[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu pokaza³ na œpi¹cych Murzynów:- Tamci siê ju¿ nie rozbudz¹, a raczej Ÿle mówiê: ka¿dy z nich budzi siê na krótko przed œmierci¹ i w ob³¹kaniu ucieka w d¿unglê, z której ju¿ nie wraca.Z dwustu ludzi pozosta³o mi szeœædziesiêciu.Wielu uciek³o, wielu umar³o na ospê, a niektórzy posnêli w innych parowach.Staœ z litoœci¹ i przera¿eniem pocz¹³ przypatrywaæ siê œpi¹cym.Cia³a ich by³y barwy popielatej, co u Murzynów oznacza bladoœæ.Jedni mieli oczy zamkniête, drudzy na wpó³ otwarte, ale i ci spali g³êboko, gdy¿ Ÿrenice ich by³y nieczu³e na œwiat³o.Niektórym popuch³y kolana.Wszyscy byli przeraŸliwie chudzi, tak ¿e przez skórê mo¿na im by³o policzyæ ¿ebra.Rêce ich i nogi dr¿a³y nieustannie bardzo szybko.Owe b³êkitne wielkie muchy obsiada³y im gêsto oczy i wargi.- Czy nie ma dla nich ratunku? - zapyta³ Staœ.- Nie ma.Nad Wiktoria-Nianza choroba ta wyludnia ca³e wsie.Czasem sro¿y siê bardziej, czasem mniej.Najczêœciej zapadaj¹ na ni¹ ludzie z wiosek po³o¿onych w pobrze¿nych zaroœlach.S³oñce przesz³o ju¿ na zachodni¹ stronê nieba, ale jeszcze przed wieczorem Linde opowiedzia³ Stasiowi swoje dzieje.By³ on synem kupca z Zurychu.Rodzina jego pochodzi³a z Karlsruhe, ale od 1848 roku przenios³a siê do Szwajcarii.Ojciec jego zrobi³ wielki maj¹tek na handlu jedwabiem.Kszta³ci³ syna na in¿yniera, ale m³odemu Henrykowi uœmiecha³y siê od wczesnych lat podró¿e.Po ukoñczeniu politechniki, odziedziczywszy ca³¹ fortunê ojcowsk¹, przedsiêwzi¹³ pierwsz¹ podró¿ do Egiptu.By³y to czasy jeszcze przed Mahdim, wiêc dotar³ a¿ do Chartumu i polowa³ z Dangalami w Sudanie.Potem poœwiêci³ siê geografii Afryki i sta³ siê tak bieg³ym jej znawc¹, ¿e wiele towarzystw geograficznych zaliczy³o go w poczet swych cz³onków.Tê ostatni¹ podró¿, która mia³a skoñczyæ siê dla niego tak fatalnie, rozpocz¹³ z Zanzibaru.Dotar³ do Wielkich Jezior i zamierza³ przedrzeæ siê wzd³u¿ nie znanych dotychczas gór Karamojo do Abisynii, a stamt¹d do wybrze¿y oceanu.Ale Zanzibaryci nie chcieli iœæ dalej.Na szczêœcie lub na nieszczêœcie by³a wówczas wojna miêdzy królem Ugandy a Unior¹.Linde odda³ znaczne us³ugi królowi Ugandy, który w zamian za nie darowa³ mu przesz³o dwustu pagazich.U³atwi³o to ca³kowicie podró¿ i zwiedzenie gór Karamojo, ale nastêpnie ospa objawi³a siê w szeregach, a po niej przysz³a straszna choroba œpi¹czki - i ostateczna ruina karawany.Linde posiada³ znaczne zapasy wszelkiego rodzaju konserw, ale w obawie szkorbutu polowa³ codziennie dla zdobycia œwie¿ego miêsa.By³ on wybornym strzelcem, lecz nie doœæ ostro¿nym myœliwym.I sta³o siê, ¿e gdy przed kilku dniami zbli¿y³ siê lekkomyœlnie do powalonego dzika ndiri, zwierz zerwa³ siê i poszarpa³ mu okropnie nogê, a nastêpnie podepta³ krzy¿.Zdarzy³o siê to tu¿ ko³o obozu i w oczach Nasibu, który podar³szy w³asn¹ koszulê i uczyniwszy