[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwszy zginął natychmiast, gdy dwie twarde jakstal ręce odnalazły jego kark i jednym gwałtownym uściskiem zmiażdżyły naczyniakrwionośne, które pękły przestając doprowadzać krew do mózgu i powodując w nimszereg mikrowylewów.Drugi mężczyzna zdążył jeszcze krzyknąć, gdy te same dłonieścisnęły jego latań, i umarł równie szybko. Nisko pochylony, chwilami na czworakach, Brion szybkookrążył miejsce wydarzeń, trzymając broń gotową do strzału.Nie znalazł innychnapastników.Dopiero kiedy dotknął miękkiego ciała Lei, opadła z niego falażądzy zabijania.Nagle zdał sobie sprawę z bólu i zmęczenia, z potu spływającegopo plecach i świszczącego oddechu.Włożywszy miotacz do kabury, lekko przesunąłpalcami po głowie dziewczyny i znalazł opuchnięte miejsce na skroni.Jej pierśpodnosiła się i opadała regularnie.Lea uderzyła się w głowę, kiedy ją popchnął.To niewątpliwie uratowało jej życie. Opadł na piasek i głęboko oddychając pozwolił się rozluźnićmięśniom.Uspokajał się powoli.Na bolącej szyi wymacał cienkie włókno,zakończone z obu stron ciężarkami.Kiedy pociągnął jeden z nich, pętla zeszła muz szyi.Była zrobiona z cienkiego włókna, mocnego jak stalowy drut.Zaciśniętawokół szyi przecięła skórę i ciało jak nóż, zatrzymując się dopiero na leżącychgłębiej węzłach mięśni.Brion odrzucił ją w mrok, z którego się wywodziła: Mógł wreszcie zebrać myśli.Starał się zapomnieć oludziach, których zabił.Wiedząc, że to na nic, podszedł jednak do zwłok Ihjela.Jedno dotknięcie spalonego ciała zupełnie mu wystarczyło.Za jego plecamijęknęła odzyskująca przytomność Lea i Brion skoczył do transportera,przeskakując przez leżące obok drzwi, zwęglone zwłoki.Kierowca bezwładniezwisał w fotelu, martwy, zabity zapewne taką samą pętlą, która zacisnęła się naszyi Briona.Delikatnie położył mężczyznę na piasku i zamknął mu oczy, w którychzastygł przedśmiertny strach.W pojeździe znalazł manierkę z wodą i zaniósł jąLei. - Moja głowa.uderzyłam się w głowę - powiedziałanieprzytomnie. - To tylko siniak - uspokoił ją.- Wypij trochę wody, azaraz poczujesz się lepiej.Leż spokojnie.Już wszystko w porządku.Musisz dojśćdo siebie. - Ihjel nie żyje! - powiedziała wstrząśnięta, odzyskującświadomość.- Zabili go! Co się stało? Jej ciało naprężyło się, próbowała wstać, więc łagodnieprzycisnął ją do ziemi. - Wszystko ci opowiem.Tylko na razie nie próbuj wstawać.To była zasadzka.Zabili Viona i kierowcę transportera, tak samo jak Ihjela.Zrobili to trzej mężczyźni.Wszyscy są już martwi.Nie sądzę, żeby było ich tuwięcej, lecz nawet gdybym się mylił, to usłyszę, jeśli nadejdą.Musimy chwilęzaczekać, aż poczujesz się lepiej, a potem odjedziemy stąd transporterem. - Sprowadź tu statek! - w jej głosie pobrzmiewała histeria.- Nie możemy tu zostać.Nie wiemy, dokąd się udać, ani co robić.Skoro Ihjel nieżyje, to wszystko na nic.Musimy się stąd wydostać. Pewnych informacji nie da się przekazać delikatnie, choćbynawet były wypowiedziane najbardziej uspokajającym tonem.To był właśnie takiprzypadek. - Przykro mi, Lea, ale na razie nie możemy wrócić nastatek.Ihjela zastrzelono z broni jonowej i strzał stopił sterownik.Musimywziąć pojazd i pojechać do miasta.Zrobimy to teraz.Zobacz, czy możesz siępodnieść.Pomogę ci. Wstała bez słowa.Gdy szli w kierunku pojazdu, samotnyczerwony księżyc wyłonił się zza chmur za ich plecami.W jego blasku Briondostrzegł ciemną linię przecinającą tył piaskochodu.Zatrzymał się. - O co chodzi? - spytała Lea. Otwarta pokrywa silnika mogła oznaczać tylko jedno.Brionpodniósł ją, wiedząc z góry, co zobaczy.Napastnicy działali szybko i dokładnie.W tym krótkim czasie, jaki mieli do dyspozycji, zabili nie tylko kierowcę, ale ipojazd.Czerwonawa poświata ukazała poprzerywane druty, zerwane łącza.Naprawabyła niemożliwa. - Myślę, że będziemy musieli się przejść - powiedział dodziewczyny, starając się ukryć przygnębienie.-Jesteśmy mniej więcej stopięćdziesiąt kilometrów od Hovedstad, miasta, do którego mamy się dostać.Powinniśmy tam. - Zginiemy.Nigdzie nie dojdziemy.Ta planeta to śmiertelnapułapka.Wracajmy na statek. Piskliwy głos i niewyraźnie wymawiane słowa świadczyły, żeLea jest już bliska histerii. Brion_ nie próbował jej uspokajać.Było oczywiste, że odupadku i uderzenia doznała wstrząsu mózgu.Niech siedzi i dochodzi do siebie,podczas gdy on przygotuje się do długiej drogi najlepiej, jak zdoła. Najpierw ubrania.Z każdą chwilą robiło się chłodniej.Leazaczęła dygotać, więc Brion wyjął kilka cieplejszych rzeczy z jej nadpalonegobagażu i kazał jej nałożyć je na cienką koszulkę.Niewiele było rzeczy wartychzabrania - kanister z wodą i apteczka, którą znalazł w schowku transportera.Niebyło tam żadnych map ani radiostacji.Podróżując przez tę pustynię, niemalzupełnie pozbawioną znaków orientacyjnych, posługiwano się kompasem.Pojazd byłwyposażony w elektryczny Żyrokompas, teraz całkiem bezużyteczny.Brionwykorzystał go do ustalenia kierunku, w jakim leżało Hovedstad, i stwierdził, żepokrywa się on ze śladami zostawionymi na piasku przez transporter.Pojazdprawdopodobnie przybył prosto z miasta.idąc po jego śladach, powinni tamdotrzeć. Czas uciekał.Brion chciał pochować Ihjela i ludzi zpojazdu, ale nocne godziny były zbyt cenne, by je tracić.Najlepsze, co mógłzrobić, to umieścić ciała w transporterze, aby uchronić je przed disańskimizwierzętami.Zamknął drzwi i wyrzucił klucz w ciemność, najdalej jak zdołał.Leazapadła w niespokojny sen.Potrząsnął nią delikatnie. - Chodź! - powiedział.- Czeka nas mały spacer.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]