[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Nie mam pojęcia, dopiero co mnie tutaj przenieśli -odparł drugi głos. - Jak go nie znajdziemy, to przeniosą cię jeszcze raz, aletym razem prosto na krzesło elektryczne.Głosy, wraz z dudnieniem ciężkichkroków, ścichły w oddali i Bill odważył się poruszyć.Skręcony pod dziwacznymkątem kark bolał jak diabli, kolana miał zagwożdżone pod własną brodą i o małoco się nie udusił jakąś pchającą mu się do ust szmatą.Próbując wyprostować nogizaparł się nimi o metalową ścianę, rozległ się donośny trzask i pojemnikotworzył się na oścież. - Jest tutaj! - ryknął znajomy, znienawidzony głos i Billnie tracąc ani chwili rzucił się do ucieczki.Pościg był tuż za nim, kiedyjeszcze raz skoczył głową naprzód, tym razem do prawdziwego, antygrawitacyjnegozsypu.Zdyszany żandarm skoczył za nim, a specjalne czujniki ustawiły ich wodległości mniej więcej piętnastu stóp od siebie.Podtrzymywani polem siłowymopadali powoli, a kiedy Billowi ustąpiły sprzed oczu czerwone plamy i spojrzałdo góry, ujrzał wyszczerzoną fizjonomię Kostuchy. - Stary druhu! - wychlipał Bill, składając błagalnie ręce.- Czemu mnie prześladujesz? - Tylko nie druhu, ty przeklęty chingerski szpiegu! Nawetnie jesteś dobrym szpiegiem - ręce masz nie do pary! - Cały czas spadając,Kostucha wyciągnął z pochwy rewolwer i wycelował go między oczy Billa.-Zastrzelony podczas próby ucieczki. - Miej litość! - zaskamlał Bill. - Śmierć Chingersom! I nacisnął spust.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]