[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Emhyr dał mi szansę.Mogłem odmówić, zrezygnowaćz szansy.Oznaczałoby to definitywną, totalną, dożywotniąniełaskę i zapomnienie, ale odmówić mogłem, gdybymchciał.Ale ja nie odmówiłem.Bo widzisz, Geralt.Janie mogłem o niej zapomnieć. - Nie będę cię okłamywał.Ja ją bezustannie widziałemw snach.I nie jako chude dziecko, którym była nadrzeką, gdy ją rozebrałem i myłem.Widziałem ją.I wciążwidzę ją jako kobietę, piękną, świadomą, prowokującą.Z takimi szczegółami, jak pąsowa róża wytatuowana w pachwinie. - O czym ty mówisz? - Nie wiem, sam nie wiem.Ale tak było i tak jestnadal.Ja ją nadal widzę w snach, tak samo, jak w snachwidziałem ją wtedy.To dlatego zgłosiłem się do misji naThanedd.Dlatego później chciałem się do was przyłączyć. Ja.Ja chcę ją jeszcze raz.zobaczyć.Chcę jeszcze razdotknąć jej włosów, spojrzeć w jej oczy.Chcę na nią patrzeć.Zabij mnie, jeśli wola.Ale nie będę dłużej udawał.Ja myślę.Ja myślę, że ja ją kocham.Proszę cię, nieśmiej się. - Wcale mi nie do śmiechu. - Dlatego właśnie z wami jadę.Rozumiesz? - Chcesz jej dla siebie czy dla twego cesarza? - Jestem realistą - szepnął.- Przecież ona mnie niezechce.A jako małżonkę cesarza mógłbym ją przynajmniej widywać. - Jako realista - prychnął Wiedźmin - powinieneświedzieć, że najpierw musimy ją odnaleźć i ocalić.Założywszy,że twoje sny nie kłamią i Ciri faktycznie jeszcze żyje. - Wiem o tym.A gdy ją odnajdziemy? Co wtedy? - Zobaczymy.Zobaczymy, Cahir. - Nie zwódź mnie.Bądź szczery.Przecież nie pozwolisz,bym ją zabrał. Nie odpowiedział.Cahir nie ponawiał pytania. - Do tego czasu - spytał chłodno - możemy być druhami? - Możemy, Cahir.Jeszcze raz przepraszam cię za tamto.Nie wiem, co we mnie wstąpiło.W gruncie rzeczy nigdypoważnie nie podejrzewałem cię o zdradę czy dwulicowość. - Ja nie jestem zdrajcą.Ja cię nigdy nie zdradzę,wiedźminie.***** Jechali głębokim wąwozem, który bystra i szeroka jużrzeka Sansretour wyżłobiła wśród wzgórz.Jechali nawschód, ku granicy księstwa Toussaint.Gorgona, GóraDiabła, wznosiła się nad nimi.Żeby popatrzeć na jej wierzchołek,musieliby zadzierać głowy. Ale nie zadzierali.***** Najpierw poczuli dym, w chwilę później ujrzeli ognisko,a nad nim rożny, na których piekły się rozpłatane pstrągi.Ujrzeli siedzącego obok ogniska samotnego osobnika. Jeszcze całkiem niedawno Geralt wydrwiłby, bezlitośnie wykpił i miał za totalnego idiotę każdego, kto śmiałbytwierdzić, że on, Wiedźmin, dozna wielkiej radości na widok wampira. - Oho - powiedział spokojnie Emiel Regis RohellecTerzieff-Godefroy, poprawiając rożny.- Popatrzcie tylko, coteż kot przyniósł.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]