[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Newson, Carter, Milton i Quarry chwilowo milczeli, ale ich twarzedowodzi³y a¿ nadto wyraŸnie, ¿e zgadzaj¹ siê w ca³ej rozci¹g³oœci z wyra¿anymig³oœno pogl¹dami Hagenbacha.Hagenbach by³ jednak tylko cz³owiekiem i w koñcuzabrak³o mu tchu.- £adnie nas urz¹dzi³.- Bior¹c pod uwagê okolicznoœci,opanowanie Miltona by³o godne podziwu.- £adnie? - Quarry szuka³ lepszego s³owa,ale da³ za wygran¹.- Jeœli zrobi jeszcze jeden taki numer - je¿eli my zrobimyznowu coœ takiego - po³owa narodu stanie po stronie Bransona.Co teraz? -Poczekajmy na wiadomoœæ od Revsona - stwierdzi³ Hagenbach.- Od Revsona? -Admira³ Newson nie by³ zachwycony pomys³em.- Jak dot¹d niczym szczególnym siênie popisa³.- Sto do jednego, ¿e Revson nie zawini³ - powiedzia³ Hagenbach.-Proszê nie zapominaæ, ¿e to my podjêliœmy ostateczn¹ decyzjê.Wspólnie ponosimyodpowiedzialnoœæ, panowie.Siedzieli wokó³ sto³u, odczuwaj¹c nieznoœny ciê¿arodpowiedzialnoœci.Ka¿dy z nich by³ jak Atlas, dŸwigaj¹cy na ramionach swójw³asny œwiat.Rozdzia³ IX Tego wieczoru wydarzenia na moœcie rozgrywa³y siêszybko, ale w sposób zorganizowany.Specjalna karetka zabra³a nosze ze zw³okamiHansena.Wygl¹da³o na to, ¿e sekcja oka¿e siê tylko strat¹ czasu.Taki by³jednak wymóg prawa w sytuacji, gdy ktoœ umiera³ w niezwyk³ych okolicznoœciach.Doktor Kylenski i jego kolega wsiadali do karetki z wyraŸn¹ ochot¹.Dziennikarze, zak³adnicy i porywacze jedli kolacjê.Trudno siê dziwiæ, ¿e tympierwszym i tym drugim wyraŸnie nie dopisywa³ apetyt, za to pragnienie mieli takwielkie, i¿ trzeba by³o zamówiæ dodatkowe napoje.Opuœci³y most dwa wozytransmisyjne telewizji, a wkrótce potem obie furgonetki z ¿ywnoœci¹.Na koñcuodjechali wiceprezydent Richards i Hendrix.Wiceprezydent d³ugo i powa¿nierozmawia³ w cztery oczy z prezydentem, podobnie jak genera³ Cartland zHendrixem.Branson przygl¹da³ siê temu z pob³a¿liw¹ wyrozumia³oœci¹, nieokazuj¹c jednak szczególnego zainteresowania.Ich ponure i przygnêbione twarzenie pozostawia³y z³udzeñ, ¿e rozmowy okaza³y siê ca³kowicie bezowocne.Trudnoby³o spodziewaæ siê czegoœ innego.Niewykluczone, ¿e Bransona ogarn¹³ sza³radoœci po sukcesie, jaki odniós³ dziêki ostatniemu wyst¹pieniu w telewizji.Jego twarz pozosta³a jednak niewzruszona.W momencie gdy Richards i Hendrixruszyli w stronê czekaj¹cego na nich wozu policyjnego, Branson podszed³ doKowalskiego.- No i jak? - Rêczê g³ow¹, panie Branson.Ani na chwilê niespuœci³em z oka Hendrixa i wiceprezydenta.Revson nie zbli¿y³ siê do ¿adnego znich nawet na dwadzieœcia metrów.Branson zdawa³ sobie sprawê, ¿e Kowalski -inteligentny m³odzieniec - przygl¹da mu siê z wyrazem nie zaspokojonegozaciekawienia.Obdarzy³ go swym typowym, ledwie dostrzegalnym i nic nieznacz¹cym uœmiechem.