[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Julia to mój problem.Do mnie nale¿y zemsta.Kiedyœ bêdê musia³ siê nad tym zastanowiæ.Ghostwheel?Przemyœla³em ten pomys³, odrzuci³em, potem zaduma³em siê znowu.Ghostwheel.Nie.Nie wypróbowany.Wci¹¿ w stadium rozwoju.Ta myœl przysz³a mi do g³owy tylko dlatego, ¿e by³ moim ulubieñcem, dzie³em ¿ycia, niespodziank¹ dla innych.Nie, szuka³em przecie¿ mo¿liwie prostego rozwi¹zania.Musia³bym wprowadziæ o wiele wiêcej danych, co oznacza³o, ¿e musia³bym ich poszukaæ.Ghostwheel.W tej chwili potrzebowa³em informacji.Mia³em karty i dziennik.Atutami wola³em siê na razie nie bawiæ, skoro pierwszy okaza³ siê czymœ w rodzaju pu³apki.Przeczytam dziennik, naturalnie, choæ odnios³em wra¿enie, ¿e jest zbyt subiektywny, by w czymœ pomóc.Powinienem jednak wróciæ do Melmana i jeszcze raz siê rozejrzeæ - na wypadek, gdybym coœ przeoczy³.A potem znaleŸæ Luke’a.Mo¿e powie coœ wiêcej, mo¿e przypomni sobie jakiœ szczegó³, który bêdê móg³ wykorzystaæ.Tak.Westchn¹³em i przeci¹gn¹³em siê.Dopi³em herbatê, ca³y czas patrz¹c na rzekê.Przesun¹³em Frakir nad garœci¹ pieniêdzy i wybra³em doœæ przekszta³conych monet, by zap³aciæ za posi³ek.Potem wróci³em na szlak.Pora wracaæ.Rozdzia³ 5Wbieg³em w póŸne popo³udnie i zatrzyma³em siê na ulicy przed moim samochodem.Z trudem go rozpozna³em.By³ pokryty kurzem, popio³em i mia³ pe³no zacieków wody.Jak d³ugo w³aœciwie mnie nie by³o? Nie próbowa³em ustaliæ ró¿nicy up³ywu czasu pomiêdzy tam a tutaj, ale wóz sprawia³ wra¿enie, ¿e stoi tu ponad miesi¹c.Chocia¿ nie by³ uszkodzony.Nikt siê nie w³ama³ ani.Moje spojrzenie przebieg³o ponad mask¹ i dalej.Budynku, gdzie mieœci³a siê Brutus Storage Company i mieszkanie œwiêtej pamiêci Victora Melmana, ju¿ tam nie by³o.Na rogu pozosta³ tylko wypalony szkielet i zachowane czêœci dwóch œcian.Ruszy³em w tamt¹ stronê.Szed³em spacerowym krokiem i ogl¹da³em to, co pozosta³o.Zwêglone szcz¹tki by³y zimne i martwe.Szare smugi i g³adkie krêgi sadzy wskazywa³y, ¿e pompowano tu wodê, która zd¹¿y³a ju¿ wyschn¹æ.Zapach pogorzeliska nie by³ szczególnie intensywny.Czy to ja spowodowa³em po¿ar tym ogniskiem w wannie? Chyba nie.To by³ niewielki i odizolowany p³omieñ, a póki czeka³em w mieszkaniu, nic nie wskazywa³o na to, by mia³ siê rozszerzyæ.Kiedy bada³em ruiny, obok przejecha³ ch³opiec na zielonym rowerze.Wróci³ po kilku minutach i zahamowa³ trzy metry ode mnie.Wygl¹da³ na jakieœ dziesiêæ lat.- Widzia³em to - oznajmi³.- Widzia³em, jak siê pali³o.- Kiedy to by³o? - spyta³em.- Trzy dni temu.- Wiedz¹, co by³o powodem?- Coœ w tych magazynach, coœ ³atwego.- £atwopalnego?- Tak - potwierdzi³ ze szczerbatym uœmiechem.- Mo¿e specjalnie.Coœ z ubezpieczeniami.