[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nie twoja rzecz.- Te¿ prawda.Jaki masz samochód?- Sportowy.- Jakiej marki?- Bentley continental.- Sportowy.Continental - rzek³em i rzuci³em mu znacz¹ce spojrzenie, ale napró¿no, patrzy³ bowiem na dywan.byæ mo¿e faktycznie zgubi³ diamentow¹ szpilkêdo krawata.- Lubisz dywany i samochody w dobrym guœcie.- To stary wóz.U¿ywany.- Kiedy go kupi³eœ?Gwa³townie podniós³ wzrok i spojrza³ na mnie- O co ci chodzi? Do czego ty w³aœciwie zmierzasz?- Kiedy go kupi³eœ ?- Dwa i pó³ miesi¹ca temu - odpowiedzia³ i znów zacz¹³ badaæ wzrokiem dywan.-Mo¿e trzy.- Powiedzia³eœ, ¿e to stary wóz.Ile ma lat?- Cztery.- Cztery lata.Nikt nie odda czteroletniego bentleya continentala za bezcen.Taka zabawka kosztuje oko³o piêciutysiêcy funtów.Sk¹d wzi¹³eœ tak¹ sumê trzy miesi¹ce temu? Wzi¹³em.Zap³aci³emgotówk¹ tysi¹c funtów, a resztêroz³o¿ono mi na trzy lata.Wiêkszoœæ ludzi kupuje samochody w ten sposób.- D³ugoterminowy kredyt, ¿eby zachowaæ kapita³.To dla takich ludzi jak ty.Dlaludzi podobnych do mnie to siê nazywa sprzeda¿ ratalna.Obejrzyjmy sobie têtwoj¹ umowê.Przyniós³ j¹ jeden rzut oka pozwoli³ mi stwierdziæ, ¿e MacDonald mówi³ prawdê.Ile wynosi twoja pensja, doktorze MacDonald? - spyta³em.Niewiele ponad dwa tysi¹ce funtów.Rz¹d nie jest zbyt hojny.Przesta³ siê ju¿ wœciekaæ i oburzaæ.Ciekawi³o mnie dlaczego.A wiêc po odjêciu podatku i tego, co wydajesz na ¿ycie, pod koniec roku mo¿eszzaoszczêdziæ a¿ tysi¹c funtów.To daje trzy tysi¹ce po trzech latach.Jednakwed³ug umowy masz w tym czasie zap³aciæ cztery i pó³ tysi¹ca, ³¹cznie zodsetkami.Jak chcesz dokonaæ tego matematycznego cudu?- Mam dwie polisy ubezpieczeniowe, p³atne w przysz³ym roku.Zaraz ci je poka¿ê.- Nie fatyguj siê.Powiedz mi, doktorku, dlaczego jesteœ taki zaniepokojony izdenerwowany?- Jestem spokojny.- Nie k³am.- No dobrze, k³amiê.Jestem zaniepokojony i jestem zdenerwowany.Twoje pytaniazdenerwowa³yby ka¿dego.Mo¿e i mia³ racjê.- A dlaczego one ciê tak denerwuj¹, doktorku? - spyta³em.- Dlaczego? Te¿ pytanie! wykrzykn¹³ rzucaj¹c mi wœciek³e spojrzenie, a potemponownie zabra³ siê do szukania szpilki.- Bo nie podoba mi siê to, co staraszsiê udowodniæ za pomoc¹ swoich pytañ.Nikomu by siê nie podoba³o.- A co takiego staram siê udowodniæ?- Nie wiem odpar³ krêc¹c g³ow¹ i nie podnosz¹c wzroku.Próbujesz udowodniæ, ¿e¿yjê ponad stan.A tak nie jest.nie wiem, czego chcesz dowieœæ.