[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po¿ar Pa³acu Centralnego, spowodowany przez margines spo³eczny, zosta³ dziœ nad ranem opanowany.W³adze, korzystaj¹ce przejœciowo z innej siedziby, w pe³ni kontroluj¹ rozwój wydarzeñ.W innych rejonach wyspy panuje ca³kowity spokój i rytmiczna praca.z artyku³u wstêpnego dziennika „Nasz Glos”, nr 110/10849 z dnia 22 kwietnia 2044 rokuNajpierw zabrali tych trzech ekspertów.Daniel obserwowa³ ich spod oka; nie wygl¹dali na przera¿onych, z ich twarzy emanowa³o raczej przygnêbienie i rezygnacja.Mo¿e rzeczywiœcie chc¹ nas przewieŸæ do innego miejsca - pociesza³ siê w duchu.- A zreszt¹, dlaczego mia³oby groziæ mi jakieœ niebezpieczeñstwo? Przecie¿ nie mam nic wspólnego z tymi rozgrywkami.Nie zrobi³em nic takiego, a tym bardziej Candy.Dlaczego ona tak dr¿y? Chyba jest jeszcze w szoku.Przyda³by siê jej jakiœ œrodek uspokajaj¹cy, ale sk¹d tu wzi¹æ tabletki? Wiêc tylko g³adzi³ j¹ delikatnie i powtarza³ mechanicznie:- Bêdzie dobrze, ma³a, zobaczysz, bêdzie dobrze.Nie by³ nawet pewien, czy ona go s³yszy.A jednak nie przestawa³ szeptaæ do niej, jakby chcia³ s³owami zabiæ dr¹¿¹cy go od œrodka niepokój.Gdy wyprowadzili ekspertów, od lovittów od³¹czy³ siê jeden, dziwacznie ufryzowany osobnik i w postawie pe³nej pokory zacz¹³ coœ t³umaczyæ stra¿nikowi.Daniel nie s³ysza³ s³Ã³w, sta³ bowiem z Candy w drugim k¹cie izolatki, ale musia³a je s³yszeæ reszta lovittów, bo dostrzeg³ wœród nich poruszenie.Stra¿nik wzruszy³ ramionami i z wyrazem znudzenia na twarzy powiedzia³ coœ do polowego wideocomu.By³ to ros³y mê¿czyzna w uniformie S³u¿b Specjalnych Apostezjonu.Ów podœwiadomy niepokój zacz¹³ dr¹¿yæ Daniela od chwili, gdy do podziemi wkroczyli stra¿nicy w tych w³aœnie uniformach.Oznacza³o to bowiem, ¿e sprawa nabra³a charakteru politycznego, a to wygl¹da³o ju¿ paskudnie.Spece, jak ich popularnie nazywano, byli formacj¹ unikaj¹c¹ rozg³osu, ale otoczon¹ z³¹ spraw¹.Nie widywano ich na ulicach, gdy¿ ³apaczami byli zwykli tebecy.Spece z regu³y dzia³ali w czterech œcianach, przydzielani byli bowiem jedynie do spraw najwy¿szej wagi pañstwowej.Daniel mia³ nadziejê, ¿e to z powodu tych zbuntowanych ekspertów, ale przecie¿ ich ju¿ wyprowadzono, a spece nadal tu byli.Poczu³, ¿e niepokój powoli przeradza siê w strach.Ze specami nie by³o ¿artów! Opanowa³ strach, bo wiedzia³, ¿e od strachu tylko krok do paniki, kiedy to ludzkie cia³o zamienia siê w k³êbek wzajemnie sprzecznych odruchów.Zajê³o mu to wiêcej czasu ni¿ zazwyczaj, ale owo typowe napiêcie miêœni stopniowo ustêpowa³o.W izolatce zjawi³ siê Trent.Znudzony stra¿nik przekaza³ mu mówi¹cego coœ ¿arliwie lovitta, który z równ¹ ¿arliwoœci¹ zacz¹³ t³umaczyæ coœ Trentowi.Reszta lovittów zbi³a siê tymczasem w ciasn¹ gromadkê.Trent podszed³ do nich i zapyta³:- Która powiadasz?- Ta! Ta! - lovitt pokaza³ skwapliwie jedn¹ z kobiet.- Ja mogê byæ wam bardzo przydatny, bardzo! Tylko mnie nie zabijajcie! Ja wiem wszystko o nich.Bêdziecie mieli ze mnie po¿ytek.- Dobra, dobra! - przerwa³ mu Trent niecierpliwie, a potem skin¹³ na wskazan¹ kobietê: - ChodŸ no tu, ptaszynko!Kobieta nie poruszy³a siê i wtedy dwóch tebeków wyci¹gnê³o j¹ z grupy lovittów.Nie stawia³a oporu, ale gdy przechodzi³a obok owego dziwacznie ufryzowanego lovitta, syknê³a:- Masz u mnie przer¹bane, Szczotka! U nas wszystkich masz przer¹bane! Strze¿ siê! - Rzuci³a siê w jego kierunku, ale technicy przytrzymali j¹ mocno.Szczotka cofn¹³ siê przestraszony i powiedzia³:- Berta! Co ty! Ja tylko.Nie dokoñczy³ jednak, bo Trent hukn¹³:- Spokój! Odstawiæ j¹ tu, pod œcianê!Technicy bez zw³oki wykonali jego rozkaz.Trent stan¹³ przed Bert¹ i przygl¹da³ siê jej z zainteresowaniem.