[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakiej¿e to wdziêcznoœci dozna³o wojsko zaporoskie za tak wielkie zas³ugi w licznych wojnach oddane? Gdzie przywileje kozackie? Król da³, królewiêta odjêli.Nalewajko poæwiertowan! Pawluk w miedzianym wole spalon! Krew nie obesch³a po ranach, które nam szabla ¯Ã³³kiewskiego i Koniecpolskiego zada³a! £zy nie obesch³y po pobitych, œciêtych, na pal wsadzonych - a teraz - patrz! co œwieci na niebie - tu Chmielnicki wskaza³ przez okienko na p³on¹c¹ kometê - gniew bo¿y! bicz bo¿y!.Wiêc jeœli ja mam nim byæ na ziemi - to dziej siê wola bo¿a! wezmê ten ciê¿ar na barki.To rzek³szy rêce ku górze wyci¹gn¹³ i zdawa³ siê p³on¹æ ca³y jak wielka pochodnia zemsty i dr¿eæ pocz¹³, a potem pad³ na ³awê jakby ciê¿arem swych przeznaczeñ przygnieciony.Nasta³o milczenie przerywane tylko chrapaniem Tuhaj-beja i koszowego, a w jednym k¹cie chaty œwierszcz æwirka³ ¿a³oœnie.Namiestnik siedzia³ ze spuszczon¹ g³ow¹.Rzek³byœ: szuka³ odpowiedzi na s³owa Chmielnickiego, tak ciê¿kie, jak bry³y granitu; na koniec tak mówiæ pocz¹³ g³osem cichym i smutnym:- Ach! choæby to by³a i prawda, ktoœ ty, hetmanie, jest, abyœ siê sêdzi¹ i katem kreowa³? Jakie¿ ciê okrucieñstwo, jaka pycha unosi ! Czemu ty Bogu s¹du i kary nie zostawisz? Jaæ z³ych nie broniê, krzywd nie pochwalam, ucisków prawem nie mianujê, ale wejrzyj¿e i ty w siebie, hetmanie! Na ucisk od królewi¹t narzekasz, mówisz, ¿e króla ni prawa s³uchaæ nie chc¹, dumê ich ganisz, a czy sam jej pró¿en jesteœ? Czy sam nie œci¹gasz rêki na Rzeczpospolit¹, prawo i majestat? Tyraniê pani¹t i szlachty widzisz, ale tego nie widzisz, ¿e gdyby nie ich piersi, nie ich pancerze, nie ich moc, nie ich zamki, nie ich dzia³a i hufce, tedyby ta ziemia, mlekiem i miodem p³yn¹ca, pod stokroæ ciê¿szym jarzmem tureckim albo tatarskim jêcza³a! Kto bowiem by jej broni³? Czyj¹ to opiek¹ i moc¹ dzieci wasze w janczarach nie s³u¿¹, a niewiasty do sproœnych haremów nie s¹ porywane? Kto osadza pustynie, zak³ada wsie i miasta, wznosi œwi¹tynie bo¿e?Tu g³os pana Skrzetuskiego potê¿nia³ coraz bardziej, a Chmielnicki utkwi³ ponuro oczy we flaszê z wódk¹, zaciœniête piêœcie na stole po³o¿y³ i milcza³, jakby siê sam ze sob¹ pasowa³.- I któ¿ s¹ oni? - mówi³ dalej pan Skrzetuski - czy to tu z Niemiec przyszli albo od Turek? Nie krew-¿e to z krwi, nie koœæ z koœci waszej? Nie wasza-¿e to szlachta, nie wasi ksi¹¿êta? Co gdy tak jest, tedy ci biada, hetmanie; bo ty m³odszych braci na starszych uzbrajasz i parrycydów z nich czynisz.O dla Boga! choæby te¿ i Ÿli byli, choæby wszyscy, co przecie nie jest, deptali prawa, gwa³cili przywileje - niech¿e ich Bóg s¹dzi w niebie, a sejmy na ziemi, ale nie ty, hetmanie! Mo¿esz-li bowiem rzec, ¿e miêdzy wami s¹ tylko sprawiedliwi? zaliœcie nigdy nie przewinili, zali macie prawo rzuciæ kamieniem na cudz¹ zmazê? A ¿eœ miê pyta³: gdzie s¹ przywileje kozackie? - tedy ci odpowiem: Nie królewiêta je zdarli, ale Zaporo¿cy, ale £oboda, Sasko, Nalewajko i Pawluk, o którym zmyœlasz, ¿e by³ w wole miedzianym usma¿on, bo wiesz dobrze, ¿e tak nie by³o! Zdar³y je bunty wasze, zdar³y niespokojnoœci i napady, na kszta³t tatarskich czynione.Kto Tatarów w granice Rzeczypospolitej puszcza³, by dopiero na powracaj¹cych i ³upem obci¹¿onych dla zysku napadaæ? - wy! Kto - przebóg! - lud chrzeœcijañski, w³asny w jasyr oddawa³? Kto najwiêksze warcho³y czyni³? - wy! Przed kim ni szlachcic, ni kupiec, ni kmieæ nie jest bezpieczny?