[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak¿e ma³o kto z nas w œwiecie materialnym wype³nia niewdziêczne obowi¹zki, za które rad by zrzuciæ z siebie odpowiedzialnoœæ, obci¹¿aj¹c ni¹ innych.Dopiero wówczas, kiedy otwieraj¹ siê nasze oczy, zdajemy sobie sprawê, ¿e im wiêcej staramy siê unikaæ naszych obowi¹zków, przerzucaj¹c je na innych, tym bardziej ci¹¿¹ nam one.Up³ynê³o wiele mêcz¹cych lat, zanim siê otworzy³y oczy moje.Lecz gdy tylko przejrza³em prawdê – serce moje nape³ni³o siê radoœci¹.Da³ siê s³yszeæ niewidzialny chór, œpiewaj¹cy pe³nodŸwiêczn¹ pieœñ, piêkno melodyjnoœci, której nie sposób po prostu opisaæ.Po krótkiej przerwie Jezus znowu wyst¹pi³ naprzód i powiedzia³:– Czy was to dziwi, ¿e od dawna przebaczy³em tym, którzy przybili mnie do krzy¿a?Jeœli nie, to dlaczego nie przebaczaj¹ wszyscy, tak jak ja? Przebaczenie moje by³o zupe³ne ju¿ wówczas, kiedy powiedzia³em: “Spe³ni³o siê".Dlaczego przeto nie postrzegacie mnie takim, jakim jestem, a wiêc nie przybitym do krzy¿a, lecz wzniesionym ponad wszystko œmiertelne?W tej chwili, niewidoczny chór zaœpiewa³ znowu: “Radujcie siê, radujcie siê, Synowie Bo¿y.Radujcie siê, radujcie siê i wys³awiajcie go.Królestwu jego poœród ludzi nie bêdzie koñca.Oto Bóg zawsze z wami".Kiedy chór œpiewa³, s³owa – w postaci wypuk³ych liter – odbija³y siê na œcianie œwi¹tyni.Nie by³o to bynajmniej jakieœ dalekie, mgliste i ledwie widzialne zjawisko.Nie zachodzi³o w oddaleniu od nas, gdzieœ na scenie.Wszyscy autentycznie byli obecni na sali, poniewa¿ rozmawialiœmy z nimi, witaliœmy siê uœciskami r¹k i sfotografowaliœmy ich.Byli oni po prostu poœród nas, a my byliœmy wokó³ nich.Jedyn¹ ró¿nic¹ miêdzy nami a nimi by³o osobliwe œwiat³o promieniuj¹ce z nich, i ono te¿ zdawa³o siê byæ Ÿród³em œwiat³a, oœwietlaj¹cego sale.Woko³o nie by³o widaæ ¿adnych cieni.Mieliœmy wra¿enie, ¿e cia³a wszystkich posiada³y jak¹œ osobliw¹ przezroczystoœæ, poniewa¿ gdyœmy ich dotykali lub œciskali d³onie, cia³a ich przypomina³y alabaster.Mia³y one jednak ciep³o, naturaln¹ ¿ywoœæ, i to samo ciep³o obejmowa³o wszystko wokó³ nich.Nawet po ich wyjœciu sala, w której pozostaliœmy, zachowywa³a to samo ciep³o i œwiat³o.A gdyœmy potem wchodzili do tej sali, za ka¿dym razem niektórzy z naszej grupy stwierdzali to.Pewnego razu, wkrótce potem, grupa nasza zebra³a siê w tej sali i rozmawialiœmy o wra¿eniu, jakie wywar³a ona na nas.Na to kierownik powiedzia³ do mnie: “wspania³a".Wyrazi³ tym uczucie ka¿dego, i wiêcej na ten temat nic nie powiedziano.Gdyœmy powracali do tego koñca – sala zdawa³a siê nam, jakby kaplic¹.Spêdziliœmy w niej wiele godzin.Grupa nasza czeka³a, a¿ inni wyjd¹ z sali.Zabieraj¹c siê do wyjœcia, Pi³at da³ znak naszemu kierownikowi, byœmy siê przy³¹czyli do niego – i wszyscy razem przez przejœcie w szczelinie udaliœmy siê po schodach do parterowej sali, a nastêpnie po drabinie linowej zeszliœmy kolejno na dó³.Potem wyruszyliœmy w stronê wsi, kieruj¹c siê do domu, w którym kwaterowaliœmy, i dyskutowaliœmy do samej pó³nocy.Wreszcie rozeszliœmy siê jak zwykle, jak gdyby zebranie nasze by³o równie¿ pospolitym zdarzeniem.Po rozejœciu siê goœci, otoczyliœmy nasz¹ gospodyniê i ka¿dy kolejno uœcisn¹³ jej rêkê, by podziêkowaæ za ten niezwyk³y wieczór, jakiœmy dziœ prze¿yli.Jeden z naszych powiedzia³ przy tym:– Jedyny sposób wyra¿enia moich myœli i uczuæ, to powiedzieæ, ¿e mój ciasny i œmiertelny widnokr¹g by³ zupe³nie wstrz¹œniêty.Widocznie dotkn¹³ on klucza, który porusza³ te same, jak gdyby sprê¿yny we wszystkich naszych myœlach.Ja nie próbowa³em daæ g³osu moim myœlom i uczuciom; nie próbowa³em te¿ nigdy zapisaæ ich.Pozostawiam to wszystko wyobraŸni czytelnika.Wychodz¹c z pokoju naszej gospodyni, nikt nie wypowiedzia³ ani jednego s³owa.Zdawa³o siê, i¿ ka¿dy jednakowo odczuwa³, ¿e przed nim siê otworzy³ zupe³nie nowy œwiat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]