- Wiêc to ty by³aœ z Wargaczem?Milczenie.- Pomaga³aœ mu w podburzaniu.- Raczej stwierdzi³, ni¿ zapyta³.- Wargacz ciê do tego namawia³? Powiedz! Teraz to nie ma ju¿ znaczenia, bo przecie¿ Wargacza ju¿ nie ma.No wiêc jak? Zmusza³ ciê?Berta spojrza³a na niego ponuro i nic nie powiedzia³a.- Jak chcesz - powiedzia³ Trent z westchnieniem i wtedy do izolatki wtoczy³ siê killer.Bez s³owa podszed³ do Daniela i uderzy³ go w ¿o³¹dek.Cios by³ celny i mocny, ale jednak zaskoczony Daniel zdo³a³ wykonaæ unik i nastêpny cios trafi³ w pró¿niê.Killer zatoczy³ siê i znów ruszy³ do ataku.- Max! - krzykn¹³ ostro Trent.- Max!Killer nie reagowa³, a tymczasem Daniel odskoczy³ w drugi k¹t izolatki i przyj¹³ postawê obronn¹.Killer ruszy³ na niego i wtedy Trent skin¹³ na dwóch tebeków pilnuj¹cych Berty.Doskoczyli oni do killera i sprawnie obezw³adnili go.Trent stan¹³ przed nim i pogrozi³ mu palcem:- Oj, Max, Max.Zachowujesz siê niezgodnie z regulaminem.Czy chcesz, ¿eby Genera³ siê rozgniewa³?- Ja go.- charcza³ killer w mocnym uchwycie.- On jest mój, rozumiesz? I ta dzierlatka te¿ - spojrza³ na Candy, na której twarzy malowa³o siê przera¿enie.- Nie by³o takiego rozkazu, Max - odpar³ spokojnie Trent.- A rozkaz to rzecz œwiêta.Jeœli nie chcesz, ¿ebym w raporcie opisa³ ten incydent, to wracaj do siebie i rób tylko to, co ci ka¿¹.Jasne? - Da³ znak technikom.Zwolniony z uchwytu killer oddycha³ g³êboko, a potem powiedzia³:- On mi nie ujdzie.Dostanê go szybciej, ni¿ myœlisz.Odwróci³ siê i ciê¿kim krokiem wyszed³ z izolatki.Stoj¹cy w drzwiach spec ze znudzeniem obserwowa³ tê scenê.- Przygotowaæ siê do transportu! - zakomenderowa³ Trent.Na ten rozkaz do izolatki wpad³o piêciu tebeków w rynsztunku bojowym.- Ty - wskaza³ na Daniela - i ty - wskaza³ na Bertê - pojedziecie ze mn¹.Ci obszarpañcy - pokaza³ na grupkê lovittów - pojad¹ za nami.W osobnym ekwiparcie.A ta ptaszynka - wskaza³ na Candy - zostanie tu do wyjaœnienia.Wykonaæ!Technicy sprawnie przyst¹pili do selekcji wiêŸniów i wyprowadzali ich grupami.- A co ze mn¹? - zapyta³ p³aczliwie Szczotka.- A, ty? Rób, co chcesz.Mo¿esz tu zostaæ, mo¿esz iœæ do domu.Poniewa¿ nam pomog³eœ, jesteœ wolny.Ka¿dy, kto nam pomaga, jest wolny - doda³ sentencjonalnie.- To ja wolê tu zostaæ - powiedzia³ Szczotka, patrz¹c niespokojnie na wyprowadzanych lovittów.- Jak chcesz - wzruszy³ ramionami Trent.- Daniel! - krzyknê³a Candy.- Nie zostawiaj mnie!- Odszukam ciê, Candy - odkrzykn¹³ wyprowadzany Daniel.- Wrócê po ciebie, choæbym mia³.- nie dokoñczy³ jednak, eskortuj¹cy go technik bowiem dŸgn¹³ go mocno koñcem obezw³adniacza w krêgos³up i Daniel nie móg³ z³apaæ oddechu.Wepchnêli go do zaparkowanego przed wie¿owcem ekwipartu.Obok niego posadzili Bertê, a na koñcu wprowadzili trzech milcz¹cych ekspertów.Nie opodal czeka³ drugi, wiêkszy ekwipart, do którego tebecy ³adowali resztê lovittów.Na chodniku zgromadzi³ siê t³umek, w którym Daniel dostrzeg³ nie tylko normalnych, przechodniów, ale tak¿e temporystów, a nawet lovittów stoj¹cych obok siebie.Z t³umu podnios³y siê jakieœ okrzyki, ale ich treœæ nie dotar³a do Daniela, Trent bowiem wskoczy³ na siedzenie obok kierowcy i pojazd ruszy³.Poprzez sylwetki siedz¹cych przy drzwiach tebeków widzia³, jak drugi ekwipart rusza za nimi.- Co za burdel! - rzuci³ Trent z niesmakiem do kierowcy.- Kiedyœ coœ takiego by³oby nie do pomyœlenia - wskaza³ g³ow¹ na mijan¹ grupê przechodniów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]