[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wo³odyjowski nie spuszcza³ go z oka i broni³ siê ci¹gle.Nagle poczuwszy za sob¹ wydmê zebra³ siê w sobie - ju¿ patrz¹cym zdawa³o siê, ¿e pad³- on tymczasem pochyli³ siê, skurczy³, przysiad³ i rzuci³ ca³¹ swoj¹ osob¹ niby kamieniem w pierœ Kozaka.- Atakuje! - wykrzykn¹³ Zag³oba.- Atakuje! - powtórzyli inni.Tak by³o w istocie: wata¿ka cofa³ siê teraz, a ma³y rycerz poznawszy ju¿ ca³¹ si³ê przeciwnika naciera³ tak ¿wawo, ¿e œwiadkom dech zamar³ w piersi: widocznie poczyna³ siê rozgrzewaæ, nozdrza rozdê³y mu siê - ma³e oczki sypa³y skry; przysiada³ i zrywa³ siê, zmienia³ w jednym mgnieniu pozycje, zatacza³ krêgi naokó³ wata¿ki i zmusza³ go do obracania siê na miejscu.- O, mistrz! o, mistrz! - wo³a³ Zag³oba.- Zginiesz! - ozwa³ siê nagle Bohun.- Zginiesz! - odpowiedzia³ jak echo Wo³odyjowski.Wtem Kozak sztuk¹ najbieglejszym tylko szermierzom znan¹ przerzuci³ nagle szablê z prawej rêki do lewej i da³ cios od lewicy tak okropny, ¿e pan Micha³, jakby piorunem ra¿ony, pad³ na ziemiê.- Jezus Maria! - krzykn¹³ Zag³oba.Ale pan Micha³ pad³ umyœlnie i w³aœnie dlatego szabla Bohunowa przeciê³a tylko powietrze, ma³y rycerz zaœ zerwa³ siê jak dziki kot i ca³¹ niemal d³ugoœci¹ ostrza ci¹³ straszliwie w odkryt¹ pierœ Kozaka.Bohun zachwia³ siê, post¹pi³ krok, ostatnim wysileniem da³ ostatnie pchniêcie; pan Wo³odyjowski odbi³ je z ³atwoœci¹, uderzy³ jeszcze po dwakroæ w pochylony ³eb - szabla wysunê³a siê z bezw³adnych r¹k Bohuna i pad³ twarz¹ na piasek, który wnet zaczerwieni³ siê pod nim szerok¹ ka³u¿¹ krwi.Eliaszeñko, obecny przy bitwie, rzuci³ siê na cia³o atamana.Œwiadkowie przez jakiœ czas nie mogli s³owa przemówiæ, a pan Micha³ milcza³ tak¿e; wspar³ siê obu rêkoma na szabelce i oddycha³ ciê¿ko.Zag³oba pierwszy przerwa³ milczenie:- Panie Michale, pójdŸ w moje objêcia! - rzek³ z rozczuleniem.Otoczyli go tedy ko³em.- Toœ waœæ gracz pierwszej wody! Niech waœci kule bij¹! - mówili panowie Sieliccy.- Waœæ, widzê, œcichapêk! - rzek³ Char³amp.- Stanê ja waszmoœci, ¿eby nie mówiono, i¿em siê ul¹k³, ale choæbyœ i mnie mia³ waszmoœæ tak pochlastaæ, zawszeæ winszujê, winszujê!- Et, dalibyœcie sobie waszmoœciowie pokój; bo w rzeczy nie macie siê o co biæ - mówi³ Zag³oba.- Nie mo¿e byæ, bo tu chodzi o moj¹ reputacjê - odpar³ petyhorzec - za któr¹ chêtnie dam gard³o.- Nic mi po waœcinym gardle, zaniechajmy siê lepiej - rzecze Wo³odyjowski - gdy¿ prawdê waæpanu powiedziawszy, tom mu tam w drogê, gdzie myœlisz, nie wchodzi³.Wejdzie tam waæpanu kto inny, lepszy ode mnie - ale nie ja.- Jak to?- Parol kawalerski.- To ju¿ sobie dajcie pokój - wo³ali Sieliccy i Kuszel.- Niech¿e i tak bêdzie - rzek³ Char³amp otwieraj¹c ramiona.Pan Wo³odyjowski pad³ w nie i poczêli siê ca³owaæ, a¿ echo rozlega³o siê po wydmach - pan Char³amp zaœ mówi³:- Niech¿e waœci nie znam, ¿ebyœ zaœ tak pochlasta³ podobnego wielkoluda! A i szabl¹ umia³ on te¿ obracaæ.