[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Że Duch był realny, ale nie był tym, za co on go brał.Ale zamiasttego wzruszył ramionami i spojrzał na Zizz. Zauważył, że ona też jest jakaś inna.Nie paplała, niewidział, żeby sięgała po swoje narkotyki.Nie patrzyła na niego poprzez swojepodosobowości, jak to zwykła robić.Patrzyła na niego ze swojego wnętrza. - Ja też tam byłam - odezwała się nagle. - Gdzie? - Tam, gdzie się tańczy.Patrzyłam tylko.Czułam.byłamjedną nogą w. Quinn skinął głową.Ona też mogła nawiązać kontakt. - Chyba nie powinniśmy o tym rozmawiać - wtrącił Bowler.-To rodzi nieporozumienia.Czyńmy wysiłki na rzecz uświadomienia sobieKonieczności skupiania się na problemach, z którymi mogą utożsamiać się Masy.Mistycyzm to dekadencja, elitaryzm. - Powtarzasz się, Bowler - powiedział Quinn.- Wiesz, cości powiem.Nie jestem żadnym pieprzonym komunistą. Aleją nadjeżdżała furgonetka podskakując na wybojach iśmieciach walających się po jezdni. - Ja nie jadę - powiedziała Zizz patrząc na zbliżający sięsamochód. - Musisz - powiedział Bowler. Mnie też chcą ze sobą zabrać, pomyślał Quinn. - Ty nie jedziesz - rozległ się soczysty głos. Dobiegał zza jego pleców.Quinn odwrócił się, zachwiał icofnął o krok. Rtęciowy twór, nadęta twarz w srebrze.Tkwiła w brudnymoknie z wybitą szybą, wychodząc z czegoś, czego nie widział. Prawdopodobnie z pustej oprawki żarówki.Jej dwuwymiaroweusta poruszyły się i znowu przemówiła. - Zostałeś stworzony dla nas - powiedziała.Jej głosbrzmiał sztucznie, ale nie za sprawą elektroniki.To był matematyczny modelgłosu uczyniony słyszalnym.- Pozwoliliśmy ci wrócić do swoich, żebyś mógłdokonać swobodnego wyboru.Żebyś wybrał nie powodowany strachem.Wybieraj: chodźdo domu i ucz się. Bowler ciągnął Quinna za nadgarstek.- Chodź - rzucił.Furgonetka.- Udawał, jak mógł, że nie widzi tworu. - Bowler, spójrz na to, to coś z n a c z y, człowieku.Popatrz tylko i powiedz mi, że to nie. - Nie widzę twoich zwidów.I nie chcę więcej oglądaćholoobrazów.Hipnoza, czy co tam stosowali, działała - ale to były sztuczki,chłopie.Sprytne machlojki.Lustra i ukryte pomieszczenia. I wtedy spłynął na nich cień.Spojrzeli w górę i zobaczyli,jak coś wykształca się z nieba nad aleją, opuszcza masywnie pomiędzy budynkamiprawie się o nie ocierając (a może Quinn widział, jak się kurczy, aby się międzynie wpasować?); a Bowler rzucił się do Deirdre i pociągnął ją w stronęfurgonetki krzycząc: - Fedy! Za mną, to nalot, uciekajmy! Quinn potrząsnął głową - To nie nalot.To od Pośrednika.Wiedział to patrząc na twór.Poinformował go o tym rodzaj mechanistycznejsemiotyki.Z tańczącego chromu i szkła wyłoniły się znaki identyfikacyjnepojazdu; ich heraldyczna stylizacja. Żadne z nich nie potrafiło jednoznacznie opisać tegozjawiska.Miało swój styl, ale jego kontury zdawały się płynąć.Czy była tokula? Spodek, łza, odrzutowiec o skośnych skrzydłach? Twór bez przerwy zmieniałkształt; jak rysunek animowany drżącą ręką.Quinn miał wrażenie, że to szczytoweosiągnięcie w konstrukcji najsmuklejszych helikopterów, symetria japońskichpociągów poruszających się na poduszce magnetycznej, elegancja nowych, ,opływowych promów orbitalnych, zwartość i gracja włoskich wozów sportowych.Iwszystkie te cechy przeplatały się wciąż wzajemnie, zaprzeczając samym sobie.Nie było tutaj żadnego pojazdu: był Duch personifikujący pojazdy.Osiadł natrotuarze pomiędzy Quinnem a Bowlerem.Fragment tego blasku, nerwowy kadłub,zamigotał jeszcze szybciej i rozstąpił się.Otwarły się drzwi.Zaproszenie. - Quinn.- powiedziała Zizz.Schwyciła go za ramię.Quinndoznał olśnienia: jej dotyk sprawił mu taką przyjemność.Był jak spełnienie. Dygocząc z ulgi, Quinn zdał się na swe instynkty.Wkroczyłdo pojazdu i znalazł się gdzie indziej. A Zizz poszła za nim.Przekład : Jacek Manicki powrót
[ Pobierz całość w formacie PDF ]