[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak rozkładają się zwłoki. - A zatem możemy teraz odejść? - zawołał szczęśliwy Bill.- Czymożesz nam powiedzieć, gdzie tu jest najbliższy bar? - "Nie" na pierwsze pytanie, a co do drugiego, to nie wiem -odrzekł zwięźle smok, uśmiechając się szczególnie paskudnie.- Nie mam zamiaruwypuszczać z łap takich jeleni jak wy! Ponadto, mam ochotę na jakąś porządną,krwawą walkę! Ledwie wymówił te słowa, a już jego ogromny łeb wystrzelił doprzodu i ogromne zębiska zamknęły się na Hiperkinetyku i jego lutni.Wijący sięi wrzeszczący niemelodyjnie bard został porwany w powietrze, a potem połkniętyjednym kęsem, by przewodem pokarmowym podążyć za księdzem. - Kłamliwa łajza! - krzyknęła Clitoria, unosząc miecz do ciosu. - Okłamałeś Ottara! - ryknął wiking, zataczając ostrzemświszczące kręgi.- Ottar porąbie cię na hundemad i rzuci psom na pożarcie! - No, przynajmniej koniec z balladami! stwierdził filozoficznieBill, wydobywając swój miecz.Ponieważ kawalerzyści używali wyłącznie bronipalnej i ciężkiej, nie wiedział, jak posłużyć się nim.Mógł jedynie miećnadzieję, że instynkt i gorąca chęć przeżycia nauczą go tego dostatecznieszybko. Rick również sięgnął po broń. - Załatwmy wstrętną bestię! - krzyknął.Będę was osłaniał! Barbarzyńcy potruchtali naprzód, siekąc, tnąc i kłując zieloną,warczącą bestię. - To dobry pomysł - przyznał Bill, gdy osmalił go huczącystrumień ognia.Zobaczył lśniące pazury potwora wyciągające się w kierunkubarbarzyńców.- Nigdy nie wiadomo, kto może zaatakować nas - z tyłu, prawda? Clitoria i Ottar nie zwracali na niego uwagi.Zgodf' nie zeswoją naturą, zamienili się w dwie dzikie, szalone maszyny do walki.Wywijającmieczami, rzucili się w wir walki. Niestety, ta skończyła się zbyt szybko jak na gust Billa. Ottar został błyskawicznie wypatroszony i połknięty w trzechczy czterech kęsach, razem z butelkami whisky w kieszeniach i wszystkim.Clitoria miała trochę więcej szczęścia.Udało jej się skaleczyć smoka tu iówdzie, ale gdy tylko przeciwnik zdołał przełknąć Ottara, złapał kobietę iposłał ją w ślady wikinga. Używając miecza jako wykałaczki, Smog odwrócił się i zszyderczym uśmiechem na usmarowanym posoką pysku spojrzał na dwóch pozostałychpodróżników. - Mniam, mniam! A teraz deser.Kto następny? Mądry czy głupi? - On! - zawołał Rick, wskazując na Billa. - Nie, on! - krzyknął Bill, wskazując na Ricka. - No, no, co za okropny dylemat. Smok ruszył naprzód i nachylił się nad nimi jego brzuszyskobyło jak wydęta zielona ściana, a sterczący pępek miał wielkość herbacianegostolika.Bill zamrugał oczami, dygocząc ze strachu, po czym mrugnął ponownie,patrząc na smoczy pępek z mosiężną główką śruby na środku.Śruba? Nie mając nic lepszego do roboty, a ponadto stojąc w obliczuniechybnej śmierci, wepchnął koniec miecza w nacięcie śruby.I przekręcił. - Nie rób tego! - zawył smok wysokim dziewczęcym falsetem.Poczym wrzasnął jeszcze raz, słabiej i cieniej.Następnego wrzasku prawie nie byłosłychać. Smok zaczął znikać. Jednak w miarę jak nikł, jego miejsce zajęły jakieś mroczne,mgliste postacie.Wprost z powietrza wyłaniały się czarne, niewyraźne kształty. Działo się coś bardzo dziwnego.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]