[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spotkaliśmy tam Cyby'ego z książkamiwymienionymi w liście mistrza Gurloesa.Odebrałem je od niego, pożegnałem się zmistrzem Ultanem i z ulgą opuściłem duszną atmosferę biblioteki.Późniejwielokrotnie jeszcze odwiedzałem wyższe kondygnacje tego budynku, ale nigdy niemiałem okazji ani ochoty zagłębie się ponownie w jego podziemia. Jeden z trzech tomów, które przyniósł Cyby miał wielkość blatusporego stolika, łokieć szerokości i niemal łokieć grubości.Ponieważ nasafianowej okładce wytłoczone były ozdobne herby, sądziłem, że jest to historiajakiejś starej, szlacheckiej rodziny.Pozostałe książki były znacznie mniejszychrozmiarów.Zielona, nie większa od mojej dłoni i nie grubsza od wskazującegopalca okazała się zbiorem modlitw, pełnym błyszczących wizerunków ascetycznychświętych i boskich wyobrażeń w czarnych aureolach i bogatych szatach.Zatrzymałem się na chwilę przy wyschniętej fontannie w jakimś zapomnianym,oświetlonym blaskiem zimowego słońca ogrodzie, by na nich popatrzeć. Zanim otworzyłem któryś z pozostałych tomów, poczułem nagle nasobie olbrzymi ciężar czasu; jest to nieomylny, sygnał świadczący o tym, żepozostawiliśmy już za sobą nasze dzieciństwo.Wykonując proste przecieżpolecenie przebywałem poza naszą wieżą już ponad dwie wachty i zaczynało siępowoli zmierzchać.Zebrałem wszystkie książki i pospieszyłem przed siebie, aby,chociaż wówczas jeszcze o tym nie wiedziałem, spotkać szlachetnie urodzonąTheclę i moje przeznaczenie.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]