[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zkobietami Jason zawsze radził sobie znakomicie, równie łatwo się z nimirozstawał.Wszystko to było normalne.Niezwyczajne było co innego.Przecież taknaprawdę to nie ona wpadła w jego objęcia, tylko on - w jej.Meta była niemaljego wzrostu, ale chyba o połowę cięższa z powodu rozwiniętej pyrrusańskiejmuskulatury.Jason wcześniej nawet nie wyobrażał sobie, że będzie się kochał ztaką górą mięśni, której zwieńczeniem jest głowa oszałamiającejblondynki z ogromnymi niebieskimi oczami.Zakochał się.Zakochał się jakszczeniak, chociaż nie od razu to zrozumiał. A Meta najpierw była żołnierzem swojej planety, a dopiero potemkobietą.Miała do seksu stosunek bardziej utylitarny niż Jason, galaktycznywłóczęga, gracz i playboy.Oto dlaczego owe pierwsze noce natransportowcu nie zaowocowały poznaniem siebie, a żadne z kochanków nawetsię nie domyśliło, że rodzi się między nimi uczucie.Meta przez cały czaspokpiwała z lekkiego jak piórko partnera.Jason, trzeba przyznać, nie odrazu zaczął odczuwać przyjemność z aktu tak - wydawało mu się dobrze znanego.Przeszkadzał mu nie tylko śmiech partnerki, niesamowicie rozwinięta muskulatura,nawet nie ręce i nogi, ale.mięśnie brzucha.To było takie dziwne - dotykaćbrzucha twardego jak samochodowa opona.Oczywiście z czasem właśnie ta partiaciała Mety zaczęła go podniecać najbardziej i inne kobiety już nie mogły dać mutakiej przyjemności. Jason i Meta potrzebowali wielu potyczek i śmiertelnychniebezpieczeństw, przez które przeszli razem i osobno, nieraz ratującsiebie w ostatniej chwili, potrzebowali długich lat rozłąki i tortur zazdrości,by w końcu zrozumieć, że kochają się naprawdę.I lepiej niż ktokolwiek innyrozumieją, co to miłość. A teraz stanęli przed kolejną próbą.I nawet nie bardzobyło wiadomo, na czym ona polega.Jednakże w jednym Jason się nie mylił: należyrobić to, czego się od nich nie spodziewają, i być przy tym sobą. Poczuli podniecenie i było to piękne jak zawsze.A Solvitz.Niech sobie patrzy, niech do licznych grzesznych namiętności tego tysiącletniegostarca dojdzie jeszcze podglądactwo.Mieli go w nosie! Będą jeszcze mocniejpodnieceni, wiedząc, że są obserwowani! Meta wygięła się, wytrzymując mostek na lewej nodze i prawejręce.Jej lewa dłoń oplatała prawy nadgarstek Jasona, który sięuniósł i odchylił do tyłu, niczym jeździec na nieujarzmionym wierzchowcu.Prawa noga Mety obejmowała partnera w talii.Seksualna akrobatyka była ich starąi stałą namiętności.Zdarzały im się bardziej kunsztowne pozycje, ale Solvitzowiniech wystarczy i to.Meta jęknęła, Jason też i już po sekundzie wszystkozmieszało się dokoła, utonęło w słodkim drżeniu i różowawo -pomarańczowej mgle. Obudzili się po kilku godzinach.Stojąc razem podprysznicem, jednocześnie poczuli dziwną jasność myśli i rozpaczliwą chęć walkido końca.Jakby naładowali się wzajemnie nowymi siłami. - Świat Solvitza - powiedziała Meta podczas śniadania podobnyjest do matrioszek.Wiesz, co to jest? Kiedy po raz pierwszy przylecieli do nasekolodzy z planety Łada, a ja byłam jeszcze malutką dziewczynką, podarowali midrewnianą lalę.Ta lalka, matrioszka, rozkłada się na dwie połowy, a wewnątrzniej jest kolejna, nieco mniejsza, a w niej trzecia i tak dalej.Według mniebyło ich ze dwanaście albo szesnaście.A ja wtedy powiedziałam, zadziwiwszynaszych gości: "Ale fajne, patrzcie, jaką bombę można byłoby zrobić ztakiej lalki.I umówmy się, jej sekret będzie polegał na tym, że właściwąbombą okaże się ta najmniejsza laleczka, której nie można już rozebrać.Rozumiesz? Jeszcze nie dotarliśmy do najmniejszej matrioszki.Ale wydaje mi się,że droga do wyjścia znajduje się gdzieś w samym środku tej kuli.A może plotęgłupoty? - Dlaczego, bardzo ciekawy pomysł.Starożytni Chińczycy mielipodobni zabawkę.Czytałem gdzieś o tym.Wycinali ażurowe kule z kości słoniowejjedną w drugiej, rzeźbiąc powierzchnie wewnętrznych kul przez małe otwory ważurowych powierzchniach większych kul.Człowiek, który wykonał w tensposób więcej niż dziewięć kul, przechodził na nowy poziom poznawaniasamego siebie.Tak uważali. Jason milczał przez chwilę. - Ale myślałem o czymś innym.Chyba rozumiem, na czym polegasekret nieśmiertelności doktora Solvitza.Uważam, że on nie jest androidem, alei nie człowiekiem.Sądzę. Jason nie zdążył dokończyć myśli, ponieważ ktoś zapukał dodrzwi.Nie był to Solvitz, nawet nie dziewczyna - android.To był Troy.Prawdziwy, żywy.Uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic i zadał kretyńskie pytanie: - Czy przyszedłem nie w porę, moi mili?następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]