[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. W innym świetle przedstawił mi się teraz mój pościg zarewolwerową kulą, figiel z pałką policjanta, a następnie kłopoty moralne,zgromadzone wokoło pytania, komu tu właściwie należało pomóc i co z tego mogłowyniknąć za kilkanaście godzin.Bawiłem się dotąd w uczynnego anioła stróża, wnaprawiacza przeszłości, nieświadom swej przerażającej mocy, która siała w krągprzede wszystkim postrach i nieprzewidziane zniszczenia.Rozwalona u szczytukolumna odchylała się już lekko od pionu.Wykazywała tendencję do obalania sięna trawnik.Ten szczęśliwy zbieg okoliczności, że na trawniku nikt akurat niestał, nie zamknął mi oczu na zasadniczy problem. W świecie zatrzymanego czasu nie było bowiem mowy o delikatnymdziałaniu.Już sam huraganowy świst, a może ryk czy grzmot powietrza, którewzburzałem pływając ponad głowami posągów, musiał w końcu wywołać jakieśnieobliczalne konsekwencje. Skierowałem się niezwłocznie w stronę wylotu kanału,zostawiając w tyle kamienny krąg, pełną napięcia sytuację i siebie za kierownicąmknącego aga.Urwana w kolejnej odsłonie przemijania czasu chwila powszechnegotrwania obejmowała ten świat stalowym uściskiem, który lepiej było pozostawićwłasnemu losowi.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]