada, czto ty die�ajesz, powiada, eto nie lzia! A ten, pan wie, co mówi? �e pacziemu nie lzia, zawsze lzia, a teraz nagle nie, to o co chodzi?- Ale przesta�? - zainteresowa� si� dziadek.- Przesta�, tamten, ten co wszed�, zabra� torb� z t� reszt�, zabroni� pali�.- A po có� on z torb� wchodzi� do morza? - spyta�a podejrzliwie Jadwiga.- Torb� chyba mia� na brzegu? Znaczy, �e ju� by� po tamtej stronie?- Na szyi mia�, na sobie, a nawet je�li, no to co? Niechby go wzi�li, ale bursztyn pali�.?! Po�ow� zmarnowa�! Wszyscy mówi�, �e oni tak zawsze, bo co i raz to naszego z�api�, czy to na morzu, czy na Zalewie, do stra�nicy i drzewo musi r�ba� trzy dni.- Nasi tak samo robi�, od samego pocz�tku - wtr�ci� si� znów dziadek.- Na co to tam komu jakie� polityczne kr�taniny, lepiej ugodowo.Drzewa nar�bie i niech sobie idzie, ju� mu tam swoi dadz� do wiwatu.- Ale u nich samo wojsko, a u nas ludzie! - rozz�o�ci� si� dodatkowo Waldemar.- Ale wszystko jedno, oni bursztyn pal�! Zabra�, niechby zabrali, ju� trudno, ale do pieca.? I to który to ju� raz, ja sam nie wierzy�em, bo a� si� co� robi, ale ten Marian dopiero co, godzin� temu, wróci� i sam do mnie mówi�! Prawie p�aka�! Widzi pan, co oni robi�?! Bursztyn pal�!- Staro�ytni Rzymianie te� palili - powiedzia� mój wymarzeniec ugodowo.Mnie sam� zatchn�o.Porównanie staro�ytnych Rzymian z rusk� stra�� graniczn� samo w sobie mog�o cz�owieka dobi�, a to wszak nie stanowi�o sedna rzeczy.Zarazem jednak przelecia�o mi przez g�ow�, �e kupcy w owych czasach drobnicy i mia�u nie nabywali, same rarytasy, wielkie i pi�kne, a chmurka w bryle to by� dech boga, tym ci Rzymianie palili.? A mo�e jednak brali i mia�, na wag�, by�aby to ju� pewna pociecha.Stoj�c wci�� w progu kuchni, tak si� zaj�am staro�ytnymi Rzymianami, �e umkn�� mi fragment dyskusji.Waldemar wda� si� w k�ótni� z dziadkiem, który j�� wspomina� nieco dawniejsze czasy i znacznie gorsze rzeczy.Jadwiga patrzy�a na tego mojego jakim� dziwnym wzrokiem, diabli wiedz�, co on tu jeszcze móg� powiedzie�.Bursztyn, mimo wszystko, wyszed� na prowadzenie.- Dwadzie�cia deka, prosz� pana - mówi� ze wstr�tem Waldemar, uparcie zwracaj�c si� do osobnika pokrewnej p�ci, nie b�d�cego jego te�ciem.- A on mi powiada, nic nie szkodzi, prosz� pana, ja i tak to potn�.Jak on chce poci��, to ja mu mam sprzedawa� takie kawa�y po dwadzie�cia deka?! Niech sobie tnie drobnic�! To g�upek jaki�, ja mam to wszystko da� na zmarnowanie?!- Nie da�, tylko sprzeda� - przypomnia�a delikatnie Jadwiga.- Za pieni�dze.- Ja mam gdzie� jego pieni�dze.!- Ale ja nie mam gdzie�.Mnie si� przydadz�.Chocia�by �eby schody w domu wyko�czy�.Znów przesta�am s�ysze�, co mówi�.Rozumia�am Waldemara lepiej ni� Jadwig�, mimo zachodz�cej tu równie� wspólnoty p�ci.Bry�y rzadkiej urody i wielko�ci i taki kretyn chce je ci�� na ma�e kawa�ki, chocia� ma�ych kawa�ków ma skolko ugodno! No owszem, wiadomo by�o dlaczego, na bi�uteri� potrzebne mu jednakowe, ca�y naszyjnik z jednego materia�u, poszczególne korale nie maj� prawa ró�ni� si� od siebie, oboj�tne jak szlifowane.Przedwojenny naszyjnik mojej matki z pewno�ci� równie� pochodzi� z jednej bry�y.Kolczyki, te� identyczne, jak on, ten nieszcz�sny artysta, ma osi�gn�� upragniony efekt inaczej, jak tylko tn�c.? No dobrze, ale to niech sobie tnie te gorsze, no nie, nie gorsze, niew�a�ciwe s�owo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]