[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Œci¹gn¹³ swój mokry kombinezon, rzuci³ go Gilly ipowiedzia³:- Wracamy.Ta wycieczka nagle przesta³a byæ przyjemna.Podszed³ Forrest, nios¹cwobu rêkach dzbanek gor¹cej kawy.- Co z finansami? - zapyta³.- Co my zrobimy bez teœcia Johna?- Poradzimy sobie, jasne? - warkn¹³ Edward.- Pogadam z Gerrym z TowarzystwaInwestycyjnego Massachusetts.Dosyæ go zainteresowa³ pomys³, ¿eby wykorzystaæ“DavidaDarka” jako turystyczn¹ atrakcjê.- No.skoro uwa¿asz, ¿e dasz radê wytrzasn¹æ sk¹dœ szeœæ milionów.- zacz¹³niepewnie Forrest.- Wytrzasnê sk¹dœ te szeœæ milionów, jasne? - - uci¹³ Edward.- A teraz wracajmydoSalem, zanim powiem coœ, czego potem bêdê ¿a³owa³.Zawróciliœmy i Dañ Bass skierowa³ ³Ã³dŸ w stronê brzegu.Nikt nic nie mówi³,nawetGilly trzyma³a siê na dystans.Kiedy przycumowaliœmy do Przystani Pickeringa,nie trac¹cczasuwyskoczy³em z “Diogenesa”, zarzuci³em torbê na ramiê i ruszy³em w stronêparkingu.- John! - zawo³a³ ktoœ za mn¹.Przystan¹³em i odwróci³em siê.To by³ ForrestBrough.- O co chodzi? - zapyta³em.- Chcia³em tylko powiedziaæ, ¿e ¿a³ujê, ¿e tak to wysz³o -mrukn¹³.Popatrzy³em na “Diogenesa” i na Gilly, która sk³ada³a piankowe kombinezony iposypywa³a je talkiem.Nawet nie podnios³a wzroku ani nie pomacha³a mi napo¿egnanie.- Dziêkujê, Forrest - powiedzia³em.- Ja te¿ tego ¿a³ujê.ROZDZIA£ 30A jednak mylnie os¹dzi³em Gilly.Wróci³em do domu przy Alei Kwakrów i w³aœniepakowa³em kilka koszul oraz swetrów przed przeprowadzk¹ do starego Evelitha,kiedyzadzwoni³ telefon.- John? Tu Gilly.- Gilly? Myœla³em, ¿e nie rozmawiasz ze mn¹, tak jak reszta tegoarcheologicznegoklubu od Peabody'ego.Rozeœmia³a siê.- Nie chcia³am ich dra¿niæ.Zrozum, John, od miesiêcy prowadzê im dziennikpok³adowy, s¹ ode mnie uzale¿nieni.Ale uwa¿am, ¿e Edward g³upio siê zachowa³ wsprawietej miedzianej skrzyni, któr¹ chcia³eœ wydobyæ z ³adowni.No, bo jeœli taskrzynia naprawdêma jakiœ zwi¹zek z duchami, to uwa¿am, ¿e powinni od razu j¹ wyci¹gn¹æ.- Ja te¿ tak uwa¿am - zapewni³em j¹.- Ale widzia³aœ, jak zareagowa³ Edward.Ito jestfacet, który mówi³, ¿e zawsze bêdzie moim przyjacielem.Wola³bym ju¿ mieæ doczynienia zMictantecutli.Przynajmniej wiadomo, czego siê po nim spodziewaæ.- Czy Edward naprawdê obieca³ ci, ¿e od razu wydobêdzie tê miedzian¹ skrzyniê?- Da³ mi to do zrozumienia.Najszybciej jak tylko mo¿na, dok³adnie takpowiedzia³.Wiedzia³em, ¿e nie da siê tego za³atwiæ w dwie minuty, nawet kiedy ju¿zlokalizujemy wrak.Ale nigdy nie by³o mowy o ca³ych latach.Ta sprawa jest zbytpilna, ¿eby j¹ przeci¹gaæ na lata.Tak czy inaczej demona trzeba stamt¹dwydobyæ, i toszybko.Gilly milcza³a przez chwilê, po czym powiedzia³a:- Dziœ wieczorem przeprowadzasz siê do Tewksbury, tak?- Zgadza siê.- No to wpadnê do ciebie póŸniej, jeœli mo¿esz zaczekaæ do dziewi¹tej albodziesi¹tej.Muszê najpierw skoñczyæ remanent w sklepie.- Dobrze, czekam na ciebie miêdzy dziewi¹t¹ a dziesi¹t¹.Mo¿esz przyjœæ nawetpóŸniej.Skoñczy³em pakowanie i zrobi³em obchód ca³ego domu.Sypialnie by³y ciche ipuste.Wszêdzie panowa³a dziwna, duszna atmosfera, jak gdyby dom wiedzia³, ¿ewyje¿d¿am.Zajrza³em do ³azienki na piêtrze, ¿eby zabraæ szczoteczkê do zêbów.Przystan¹³emna chwilê ipopatrzy³em na swoje odbicie w lustrze nad wann¹.Wygl¹da³em na wyczerpanego.Podoczami mia³em purpurowe plamy, moja twarz przybra³a dziwaczny, lisi wyraz, jakgdybydecyzja o uwolnieniu Mictari-tecutli zmieni³a mnie fizycznie, podobnie jakportret DorianaGraya zmienia³ siê pod wp³ywem rozpustnego i niemoralnego postêpowaniaw³aœciciela.Wzi¹³em walizkê i zszed³em na dó³.Upewni³em siê, ¿e krany s¹ zakrêcone, alodówkawy³¹czona i otwarta, ¿eby siê rozmra¿a³a.Potem wszed³em do salonu isprawdzi³em, czy nicnie zostawi³em.Zamierza³em nawet zabraæ ze sob¹ obraz “Davida Darka” na wszelkiwypadek, bo przecie¿ stary Evelith móg³ coœ przeoczyæ na obrazie, zanim gosprzeda³.W dalszym ci¹gu chcia³em zamieszkaæ w Tewksbury, u Eve-litha, chocia¿ nienale¿a³em ju¿ do zespo³u Edwarda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]