- Zastanawiasz siê, dlaczego Revson tak mnie niepokoi? -Nie zastanawiam siê, sir.Intryguje mnie to.Znam pana od trzech lat.Nigdy nies¹dzi³em, ¿e przeœladuj¹ pana krasnoludki.- A teraz? - Branson odwróci³ siê izawo³awszy "proszê zaczekaæ" do Richardsa, odezwa³ siê ponownie do Kowalskiego.- Co to niby ma znaczyæ? - Có¿, chodzi o Revsona.Przeszukano go dokumentnie.Przeszed³ przez wszystkie próby.Mo¿e gdybyœmy wiedzieli, co pan.- Wszystkiepróby.Z rozwiniêtym sztandarem.Mo¿e jego bandera powiewa zbyt wysoko?Skosztowa³byœ tych zachwycaj¹cych potraw z jadem kie³basianym? - S³owo dajê, ¿enie.- Zawaha³ siê przez chwilê.- No, mo¿e gdyby pan sam mi kaza³.- I gdybymci przytkn¹³ pistolet do pleców? Kowalski nic nie odpowiedzia³.- Revson niepodlega moim rozkazom - ci¹gn¹³ Branson.- I nie mia³ przystawionego pistoletu.- Mo¿e dostaje rozkazy od kogoœ innego.- To ca³kiem mo¿liwe.Miej go na oku,Kowalski.- Choæbym mia³ nie spaæ ca³¹ noc.- Chyba by³bym ci za to wdziêczny.Branson odszed³ w stronê wozu policyjnego.Kowalski patrzy³ za nim g³êbokozamyœlony.Wiceprezydent i Hendrix czekali zniecierpliwieni obok otwartych drzwipolicyjnego samochodu.Branson zbli¿y³ siê i zapyta³: - Pamiêtacie, panowie, onieprzekraczalnym terminie? - O jakim terminie? Branson uœmiechn¹³ siê.- Niechpan nie próbuje udawaæ g³upiego, panie wiceprezydencie.Chodzi o przelew pewnejsumy do Europy.Pó³ miliarda dolarów.Plus, oczywiœcie, moje wydatki w wysokoœcidwustu piêædziesiêciu tysiêcy.Na jutro.Do po³udnia.Mro¿¹ce spojrzenieRichardsa powinno by³o natychmiast zmieniæ Bransona w kamieñ.Nic takiego siêjednak nie sta³o.- I proszê pamiêtaæ o dodatku za zw³okê.Dwa miliony dolarówza ka¿d¹ godzinê opóŸnienia.Tak¿e o u³askawieniu, rzecz jasna.Spodziewam siê,¿e to mo¿e potrwaæ.Wasz Kongres bêdzie pewnie w tej sprawie trochê wybrzydza³.My jednak, to znaczy wasi przyjaciele i ja, mo¿emy wygodnie wypoczywaæ naKaraibach, a¿ wszystko zostanie za³atwione.¯yczê panom mi³ego wieczoru.Odszed³i zatrzyma³ siê przy otwartych drzwiach ostatniego autobusu.By³ tam Revson, zprzewieszonym przez ramiê aparatem, który Chrysler w³aœnie mu odda³.- Czystyjak ³za, panie Branson.- Chrysler powiedzia³ to z uœmiechem.- S³owo dajê,chcia³bym mieæ coœ takiego.- Nied³ugo kupisz sobie tuzin.Mia³ pan jeszczejeden aparat, Revson.- Owszem - westchn¹³ Revson.- Mam go panu przynieœæ? -Lepiej nie.Przyniesiesz, Chrysler? - W pi¹tym rzêdzie, miejsce od œrodka -powiedzia³ us³u¿nie Revson.- Le¿y na fotelu.Chrysler wróci³ z aparatem ipokaza³ go Bransonowi.- Asahi Pentax.Te¿ mam taki.W œrodku ma tylezminiaturyzowanych elementów, ¿e nie mo¿na tam schowaæ nawet ziarnka grochu.-Zak³adaj¹c, oczywiœcie, ¿e nie jest to tylko pusta obudowa.- Aha.- Chryslerspojrza³ na Revsona.- Nie ma filmu? - Revson pokrêci³ przecz¹co g³ow¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]