[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tyle tylko, że boją się Centrum Galaktycznego. Wtedy pierwszy raz usłyszałem te dwa słowa.Od razu pojąłem, że istnieje siła, przed którą korzą się sponsorzy. Irka zerkała w stronę zadaszenia.Rozmowy tam prowadzone przeciągały się.Ochroniarze siedzieli na trawie.Irka były blada.Popatrzyłem na nią. - Rzadko bywamy na górze - powiedziała Irka.- Zupełnie słońca nie oglądamy. - Dlaczego? - Jak złapią wywiozą do kopalni. Już wiedziałem, że nie zawsze ma sens wypytywanie.Jeśli czegoś nie rozumiem, to i wytłumaczenia są niezrozumiałe.Muszę sam kombinować. Promienie Słońca przebijały się przez gęstwinę żółknącego już listowia starych drzew. - A co sponsorzy tu robią? - Ratują - odpowiedziała Irka. - Co ratują? - Ratują przyrodę.To ich sztandarowe przesłanie. - I zabijają ludzi? - Dla nich przyroda jest ważniejsza niż wrogowie przyrody.Nie zrozumiesz tego. - Słyszałem o tym codziennie.Sponsorzy przemieszczają się z planety na planetę, ratują przyrodę przed barbarzyńcami! - No właśnie.- Irka uśmiechnęła się krzywo.- Ratują przed nami. Położyła się na trawie i patrzą w błękitne, jasne wrześniowe niebo. - Może ja i Markiza polecimy do sponsorów - powiedziała nagle.- Sijniko obiecał. - Po co? - Markiza dostanie tam owe ciało.Mnie też tam podreperują. - Po co ci to? - zapytałem. - Nie poznasz mnie wtedy.Opadnie ci szczena, jak zobaczysz moją urodę. Irka roześmiała się.Te wybite przednie zęby sprawiały, że była podobna do młodej staruszki. - Hej! - krzyknęła spod dachu Markiza.- Chłopcy, weźcie mnie! Ochroniarze poderwali się i pobiegli pod dach. Pierwszy wyszedł sponsor, za nim ochroniarze popychali fotel, obok którego szedł Henryk, blady, wyprostowany i uparty. - Tim, podejdź do mnie - powiedziała Markiza. Podszedłem.Chwyciła mnie za rękę. - Pokładam w tobie duże nadzieje - powiedziała.- I będę czekać.Jak tylko niebezpieczeństwo się skończy, wrócisz do mnie.Dobrze. - Dobrze - odpowiedziałem. - Nie będzie ci łatwo - będziesz sam.Ale pamiętaj, że czekamy na ciebie. - Przywykłem być sam - powiedziałem. Henryk uścisnął mi rękę.Irka nagle pociągnęła nosem. - Nie zakochaj się w Lancelocie - powiedziała Markiza śmiejąc się tylko oczami. - Tego mi tylko brakowało! - Irka machnęła ręką. Sponsor leciutko trącił mnie wskazującym palcem w szubek głowy.Pokazał w ten sposób, że rozmowy się skończyły i pora iść. Poszedłem do jego śmigłowca. Nieoczekiwanie sponsor wyrwał z mojej ręki miecz i cisnął go ochroniarzom. - Jak to? - Przechowajcie go do powrotu waszego pupilka - powiedział Sijniko. Pierwszy wlazł do kabiny śmigłowca i odsunął grube kolana, żebym mógł ulokować się u jego stóp.Wystartowaliśmy. następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]