- Dziœ rano, doktorku, masz kaprawe oczka rzek³em.I chyba nie bêdzieszprotestowa³, jak ci powiem, ¿e œmierdziszzwietrza³¹ whisky.Wygl¹dasz jak cz³owiek, który wczoraj nieŸle sobie popi³ iteraz za to pokutuje.nie powiem, ¿eby cipomog³o te parê ciosów w splot s³oneczny.Zabawne, ale figurujesz.w naszychaktach jako osoba pij¹ca umiarkowanie i tylko towarzystwie.Nie jesteœalkoholikiem.Ale wczoraj wieczorem by³eœ sam, a tacy jak ty nie pij¹ do lustra.- Dlatego tak ciê sklasyfikowano.Wczoraj jednak pi³eœ w samotnie.i to ostro,doktorku.W³aœciwie dlaczego? Mo¿e ze zmartwienia? Widaæ coœ ciê trapi³o,jeszcze zanim zjawi³ siê tu Cavell z jego k³opotliwymi pytaniami.- Zwykle wypijam jednego przed snem - odpowiedzia³ na swoj¹ obronê, wci¹¿patrz¹c w dywan, ale nie szuka³ ¿adnej szpilki, tylko stara³ siê ukryæ przedemn¹ twarz.- To nie zrobi ze mnie alkoholika.Có¿ to jest jeden do poduszki?- Albo dwa - przyzna³em.- Kiedy jednak taki jeden okazuje siê przesz³o po³ow¹butelki, to ju¿ przestaje byæ jednymdo poduszki.Rozejrza³em siê po pokoju.- Gdzie jest kuchnia? - spyta³em.- Czego ty.- Odpowiadaj, do cholery!- Tam.Wyszed³em z pokoju i znalaz³em siê wœród tych b³yszcz¹cych potwornoœci ze stalinierdzewnej, które przypominaj¹ niekompletn¹ salê operacyjn¹.Jeszcze jedenpowód na du¿e pieni¹dze.Obok b³yszcz¹cego zlewu zaœ kolejne dowody, ¿eMacDonald rzeczywiœcie wypi³ trochê wiêcej ni¿ jednego do poduszki butelkawhisky w trzech czwartych pusta, a ko³o niej rozdarty o³owiany kapturek.Niecodalej brudna popielniczka, pe³na rozgniecionych niedopa³ków.Odwróci³em siêus³yszawszy za sob¹ jakiœ szmer.W drzwiach sta³ MacDonald.- No, dobrze - odezwa³ siê znu¿onym g³osem.- A wiêc pi³em.Przez jakieœ dwie dotrzech godzin.Nie nawyk³em dotakich strasznych rzeczy, Cavell.Nie jestem policjantem ani ¿o³nierzem.Dwapotworne, ohydne morderstwa.Lekko wzruszy³ ramionami.Jeœli udawa³, robi³ to znakomicie.- Baxter od lat by³ jednym z moich najlepszych przyjació³.Dlaczego zosta³zabity? sk¹d mogê wiedzieæ, czy zabójca nieszuka nastêpnej ofiary? 1 zdajê sobie sprawê, czym jest szatañski wirus.MójBo¿e, cz³owieku, mia³em wystarczaj¹cedowody, ¿eby zamartwiæ siê na œmieræ.Rzeczywiœcie mia³eœ przyzna³em.I ci¹gle je masz, choæ depczê mu po piêtachMyœlê o zabójcy.A mo¿e on teraz ciebie chce za³atwiæ? To równie¿ nale¿a³obywzi¹æ pod uwagê.- Jesteœ zimny, bezwzglêdny drañ - wycedzi³ przez zêby.- na mi³oœæ bosk¹, odejdŸi daj mi spokój.- Ju¿ idê.Zamknij siê na klucz, doktorku.- Jeszcze siê spotkamy, Cavell - powiedzia³ odzyskuj¹c odwagê, kiedy schowa³empistolet i zbiera³em siê do wyjœcia.Zobaczymy, czy bêdziesz taki cholernie twardy, kiedy staniesz przed s¹demoskar¿ony o napaœæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]