[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Precz! na pohybel! pereat!” –rozlega³o siê w t³umie.„Pereat! pereat!” – brzmia³o coraz potê¿niej.Podczaszy zerwa³ siê z krzes³a, blady, zkroplami zimnego potu na czole, a tymczasem groŸne postacie zbli¿a³y siê ku stallom, ku o³tarzowi i s³ychaæ ju¿by³o z³owrogie: „Dawajcie go!” Ksi¹¿ê widz¹c, na co siê zanosi, wsta³ i wyci¹gn¹³ prawicê.T³umy wstrzyma³y siê s¹dz¹c, ¿e chce mówiæ; uciszy³o siê w mgnieniu oka.Ale ksi¹¿ê chcia³ tylko burzê i tumult za¿egnaæ; rozlewu krwi w koœciele nie dopuœciæ, wiêc gdy spostrzeg³, ¿enajgroŸniejsza chwila minê³a, usiad³ na powrót.O dwa krzes³a dalej, przegrodzony tylko przez wojewodê kijowskiego, siedzia³ nieszczêsny podczaszy: siw¹g³owê opuœci³ na piersi, rêce mu zwis³y, a z ust wydobywa³y siê s³owa przerywane ³kaniem:– Panie! za grzechy moje przyjmujê z pokor¹ ten krzy¿!Starzec móg³ wzbudziæ litoœæ w najtwardszym sercu, ale t³um zwykle bywa bezlitosny, wiêc na nowowszczyna³y siê ha³asy, gdy nagle wojewoda kijowski powsta³ daj¹c znaæ rêk¹, ¿e chce przemówiæ.By³ to towarzysz zwyciêstw Jeremiego, dlatego s³uchano go chêtnie.On zaœ zwróci³ siê do ksiêcia i w najczulszych s³owach zaklina³ go, by bu³awy nie odrzuca³ i nie waha³ siêratowaæ ojczyzny.Gdy Rzeczpospolita ginie, niech œpi¹ prawa, niech j¹ ratuje nie wódz mianowany, ale ten, którennajwiêcej ratowaæ zdolny: – „Bierz¿e ty bu³awê, wodzu niezwyciê¿ony! bierz, ratuj! nie miasto samo, ale ca³¹Rzeczpospolit¹.Oto ustami jej ja, starzec, b³agam ciebie, a ze mn¹ wszystkie stany, wszyscy mê¿owie, niewiasty idzieci – ratuj! ratuj!”Tu zdarzy³ siê wypadek, który poruszy³ wszystkie serca: niewiasta w ¿a³obie zbli¿y³a siê do o³tarza i rzucaj¹cpod nogi ksiêcia z³ote ozdoby i klejnoty klêknê³a przed nim i szlochaj¹c g³oœno, wo³a³a:– Mienie ci nasze przynosim! ¯ycie oddajem w twe rêce, ratuj! ratuj, bo giniemy.Na ten widok senatorowie, wojskowi, a za nimi ca³e t³umy zarycza³y ogromnym p³aczem – i by³ jeden g³os wtym koœciele:– Ratuj!Ksi¹¿ê zakry³ oczy rêkoma, a gdy podniós³ twarz, i w jego Ÿrenicach b³yszcza³y ³zy.Jednak siê waha³.Co siêstanie z powag¹ Rzeczypospolitej, jeœli on tê bu³awê przyjmie?Wtem wsta³ podczaszy koronny.– Jam stary – rzek³ – nieszczêœliwy i przybity.Mam prawo zrzec siê ciê¿aru, któren jest nad moje si³y, i w³o¿yægo na m³odsze barki.Otó¿ wobec tego Boga ukrzy¿owanego i wszystkiego rycerstwa tobie oddajê bu³awê – bierzj¹.I wyci¹gn¹³ oznakê ku Wiœniowieckiemu.Nasta³a chwila takiej ciszy, ¿e s³ysza³byœ przelatuj¹c¹ muchê.Nakoniec rozleg³ siê uroczysty g³os Jeremiego:– Za grzechy moje.– Przyjmujê.Wtedy sza³ opanowa³ zgromadzenie.T³umy z³ama³y stalle, przypada³y do nóg Wiœniowieckiego, ciska³ykosztownoœci i pieni¹dze.Wieœæ roznios³a siê lotem b³yskawicy po ca³ym mieœcie: ¿o³nierstwo odchodzi³o odzmys³Ã³w z radoœci i krzycza³o, ¿e chce iœæ na Chmielnickiego, na Tatarów i su³tana.Mieszczanie nie myœleli ju¿ opoddaniu, ale o obronie do ostatniej kropli krwi.Ormianie znosili dobrowolnie pieni¹dze do ratusza, zanim oszacunku poczêto mówiæ; ¯ydzi w bó¿nicy podnieœli wrzask dziêkczynny – armaty na wa³ach oznajmi³y grzmotemradosn¹ nowinê; po ulicach palono z rusznic, samopa³Ã³w i pistoletów.Okrzyki: „Niech ¿yje!”, trwa³y przez ca³¹noc.Ktoœ rzeczy nieœwiadom móg³by s¹dziæ, i¿ to miasto tryumf jakiœ czy uroczyste œwiêto obchodzi.A jednak lada chwila trzysta tysiêcy nieprzyjació³ – armia wiêksza od tych, jakie cesarz niemiecki lub królfrancuski mogli wystawiæ, a dziksza od zastêpów Tamerlana – mia³a oblec mury tego grodu.R O Z D Z I A £ XW tydzieñ póŸniej, rankiem dnia 6 paŸdziernika, gruchnê³a po Lwowie wieœæ zarówno nieoczekiwana, jakstraszliwa, ¿e ksi¹¿ê Jeremi, zabrawszy wiêksz¹ czêœæ wojska, opuœci³ potajemnie miasto i wyjecha³ nie wiadomodok¹d.T³umy zebra³y siê przed arcybiskupim pa³acem: nie chciano pocz¹tkowo wierzyæ.