[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zachwiała się, zatoczyła i opadła naprzednie nogi, a potem łamiąc oszczep Jondalara, przewróciła się na ziemię.Stado wyczuło krew.Kilka zwierząt obwąchało jałówkę, porykując niespokojnie.Inne podniosły żałobny ryk, przepychały się i kręciły w pełnej napięciaatmosferze. Ayla i Jondalar pobiegli w kierunku swej zdobyczy.Naglenadbiegający z przeciwka Jondalar począł krzyczeć i machać do Ayli rękoma.Aleona pokręciła głową, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Młody byczek, który zaczepiał starego samca, w końcu doczekałsię z jego strony odpowiedzi i uskoczył w bok, wpadając na spłoszoną krowę.Młody samiec cofnął się niezdecydowany i podniecony, ale stary byk przywiódł godo porządku.Młodzik nie wiedział, co dalej począć, w którą stronę się zwrócić,dopóki nie spostrzegł poruszającej się dwunożnej postaci.Pochylił łeb i pognałw jej kierunku. - Ayla! Uważaj ! - krzyknął Jondalar, biegnąc w jej kierunku.Wdłoni trzymał oszczep i wskazywał nim byka. Ayla się odwróciła i zobaczyła pędzącego prosto w jej kierunkumłodego żubra.W pierwszym odruchu pomyślała o procy.Ta broń zawsze kojarzyłajej się z obroną.Ale szybko zarzuciła tę myśl i umieściła oszczep w miotaczu. Jondalar wyrzucił ręką oszczep na chwilę przed nią, ale miotacznadał jej broni większą prędkość.Oszczep Jondalara trafił w bok, co momentalniespowodowało obrót żubra.Jednakże gdy się uważniej temu przyjrzał, dostrzegłtkwiący w oku zwierzęcia nadal drgający oszczep Ayli; zwierzę było martwe, nimje trafił. Bieganie, krzyki i nowe źródło zapachu krwi sprawiły, żekręcące "' się bez celu zwierzęta ruszyły w określonym kierunku, oddalając sięod niepokojących zdarzeń.Ostatnie żubry przebiegały obok swych padłychtowarzyszy, by dołączyć do uciekającego w panicznym pędzie stada.Jeszcze długopo opadnięciu kurzu słychać było ich dudniący tętent. Mężczyzna i kobieta stali chwilę oniemiali, patrząc na dwapowalone żubry spoczywające na pustej równinie. - Po wszystkim - powiedziała oszołomiona Ayla.- Tak po prostu. - Dlaczego nie biegłaś? - krzyknął Jondalar, dając nareszcieupust swemu zdenerwowaniu spowodowanemu lękiem o nią.Maszerował w jej kierunku.- Mogłaś zginąć! - Nie mogłam odwrócić się plecami do szarżującego bykaodparowała Ayla.- Z całą pewnością nadziałby mnie na rogi.Ponownie spojrzałana żubra.- Nie, myślę, że zatrzymałby go twój oszczep.ale nie wiedziałam otym.Nigdy przedtem z nikim nie polowałam.Zawsze sama musiałam się o siebietroszczyć.Nikt tego by za mnie nie zrobił. Jej słowa były ostatnim brakującym ogniwem w jego wyobrażeniu otym, jak musiało wyglądać jej dotychczasowe życie.Przed oczyma stanął muprzerażający obraz.Zobaczył ją nagle w innym świetle.Ta kobieta, pomyślał, tadelikatna, opiekuńcza, oddana kobieta przeżyła więcej, niż ktokolwiek byuwierzył.- Zawsze, gdy traciłeś nad sobą panowanie, ludzie ci ustępowali,Jondalarze.Ale ona stawiła czoło nawet twemu najgorszemu gniewowi. - Ayla, ty piękna, dzika, cudowna kobieto, ależ z ciebiemyśliwy! - Uśmiechnął się.