[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I nie szczêdzono batów, jeœli nie oka¿e siê doœæ pilny - dorzuci³ legat z patriarchalnym dostojeñstwem.- Potem mo¿ecie z nim post¹piæ, jak wam siê spodoba! Opowiedzcie mi teraz o dzieciach.- To ju¿ przy innej okazji - odpar³ Crean nieporuszony.Wiedzia³, ¿e wygra³ pierwsz¹ bitwê.- Pozwólcie mi teraz zadbaæ, by wasze opus magnum* [* Opus magnum (³ac.) - wielkie dzie³o.] przyjê³o tak¹ formê, jakiej jesteœcie godni.- Podniós³ siê.- OdprowadŸ pana legata do jego pokojów - poleci! Jarcyntowi.- Sam znajdê drogê - zapewni³ Pian ³askawie.- Dziêki Bogu, wszystko przybra³o nale¿yty obrót.- W drzwiach odwróci³ siê jeszcze.- I strze¿ nas, Bo¿e, przed papie¿em Polakiem.- szepn¹³, unosz¹c w górê palec.- Amen! - odpowiedzia³ Crean.- Nawarzyliœmy sobie piwa! - jêkn¹³ Jarcynt, gdy zostali sami.- Taka jest cena, mój drogi! - odpar³ wyczerpany "inkwizytor".- Musisz mu dodawaæ do jedzenia œrodków uspokajaj¹cych i wymyœliæ coœ, co mog³oby mu wype³niæ czas, który jest nam, to znaczy Benedyktowi, potrzebny.Doszli tymczasem do kru¿ganków, gdzie oczekiwali na nich biskup i Gawin.- Skruszony? - spytali.Crean skin¹³ g³ow¹.- My tymczasem dowiedzieliœmy siê, co nasz wiêzieñ chcia³ powiedzieæ: on nie umie pisaæ! - Gawin rozeœmia³ siê.- Benedykt nie jest wprawdzie analfabet¹, umie czytaæ i ma ca³kiem pouk³adane w g³owie, ale nigdy nie nauczy³ siê pisaæ!- Bo¿e Wszechmog¹cy! - wyrwa³o siê Jarcyntowi.- O tym Pian nie mo¿e siê dowiedzieæ!- Jeœli ten nadêty g³upiec dotychczas tego nie zauwa¿y³ - powiedzia³ Gawin - to i w przysz³oœci nic nie dostrze¿e.- Zaœmia³ siê ha³aœliwie.- Niezwyk³y spisek! Fa³szywe wyznanie, którego autor nie jest zdolny nawet jednego s³owa umieœciæ na pergaminie!Crean zblad³.Ten fakt zdecydowanie krzy¿owa³ ich plany.- To jeden problem - zauwa¿y³ sarkastycznie - a mamy jeszcze drugi: pan legat jest twórc¹ obszernej "Historiae Mongolorum".Treœci niestety nie mo¿e sobie przypomnieæ, poniewa¿ podyktowa³ j¹ sekretarzowi, który nie umie pisaæ.A teraz legat ¿¹da manuskryptu.- Temu mo¿na zaradziæ - powiedzia³ chytrze biskup.- Jarcyncie, udowodni³eœ ju¿, ¿e masz wspania³e pióro.- O nie, na mnie nie liczcie, ekscelencjo - odpar³ kucharz z nieprzeniknion¹ min¹.- Wypowiadam s³u¿bê.Raczej przeka¿cie mnie katu!TRIERAKonstantynopol, lato 1247By³a wspania³a pogoda.Ju¿ od wielu dni oczy cieszy³y siê greckimi wyspami, które wyrasta³y z turkusowego morza, jasno oœwietlonymi wsiami odbijaj¹cymi siê w wodzie, œwi¹tyniami na wzgórzach doskonale widocznymi na tle b³êkitnego nieba oraz rybackimi ³odziami, ¿aglowcami i barkami w zatokach, sk¹d ludzie machali rêkoma, gdy triera z wydêtymi ¿aglami b¹dŸ pêdzona uderzeniami wiose³ przeœlizgiwa³a siê obok wybrze¿y.Tutaj wiêc mieszkali bogowie! William ich rozumia³.Nic jednak nie zrobi³o na dzieciach takiego wra¿enia jak stare Bizancjum, które wynurzy³o siê z morza niczym promienny Olimp.Potê¿ny mur bieg³ po lewej stronie daleko w g³¹b l¹du, pokonywa³ wzgórza i doliny, obejmowa³ mocno ogromne, zdaj¹ce siê nie mieæ koñca skupisko wie¿ i kopu³.Tak¿e od strony morza posiada³o owo miasto nad miastami silne fortyfikacje, wzd³u¿ których teraz przesuwa³a siê powitalnie triera.Liniê umocnieñ przecina³y sztuczne baseny portowe, flankowane latarniami sygna³owymi, zaopatrzone w ogromne arsena³y, bastiony naszpikowane katapultami, magazyny i ¿urawie.I poœród tego mrowie ludzi! Tak wielu statków, w dodatku tak ciasno zestawionych jeden obok drugiego, nigdy jeszcze dzieci nie widzia³y.Jak¿e ubogie wyda³y im siê wobec tego widoku zapamiêtane porty Marsylii i ma³ej Civitavecchii! I te stosy nagromadzonych towarów, bel, bary³ek, amfor i skrzyñ! Poustawiane wysoko, jakby chodzi³o o to, ¿eby zaopatrzyæ w rozmaite dobra ca³y œwiat, a przecie¿ przeznaczone tylko dla jednego miasta, które wypiêtrza³o siê teraz na oczach dzieci: morze domów, a w nim nasycone ciemn¹ zieleni¹ cyprysów wzgórza przetykane gdzieniegdzie pa³acami i koœcio³ami o z³ociœcie b³yszcz¹cych krzy¿ach.Triera skierowa³a siê do Z³otego Rogu i przybi³a do brzegu w Starym Porcie, poni¿ej utworzonego z ³odzi mostu do Galaty, w po³owie odleg³oœci miêdzy dzielnic¹ genueñsk¹ a weneck¹.Hrabina sta³a w cieniu namiotowego zadaszenia przed sw¹ kajut¹ na rufie.Nic nie wskazywa³o na to, ¿e statek, na którym teraz wci¹gniêto wios³a, jest jej w³asnoœci¹.Udawa³a zwyk³¹ pasa¿erkê, anonimow¹ i bez znaczenia.Komendy wydawa³, wrzeszcz¹c na ca³e gard³o, Guiscard, graj¹cy rolê osobliwego, a zarazem bogobojnego w³aœciciela triery.Przewozi³ gromadkê wstydliwych mniszek, pielgrzymuj¹cych do Ziemi Œwiêtej, wœród których najbardziej rzuca³a siê w oczy egzotyczna uroda piêknej m³odej przeoryszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]