[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Henrietta w rozmowie kilkakrotnie wspomina o problemach zwiÄ…zanych z astrofizykÄ….OczywiÅ›cie, oprócz tych, które bezpoÅ›rednio wiążą siÄ™ z seksem - mrugnÄ…Å‚, pocierajÄ…c policzek fajkÄ….- Na przykÅ‚ad „Strzelec A Zachód" - źródÅ‚o fal radiowych w centrum galaktyki.„NGC 1199" - gigantyczna eliptyczna galaktyka, fragment dużego roju.„PrzeciÄ™tna prÄ™dkość promieniowa sferycznych rojów" - w naszej galaktyce wynosi okoÅ‚o pięćdziesiÄ™ciu kilometrów na sekundÄ™.I tak dalej. - Nie musisz mi tego wszystkiego opowiadać - wtrÄ…ciÅ‚em poÅ›piesznie.- Czy wiesz, o co tu chodzi? To znaczy, o czym w zasadzie mówisz?
Zapadła chwila milczenia, ale niezbyt długa.Nie sprawdzał całej literatury przedmiotu - zrobił to już wcześniej. - O kosmologii - odparł.- Chyba o klasycznej kontrowersji Hoyle'a-Opika-Gamowa, rozważającej czy wszechświat jest zamknięty, czy otwarty, skończony, czy wreszcie cykliczny.Czy znajduje się w stanie równowagi, czy też zaistniał wraz z wielkim wybuchem.
Znowu przerwał, tym razem, by pozwolić mi się zastanowić.Zastanawiałem się, ale bez większych rezultatów. - Niewiele z tego wynika - zauważyłem. - Właściwie masz rację.Chociaż w jakiś sposób wiąże się to z twoimi pytaniami na temat czarnych dziur. Do diabła z tym twoim matematycznym sercem! - pomyślałem.Wyglądał niewinnie jak baranek - taki spokojny i poważny, gdy wydmuchiwał dym ze swojej starej fajki. - Wystarczy! - poleciłem i wpatrywałem się w pusty ekran długo po tym, jak znikł, na wypadek, gdyby Essie przyszło do głowy spytać, czemu interesowałem się czarnymi dziurami.
No cóż, nie spytała.Leżała, wpatrując się w lustra na suficie. - Czy wiesz, Robin, na co miałabym ochotę? - zadała mi po chwili pytanie. Spodziewałem się tego. - Na co? - Chciałabym się podrapać. - Uff - tylko na tyle mogłem się zdobyć.Poczułem się, jakby ze mnie wyjęto korek i spuszczono powietrze.Byłem już gotów się bronić, przejęty troską o Essie, przez wzgląd na jej stan zdrowia.Jednak nie musiałem.Chwyciłem jej dłoń. - Martwiłem się o ciebie. - Tak, ja też - odparła rzeczowo.- Robin, powiedz mi, czy to prawda, że Gorączki pochodzą z jakiegoś mentalnego nadajnika Heechów? - Tak się przynajmniej na razie wydaje.Albert uważa, że ma to jakiś związek z elektromagnetyzmem, ale chwilowo nie potrafi nic więcej powiedzieć - pogłaskałem żyłki na wierzchu jej dłoni, a ona poruszyła się niespokojnie - tylko od szyi w górę. - Trochę się obawiam tych Heechów! - wyznała. - Cóż za delikatność! Jaki umiar.Jeśli o mnie chodzi, sram ze strachu w gacie.- To prawda.Cały drżałem.Małe, żółte światełko w rogu ekranu zamrugało. - Ktoś chce się z tobą porozumieć. - Niech poczeka.W tej chwili rozmawiam z kobietą, którą kocham. - Dziękuję ci, Robin.Jeśli boisz się Heechów tak samo jak ja, to czemu to wszystko ciągniesz?
- No cóż, kochanie.Nie mam innego wyboru.Przez pięćdziesiąt dni i tak nie można nic zrobić.Gdybym teraz kazał im przerwać i wracać do domu, dowiedzieliby się o tym dopiero za dwadzieścia pięć dni. - Tak, oczywiście.Ale gdybyś mógł, przerwałbyś to? Nie odpowiedziałem.Czułem się bardzo dziwnie, troszkę przestraszony, jakbym nie był sobą. - A jeśli Heechowie nas nie lubią? - spytała. Świetne pytanie! Sam je sobie zadawałem od chwili, kiedy podjąłem decyzję, by wsiąść na statek z Gateway i wyruszyć w przestrzeń.A jeśli spotkamy Heechów, a oni nas nie lubią? Jeśli zgniotą nas jak muchy, będą torturować, zrobią z nas niewolników, będą na nas eksperymentować - albo jeśli po prostu nas zignorują? Nie odrywając oczu od żółtego punkciku, który zaczął powoli pulsować, odezwałem się do niej matczynym tonem. - No cóż, nie ma w zasadzie przesłanek, że mogą zrobić nam krzywdę. - Nie musisz mnie pocieszać - była wyraźnie rozdrażniona, ja zresztą też.Jej monitory musiały coś zarejestrować, ponieważ pielęgniarka znowu zajrzała, choć niezdecydowana zatrzymała się w progu i po chwili wycofała. - Stawka jest zbyt wysoka, Essie.Pamiętasz nasz zeszłoroczny pobyt w Kalkucie? - Pojechaliśmy tam na jedno z jej seminariów.Musieliśmy wyjechać wcześniej, bo nie mogliśmy znieść potwornego widoku miasta dwustu milionów nędzarzy. Przyglądała mi się marszcząc brwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]