-przed wami! Kto wojny domowe rozpala³, z dymem puszcza³ wsie i miasta ukrainne, ³upi³ œwi¹tynie bo¿e, gwa³ci³ niewiasty - wy i wy! Czego tedy chcesz? Czy aby wam przywileje na wojnê domow¹, rozbój i ³upiestwo zosta³y wydane? Zaiste wiêcej wam przebaczono, niŸli odjêto! Chciano membra putrida leczyæ, nie wycinaæ, i nie wiem - jest-li na œwiecie potencja prócz Rzeczypospolitej, która by taki wrzód we w³asnym ³onie toleruj¹c, tyle cierpliwoœci i klemencji znalaz³a! A w odwet za to jaka wdziêcznoœæ? Ot, tu œpi twój sprzymierzeniec, ale Rzeczypospolitej wróg zaciek³y; twój przyjaciel, ale nieprzyjaciel krzy¿a i chrzeœcijañstwa, nie królewi¹tko ukrainne, ale murza krymski!.z nim to pójdziesz paliæ w³asne gniazdo, z nim s¹dziæ braci! Ale on te¿ ci odt¹d panowaæ bêdzie, jemu strzemiê podawaæ musisz!Chmielnicki wychyli³ now¹ szklankê wódki.- Gdyœmy z Barabaszem czasu swego u króla mi³oœciwego byli - odpar³ ponuro - i gdyœmy na krzywdy i uciski nasze p³akali, pan nasz rzek³: “A to nie macie samopa³Ã³w i szabli przy boku?"- Gdybyœ przed Królem królów stan¹³, ten by rzek³: “Aza przebaczy³eœ nieprzyjacio³om swoim, jakom ja swoim przebaczy³?"- Z Rzeczpospolit¹ wojny nie chcê!- Jeno jej miecz do gard³a przyk³adasz!- Idê Kozaków z waszych okowów uwolniæ.- By ich w tatarskie ³yka skrêpowaæ!- Wiary chcê broniæ.- Z pohañcem w parze.- Precz¿e ty, boœ nie jest g³osem sumienia mego! Precz! mówiê ci!- Krew przelana ci zaci¹¿y, ³zy ludzkie oskar¿¹, œmieræ ciê czeka, s¹d czeka!- Puszczyk! - zawo³a³ z wœciek³oœci¹ Chmielnicki i no¿em przed piersi¹ namiestnikow¹ b³ysn¹³.- Zabij! - rzek³ pan Skrzetuski.I znowu nasta³a chwila ciszy, znowu s³ychaæ by³o tylko chrapanie œpi¹cych i ¿a³osne skrzypienie œwierszcza.Chmielnicki sta³ przez chwilê z no¿em przy piersi Skrzetuskiego; nagle siê wstrz¹sn¹³, opamiêta³, nó¿ upuœci³, a natomiast porwawszy g¹siorek z wódk¹ piæ pocz¹³.Wypi³ a¿ do dna i siad³ ciê¿ko na ³awie.- Nie mogê go pchn¹æ! - mrucza³ - nie mogê! PóŸno ju¿.czy to ju¿ œwit?.Ale i z drogi zawracaæ póŸno.Co ty mnie o s¹dzie i krwi mówisz?Poprzednio wypi³ ju¿ wiele, teraz wódka uderza³a mu do g³owy; stopniowo coraz bardziej traci³ przytomnoœæ.- Jaki tam s¹d? co? Chan obieca³ mi posi³ki.Tuhaj-bej tu œpi! Jutro mo³ojcy rusz¹.Z nami œwiêty Micha³-zwyciêzca!.A jeœliby.jeœliby.to.Ja ciê wykupi³ u Tuhaj-beja - ty to pamiêtaj i powiedz.Ot! Boli coœ.boli! Z drogi zawracaæ.póŸno!.s¹d.Nalewajko.Pawluk.Nagle wyprostowa³ siê, oczy z przera¿eniem wytrzeszczy³ i zakrzykn¹³:- Kto tu?- Kto tu? - powtórzy³ na wpó³ rozbudzony koszowy.Ale Chmielnicki g³owê na piersi spuœci³, kiwn¹³ siê raz, drugi, mrukn¹³: “Jaki s¹d?." - i usn¹³.Pan Skrzetuski od ran niedawno otrzymanych i wzruszenia rozmowy poblad³ bardzo i zes³ab³, wiêc pomyœla³, ¿e to mo¿e œmieræ nadlatuje, i zacz¹³ siê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]