[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypomniałemsobie, że nie znam losów Mary i wywołałem ją.Mary czuła się nie najlepiej, alez wolna wracała do siebie.Paroksyzm bólu dopadł ją w kabinie, więc zdołaładotrzeć do łóżka. - Nie martw się o mnie, Eli.Zajmij się ważniejszymisprawami. Teraz trzeba było pójść do kabiny Głosu, gdzie na szczęścienic się nie zmieniło.Oparłem się bez tchu o ścianę.Podtrzymał mnie Gracjusz.Galakt był blady, ale twardo trzymał się na nogach.Wymamrotałem: - Głosie, Gracjuszu, cóż to były za straszliwe fantomy! Jakby z daleka dobiegła mnie odpowiedź Głosu: - To nie były fantomy, Eli.To realne słońca pędziły kusobie nawzajem! - I nie zderzyły się? Nie ekplodowały? Przeszły przezsiebie bez szwanku? Gracjuszu, rozumiesz coś z tego? Albo wszyscy zwariowaliśmy,albo znaleźliśmy się w świecie, w którym nie działają żadne prawa fizyki, nawetprawo powszechnego ciążenia! Gracjusz nie odpowiedział.Był równie skonsternowany jakja.Tymczasem Głos ciągnął: - Nagle rozerwał się we mnie strumień czasu.Byłemjednocześnie w przeszłości i przyszłości, ale w teraźniejszości mnie nie było.Wyrzucono mnie z mojego "teraz".To było potworne, Eli.Z przeszłości niemogłem wpływać na przyszłość, gdyż nie było teraźniejszości, przez którą teoddziaływania muszą przebiegać. Ta informacja tak mną wstrząsnęła, że nie byłem zdolny domyślenia.W tym momencie mogłem jedynie wykonywać jakieś proste czynności: kogośratować, z kimś walczyć, na kogoś krzyczeć. - Głosie, pytam cię o zderzenie słońc, a nie o twojesamopoczucie! - wrzasnąłem. - Zderzenia nie było, Eli! Pękła nić czasu łącząca ze sobądwie pędzące ku sobie gwiazdy.Wpadliśmy w tę przerwę i dlatego nasz czasrównież się rozerwał.Słońca wpadły na siebie nie w ich teraźniejszości.Prawdopodobnie jedno cofnęło się w przeszłość, drugie zaś zostało przerzucone doprzyszłości.Przemknęły przez to samo miejsce, ale w różnym czasie i dlatego niebyło eksplozji.Zaczynałem coś pojmować. - Mówisz potworne rzeczy, Głosie.Mogę dopuścić, że JuliuszCezar i Attyla chodzili w różnych czasach po tej samej ziemi, że deptali te samekamienie, ale nie mogli się spotkać, bo dzieliły ich całe wieki, ale żeby samczas tracił ciągłość!. - To jedyne logiczne wytłumaczenie, Eli.- Udowodnij to,Głosie! - Mózgi pokładowe analizują w tej chwili wszystkie zjawiskazarejestrowane przez analizatory. Wróciłem na stanowisko dowodzenia.Oleg i Osima czuli sięnie najlepiej, ale poruszali się bez większego trudu.Oleg znów oddał steryOsimie, a sam zajął się przeglądaniem wyników obliczeń dostarczanych sukcesywnieprzez MUK. Wkrótce mieliśmy już ostateczny rezultat.Był przerażający.Gwiazdy realnie pędziły ku sobie, ale w momencie, kiedy ich wzajemneprzyciąganie osiągnęło jakąś wartość graniczną, bieg ich czasu został zakłócony.Czas przerwał się, przestał być synchroniczny.Luka czasowa wynosiła paręmikrosekund dla cząstek elementarnych, kilka sekund dla nas i tysiąclecia dlasłońc, była zatem proporcjonalna do masy.Te pozaczasowe sekundy omal nas niezabiły i nie było na razie jasne, dlaczego tak się nie stało.Poza tym wszystkobyło jasne, jeśli można coś takiego powiedzieć o zjawisku, którego mechanizmówzupełnie nie rozumieliśmy. Wieczorem wstąpił do nas Romero.Czuł się nie najlepiej, coMary natychmiast zauważyła.Paweł powiedział nam, że tylko Mizar nie odczułwpływu luki czasowej, że - jak się wyraził - zakłócenie temporalne zagoiło sięna nim jak na psie.Gig też był w niezłej formie, ale Trub poważnie zachorował.Stary Anioł nie umiał pogodzić się z tym, że stał się igraszką jakichś potężnychsił, rozwścieczało go to i przygnębiało.Stąd choroba. - Dlaczego jesteś taki posępny? - zapytała mnie Mary, kiedyRomero, postukując swoją nieodłączną laseczką poszedł do siebie.- Przecieżwszystko skończyło się pomyślnie. - Mylisz się - odparłem.- To był dopiero początek i niewiadomo jaki będzie ciąg dalszy.Z prawdziwym lękiem oczekuję co nam przyniesiejutro. Jutro nie przyniosło nam nic złego, podobnie jak i kilkanastępnych dni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]