[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To sama siła wznoszenia.Wypróbowałem ją, gdy mieszkałem w stolicy.To niejest łatwa jazda.ale z jedną osobą na pokładzie powinno się powieść. Sol spojrzał za siebie, w dolinę, w stronę, gdzie cień urwiskaukrywał wejście do Grobowców Jaskiniowych.Myślał, czy ojciec Dure i Het Masteenjeszcze żyją. - Chcesz sprowadzić pomoc? - Jeden z nas to zrobi; sprowadzi tutaj statek.A przynajmniejuwolni go i pośle po nas z automatycznym pilotem.Możemy ciągnąć losy. Sol uśmiechnął się. - Pomyśl tylko, przyjacielu.Dure nie ma zdrowia, bypodróżować, a już na pewno nie zna drogi.Ja.- Podniósł Rachelę i przytuliłjej główkę do policzka.- Podróż może potrwać kilka dni.A dla nas to za długo.Jeśli coś można dla niej zrobić, to musimy zostać tutaj i sprostać wyzwaniu.Musisz lecieć sam. Konsul westchnął, ale się nie spierał. - Poza tym - rzekł Sol - to twój statek.Jeśli ktokolwiekbędzie w stanie uwolnić go spod aresztu nałożonego przez Meinę Gladstone, to tymkimś jesteś ty.I znasz dobrze generalnego gubernatora.Konsul popatrzył nazachód. - Ciekawe, czy Theo nadal jest u władzy. - Wracajmy.Opowiemy ojcu Dure o naszym planie - powiedziałSol.- Poza tym zostawiłem w jaskini odżywkę, a Rachela zgłodniała. Konsul zwinął matę, włożył ją do torby i popatrzył na BrawneLamię i obrzydliwy kabel niknący w głębi grobowca. - Czy nic się jej nie stanie? - Powiem Paulowi, żeby przyszedł tu z kocem, a my przeniesiemytutaj naszego drugiego inwalidę.Odlecisz jeszcze w nocy, czy poczekasz dowschodu słońca? Konsul potarł policzki gestem znużonego człowieka. - Nie podoba mi się pomysł lotu nad górami w nocy, ale nie mamywiele czasu.Odlecę, jak tylko się zbiorę. Sol kiwnął głową i popatrzył w stronę wejścia do doliny. - Szkoda, że Brawne nie może nam powiedzieć, gdzie podział sięSilenus. - Rozejrzę się za nim, kiedy będę leciał - powiedział konsul.Spojrzał na gwiazdy.- To będzie jakieś trzydzieści sześć, czterdzieści godzinlotu do Keats.Kilka godzin, żeby uwolnić statek.Powinienem wrócić w ciągudwóch standardowych dób. Sol skinął głową.Kołysał dziecko.Jego zmęczona, przyjaznatwarz nie kryła zwątpienia.Położył konsulowi rękę na ramieniu. - Trzeba spróbować, przyjacielu.Chodź, pogadamy z ojcem Dure,zobaczymy, czy nasz templariusz już się przebudził, i zjemy razem posiłek.Zdajesię, że Brawne przyniosła dosyć zapasów, żebyśmy mogli sobie pozwolić na ucztępożegnalną.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]