z niej banda¿ zdo³a³ zatamowaæ up³yw krwi i odprowadziæ rannego do namiotu.W nodze jednak od wewnêtrznego wylewu krwi potworzy³y siê skrzepy i choremu grozi³a gangrena.Staœ chcia³ go koniecznie opatrywaæ i oœwiadczy³, ¿e albo bêdzie przyje¿d¿a³ codziennie, albo, by nie zostawiaæ Nel tylko pod opiek¹ dwojga czarnych, przewiezie go miêdzy koñmi na rozpiêtych woj³okach na cypel, do "Krakowa".Linde zgodzi³ siê na pomoc w opatrunkach, ale nie zgodzi³ siê na przewiezienie.- Ja wiem - mówi³ wskazuj¹c na swoich Murzynów - ¿e ci ludzie musz¹ pomrzeæ, ale póki nie pomr¹, nie mogê ich skazaæ na rozszarpanie ¿ywcem przez hieny, które nocami ogieñ tylko trzyma w oddaleniu.I pocz¹³ powtarzaæ gor¹czkowo:- Nie mogê, nie mogê, nie mogê!Lecz uspokoi³ siê zaraz i mówi³ dalej jakimœ dziwnie wzruszonym g³osem:- PrzyjdŸ tu jutro rano.Ja mam do ciebie proœbê, któr¹ jeœli spe³nisz, to mo¿e Bóg wyprowadzi was z tych afrykañskich czeluœci, a mnie da œmieræ lekk¹.Chcia³em tê proœbê od³o¿yæ do jutra, ale poniewa¿ jutro mogê ju¿ byæ nieprzytomny, wiêc wypowiem j¹ dziœ: weŸ wody w jakie naczynie, zatrzymaj siê przed ka¿dym z tych œpi¹cych biedaków, pryœnij na niego wod¹ i powiedz te s³owa: "Ja ciebie chrzczê - w imiê Ojca i Syna, i Ducha!."Tu wzruszenie zatamowa³o mu g³os i umilk³.- Wyrzucam sobie - mówi³ po chwili - ¿em siê nie ¿egna³ tak z tymi, którzy umierali na ospê, i z tymi, którzy posnêli poprzednio.Lecz teraz œmieræ stoi nade mn¹.i chcia³bym.choæ z t¹ reszt¹ mojej karawany pójœæ razem w tê ostatni¹ wielk¹ podró¿.To rzek³szy wskaza³ rêk¹ na rozp³omienione niebo - i dwie ³zy sp³ynê³y mu z wolna po policzkach.Staœ p³aka³ jak bóbr.Rozdzia³ 34Nazajutrz poranne s³oñce oœwieci³o dziwne widowisko.Staœ chodzi³ wzd³u¿ skalnej œciany, zatrzymywa³ siê przed ka¿dym Murzynem, skrapia³ mu czo³o wod¹ i wymawia³ nad nim sakramentalne s³owa.A oni spali z dr¿eniem r¹k i nóg, z g³ow¹ spuszczon¹ na piersi lub podniesion¹ do góry, ¿ywi jeszcze, a podobni ju¿ do trupów.I tak siê odbywa³ ten chrzest œpi¹cych, w ciszy porannej, w blasku s³onecznym, w g³uszy pustynnej.Niebo by³o tego dnia bez chmur, wysokie, siwob³êkitne i jakby smutne.Linde by³ jeszcze przytomny, ale coraz s³abszy.Po opatrunku wrêczy³ Stasiowi zamkniête w blaszanym futerale papiery, poleci³ je jego opiece i nie przemówi³ nic wiêcej.Nie móg³ ju¿ jeœæ, ale pragnienie drêczy³o go okrutnie.Znacznie przed zachodem s³oñca zacz¹³ majaczyæ.Wo³a³ na jakieœ dzieci, by nie odp³ywa³y za daleko na jezioro, a w koñcu j¹³ siê rzucaæ w dreszczach i obejmowaæ g³owê rêkoma.Nastêpnego dnia wcale ju¿ Stasia nie pozna³, a w trzy dni póŸniej zmar³ w samo po³udnie, nie odzyskawszy przytomnoœci.Staœ op³aka³ go szczerze, po czym obaj z Kalim zanieœli go do pobliskiej w¹skiej jaskini, której otwór za³o¿yli cierniem i kamieniami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]