- Naprawdê?- Uhum.Tata mówi³, ¿e pewnie marnie im sz³y interesy.- Takie rzeczy siê zdarzaj¹ - przyzna³em.- Czy byli jacyœ ranni?- Myœleli, ¿e mo¿e spali³ siê ten malarz, co mieszka³ na górze, bo nigdzie nie mogli go znaleŸæ.Ale nie by³o ¿adnych koœci ani nic.To by³ Fajny po¿ar.D³ugo siê pali³o.- Wybuch³ w dzieñ czy w nocy?- W nocy.Patrzy³em stamt¹d.- Pokaza³ miejsce po drugiej stronie ulicy, w kierunku, z którego przyszed³em.- Du¿o wody nalali.- Nie widzia³eœ, czy ktoœ wychodzi³ z budynku?- Nie - odpar³.- Jak przyszed³em, pali³o siê ju¿ na ca³ego.Pokiwa³em g³ow¹ i zawróci³em do samochodu.- Naboje powinny wybuchn¹æ w takim po¿arze, prawda? - zapyta³.- Prawda - potwierdzi³em.- Ale nie wybuch³y.Odwróci³em siê.- Nie rozumiem.Malec grzeba³ ju¿ w kieszeni.- Wczoraj bawiliœmy siê tu z ch³opakami - wyjaœni³.- I znaleŸliœmy ca³¹ masê naboi.Otworzy³ d³oñ, demonstruj¹c kilka metalowych obiektów, Kiedy szed³em ku niemu, przykucn¹³ i po³o¿y³ jeden na chodniku.Potem z³apa³ jakiœ kamieñ i zamachn¹³ siê.- Nie! - krzykn¹³em.Kamieñ uderzy³ w nabój i nic siê nie sta³o.- Mog³eœ zrobiæ sobie krzywdê.- zacz¹³em, ale przerwa³ mi.- Nie.Nie ma sposobu, ¿eby te dranie wybuch³y.Nie da siê nawet podpaliæ tego ró¿owego ze œrodka.Masz zapa³ki?- Ró¿owego? - powtórzy³em.Ch³opiec przesun¹³ kamieñ, ods³aniaj¹c zgniecion¹ ³uskê i drobne œlady ró¿owego proszku.- Tego.- Wskaza³ palcem.- Œmieszny, nie? Myœla³em, ¿e proch jest szary.Przyklêkn¹³em i dotkn¹³em dziwnej substancji.Roztar³em w palcach.Pow¹cha³em.Nawet skosztowa³em.Nie mia³em pojêcia, co to mo¿e byæ za paskudztwo.- Nie wiem - stwierdzi³em.- Mówisz, ¿e siê nic pali?- Nie.Nasypaliœmy trochê do gazety i podpaliliœmy j¹.Ten proszek roztopi³ siê i wyp³yn¹³.Nic wiêcej.- Masz jeszcze parê?- No.mam.- Dam ci za nie Dolca - obieca³em.Znowu pokaza³ zêby i przerwy miêdzy nimi, a jego d³oñ zniknê³a w kieszeni d¿insów.Przesun¹³em Frakir nad dziwaczn¹ gotówk¹ z Cienia, po czym wybra³em ze stosu dolara.Ch³opak przyj¹³ go i wrêczy³ mi dwa brudne od sadzy naboje kalibru 30,30.- Dziêki - powiedzia³.- Drobiazg.Znalaz³eœ jeszcze coœ ciekawego?- Nie.Wszystko siê spali³o.Wróci³em do samochodu.Wycieraczki tylko rozmazywa³y brud na szybie, wiêc skrêci³em po drodze do pierwszej napotkanej myjni.A kiedy g¹bczaste macki siêga³y ku mnie spoœród morza piany, sprawdzi³em, czy mam jeszcze te zapa³ki, które zostawi³ mi Luke.By³y.To dobrze.Przed myjni¹ zauwa¿y³em telefon.- Halo, motel New Line - odezwa³ siê m³ody, mêski g³os.- Parê dni temu wprowadzi³ siê do was Lucas Raynard - powiedzia³em.- Chcia³bym sprawdziæ, czy nie zostawi³ dla mnie wiadomoœci.Nazywam siê Merle Corey.- Chwileczkê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]