- Patrz, czego dokonałaś! Powaliłaś oba.Jak my jezabierzemy z powrotem? Kiedy w końcu do Ayli dotarło to, czego dokonali, uśmiechnęłasię z zadowoleniem, triumfem i radością.To uprzytomniło Jondalarowi, że niedość często widywał ten uśmiech.Była piękna, ale ten uśmiech sprawiał, żepoczynała jaśnieć jakimś wewnętrznym ogniem.Jondalar wybuchnął niespodziewanym,niepohamowanym i zaraźliwym śmiechem.Ayla przyłączyła się; nie mogła siępowstrzymać.To był ich okrzyk zwycięstwa i sukcesu. - Ależ z ciebie myśliwy, Jondalarze - rzekła. - To dzięki miotaczowi oszczepów - to one stanowią różnicę.Weszliśmy w stado i nim żubry się spostrzegły co się dzieje.dwa z nich!Pomyśl, co to znaczy! Wiedziała, co to znaczyło dla niej.Dzięki tej nowej bronizawsze będzie mogła dla siebie polować.Latem.Zimą.Żadnych dołów do kopania.Będzie mogła wędrować i polować.Miotacz oszczepów miał wszystkie zalety jejprocy i wiele innych. - Wiem, co to oznacza.Powiedziałeś, że pokażesz mi lepszysposób polowania, łatwiejszy sposób.I uczyniłeś więcej, niż mogłam to sobiewyobrazić.Nie wiem, jak ci to powiedzieć.tak bardzo. Był tylko jeden sposób, aby wyrazić mu swą wdzięczność, sposób,jakiego nauczono ją w klanie.Usiadła i pochyliła głowę.Być może nie klepniejej we właściwy sposób po ramieniu, aby pozwolić jej mówić, ale musiałaspróbować. - Co ty robisz? - powiedział, wyciągając ręce, aby ją podnieść.- Nie siedź tak, Ayla. - Jeżeli kobieta klanu ma do powiedzenia mężczyźnie cośważnego, to w ten sposób prosi go o uwagę - powiedziała, spoglądając do góry.-Dla mnie jest ważne, aby ci powiedzieć, jak wiele to dla mnie znaczy, jak bardzoci jestem wdzięczna za tę broń.A także za nauczenie mnie twoich słów i zawszystko inne. - Proszę, Aylo, wstań - powiedział, podnosząc ją.- Nieofiarowałem tobie tej broni, to ty mi ją podarowałaś.Gdybym nie zobaczył twojejprocy, nie wpadłbym na ten pomysł.To ja jestem ci wdzięczny i zawdzięczam ci owiele więcej, niż tylko tę broń. Trzymał ją w ramionach, czuł bliskość jej ciała.A ona patrzyłamu w oczy, nie mogąc i nie chcąc odwrócić wzroku.Jondalar pochylił się niżej ipołożył swe wargi na jej ustach. Zdumiona Ayla otworzyła szeroko oczy.To było takniespodziewane.Nie tylko to, co uczynił, ale i jej reakcja, dreszcz, który jąprzeszył, gdy poczuła jego usta na swoich.Nie wiedziała, jak się zachować. I w końcu zrozumiał.Nie posunie się dalej poza ten delikatnypocałunek - jeszcze nie teraz. - Co to jest te usta na ustach? - To pocałunek.To twój pierwszy pocałunek, prawda? Ciąglezapominam, ale tak trudno jest patrzeć na ciebie i.Ayla, czasami ze mniewielki głupiec. - Dlaczego tak mówisz? Nie jesteś głupi. - Jestem głupi.Nie mogę wprost uwierzyć, jaki byłem głupi.-Puścił ją.- Ale myślę, że lepiej zastanówmy się nad tym, jak przenieść te żubrydo jaskini, bo jeżeli ja zostanę tu i będę dalej stał obok ciebie, za nic niepotrafię później tego dobrze zrobić.Tak jak powinno się to było zrobić z tobąpierwszy raz. - Sposób, w jaki co powinno się ze mą zrobić? - zapytała wcalenie chcąc, aby się oddalał. - Rytuał Pierwszej Rozkoszy.Jeżeli mi zechcesz na topozwolić.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]