- Anim siê spodziewa³, ¿eby taki by³ fechmistrz! I sk¹d on siê móg³ tego wyuczyæ?Tu uwaga powszechna zwróci³a siê znów na le¿¹cego wata¿kê, którego Eliaszeñko obróci³ przez ten czas twarz¹ do góry i z p³aczem szuka³ w nim znaków ¿ycia.Twarzy Bohuna nie mo¿na by³o rozeznaæ, bo pokry³y j¹ sople krwi, która wyp³ynê³a z ran w g³owê zadanych i wnet œciê³a siê na ch³odnym powietrzu.Koszula na piersiach równie¿ by³a ca³a we krwi, ale dawa³ jeszcze znaki ¿ycia.Widocznie by³ w konwulsji przedœmiertnej, nogi jego drga³y, a palce skrzywione na kszta³t szponów dar³y piasek.Zag³oba spojrza³ i machn¹³ rêk¹.- Ma dosyæ! - rzek³ - ¿egna siê ze œwiatem.- Aj! - rzek³ jeden z Sielickich spogl¹daj¹c na cia³o - to ju¿ trup.- Ba! prawie na dzwona pociêty.- Nie lada to by³ rycerz - mrukn¹³ kiwaj¹c g³ow¹ Wo³odyjowski.- Wiem coœ o tym - doda³ Zag³oba.Tymczasem Eliaszeñko chcia³ dŸwign¹æ i unieœæ nieszczêsnego atamana, ale ¿e by³ cz³owiek doœæ w¹t³y i niem³ody, a Bohun prawie do olbrzymów nale¿a³ - wiêc nie móg³.Do karczmy by³o kilka staj, a Bohun lada chwila móg³ skonaæ; esau³ widz¹c to zwróci³ siê do szlachty.- Pany! - wo³a³ sk³adaj¹c rêce.- Na Spasa i Swiatuju-Preczystuju, pomo¿ite! Ne dajte, szczob win tutki szczez jak sobaka.Ja staryj, ne zdu¿aju, a lude da³eko.Szlachta spojrza³a po sobie.Zawziêtoœæ, przeciw Bohunowi znik³a ju¿ we wszystkich sercach.- Pewnie, ¿e trudno go tu jak psa zostawiæ - mrukn¹³ pierwszy Zag³oba.- Skoroœmy z nim na pojedynek stanêli, to ju¿ on dla nas nie ch³op, ale ¿o³nierz, któremu taka pomoc siê nale¿y.Kto ze mn¹ poniesie, moœci panowie?- Ja - rzek³ Wo³odyjowski.- To go ponieœcie na mojej burce - doda³ Char³amp.Po chwili Bohun le¿a³ ju¿ na opoñczy, której koñce pochwycili Zag³oba, Wo³odyjowski, Kuszel i Eliaszeñko - i ca³y orszak w towarzystwie Char³ampa i panów Sielickich uda³ siê wolnym krokiem ku karczmie.- Twarde ma ¿ycie - rzek³ Zag³oba - jeszcze siê rusza.Mój Bo¿e, ¿eby mnie kto powiedzia³, ¿e na jego niañkê wyjdê i ¿e go bêdê tak niós³, myœla³bym, ¿e kpi ze mnie! Zbyt mam czu³e serce, sam wiem o tym, ale trudno! Jeszcze mu i rany opatrzê.Mam nadziejê, ¿e na tym œwiecie ju¿ siê nie spotkamy wiêcej: niech¿e mile miê wspomina na tamtym!- To myœlisz waszmoœæ, ¿e on ¿adn¹ miar¹ nie wy¿yje? - pyta³ Char³amp.- On? nie da³bym za jego ¿ywot starego wiechcia.Tak ju¿ by³o napisano i nie mog³o go min¹æ, bo choæby mu siê by³o z panem Wo³odyjowskim powiod³o, to by moich r¹k nie uszed³.Ale wolê, ¿e siê tak sta³o, bo ju¿ i tak krzyki s¹ na mnie jako na mê¿obójcê bez litoœci.A co ja mam robiæ, jak mi kto w drogê wlezie? Panu Duñczewskiemu piêæset z³otych basarunku musia³em zap³aciæ, a wiadomo waszmoœciom, ¿e dobra ruskie nijakiej teraz intraty nie przynosz¹.- Prawda, ¿e to waszmoœciów do szczêtu tam spl¹drowano - rzek³ Char³amp.- Uff! Ciê¿ki ten mo³ojec - mówi³ dalej Zag³oba - a¿em siê zasapa³!.Spl¹drowano, bo spl¹drowano, ale mam te¿ nadziejê, ¿e nam exulibus sejm jakow¹œ prowizjê obmyœli - inaczej na œmieræ pochudniemy.Ciê¿ki te¿ on, ciê¿ki!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]