¯o³nierze twierdzili, i¿ jeœliksi¹¿ê wyjecha³, to niezawodnie wyjecha³ na czele potê¿nego podjazdu, aby zlustrowaæ okolicê.Pokaza³o siê(mówiono), ¿e zbiegowie fa³szywe g³osili wieœci zapowiadaj¹c lada chwila Chmielnickiego i Tatarów, bo oto od 26wrzeœnia up³ynê³o dni dziesiêæ, a nieprzyjaciela jeszcze nie widaæ.Ksi¹¿ê zapewne chcia³ siê naocznie przekonaæ oniebezpieczeñstwie i po sprawdzeniu wieœci niezawodnie powróci.Zreszt¹ zostawi³ kilka regimentów i do obronywszystko gotowe.Tak by³o w istocie.Wszelkie rozporz¹dzenia zosta³y wydane, miejsca wyznaczone, armaty zatoczone na wa³y.Wieczorem przyby³ rotmistrz Cichocki na czele piêædziesiêciu dragonów.Natychmiast opadli go ciekawi, ale on zt³umem rozmawiaæ nie chcia³ – i uda³ siê wprost do genera³a Arciszewskiego; obaj wezwali Grozwajera i ponaradzie poszli na ratusz.Tam Cichocki oœwiadczy³ przera¿onym rajcom, ¿e ksi¹¿ê wyjecha³ bezpowrotnie.W pierwszej chwili opad³y wszystkim rêce i jedne zuchwa³e usta wymówi³y s³owo: „Zdrajca!” Ale wówczasArciszewski, stary wódz, ws³awiony wielkimi czynami w s³u¿bie holenderskiej, powsta³ i w ten sposób dowojskowych i rajców mówiæ pocz¹³:– S³ysza³em s³owo bluŸniercze, którego bodajby nikt nie by³ wymówi³, bo go desperacja nawet usprawiedliwiænie mo¿e.Ksi¹¿ê wyjecha³ i nie wróci – tak jest! Ale jakie¿ to prawo macie wymagaæ od wodza, na którego barkachzbawienie ca³ej ojczyzny spoczywa, aby jedynie waszego miasta broni³? Co by siê sta³o, gdyby tu ostatek si³Rzeczypospolitej otoczy³ nieprzyjaciel? Ni zapasów ¿ywnoœci, ni broni na tak wielkie wojsko tu nie ma – wiêc towam powiem, a memu doœwiadczeniu wierzyæ mo¿ecie, ¿e im wiêksza potêga by³aby tu zamkniêt¹, tym krócejobrona trwaæ by mog³a, bo g³Ã³d zwyciê¿y³by nas prêdzej od nieprzyjaciela.Bardziej chodzi Chmielnickiemu oosobê ksiêcia ni¿ o wasze miasto, wiêc gdy siê dowie, ¿e go tu nie masz, ¿e nowe wojska zbiera i z odsiecz¹ przybyæmo¿e, ³acniej wam bêdzie folgowa³ i na uk³ady siê zgodzi.Dziœ szemrzecie, a ja wam powiadam, ¿e ksi¹¿ê,opuœciwszy ten gród, gro¿¹c Chmielnickiemu z zewn¹trz, ocali³ was i dzieci wasze.Trzymajcie siê, broñcie,zadzier¿cie tego nieprzyjaciela czas jakiœ, a i miasto ocaliæ mo¿ecie, i wiekopomn¹ us³ugê Rzeczypospolitejoddacie, bo ksi¹¿ê przez ten czas si³y zbierze, inne fortece opatrzy, przebudzi zdrêtwia³¹ Rzeczpospolit¹ i na ratunekwam poœpieszy.Jedyn¹ on obra³ zbawienia drogê, bo gdyby tu, g³odem zmorzon, pad³ z wojskiem, tedyby ju¿ niktnieprzyjaciela nie wstrzyma³, któren poszed³by na Kraków, na Warszawê i ca³¹ ojczyznê zala³, nigdzie nie znajduj¹coporu.Dlatego zamiast szemraæ, œpieszcie na wa³y broniæ siebie, dzieci waszych, miasta i ca³ej Rzeczypospolitej.– Na wa³y! na wa³y! – powtórzy³o kilka œmielszych g³osów.Grozwajer, cz³owiek energiczny i œmia³y, ozwa³ siê:– Cieszy mnie determinacja ichmoœciów i wiedzcie, ¿e ksi¹¿ê nie odjecha³ bez obmyœlenia obrony.Ka¿dy tuwie, co ma robiæ, i sta³o siê to, co siê by³o staæ powinno.Obronê mam w rêku i bêdê siê broni³ do œmierci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]