[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Słońce zachodziło.Podczołgawszy się do krawędzi i zerodowanegonawisu zobaczyła światła zapalające się w obozie i zdoła odróżnić postacieporuszające się w ich blasku - uginający się pod ciężarem ładunku szeregkursujący w pocie czoła tam i z powrotem między młynem a drogą. - Ona przychodzić - odezwała się nagle Szybkonoga.Milikoobejrzała się stwierdzając dopiero teraz, że nikogo tam nie ma, że hisa, którzyszli za nimi lasem, nigdzie nie widać; zamrugała oczyma, gdy zarośla rozchyliłysię i Szept klapnęła przy niej na zad dysząc ciężko. - Skoczek - wysapała Szept kołysząc się w takt swego oddechu.-On cierpieć, on cierpieć pracować mocno.Człowiek Konstantin cierpieć.Dawać,dawać tobie. W wilgotnej, porośniętej futrem garści ściskała skrawekpapieru.Miliko wzięła go od niej, rozprostowała zawilgotniały strzęp bardzoostrożnie, bo zmoczony świeżo deszczem zrobił się rozlazły jak bibuła.Musiałapochylić się nad nim bardzo nisko i odwrócić go do światła, żeby go odczytać wzapadającym zmroku.niewyraźne, krzywe litery. "Jest tu.bardzo ciężko.Nic nie kombinujcie.Niepodchodźcie.Trzymajcie się z dala.Proszę was.Proszę was.Powiem wam co robić.Rozproszcie się i nie dajcie się im schwytać.boję się.że oni będą nie.będą może chcieli.chcieli więcej robotników.Czuję się dobrze.Proszęwas.wracajcie.nie wdawajcie się w nic". Dwie samice hisa wpatrywały się w nią zmieszane oczy.Znaki napapierze - wprawiło je to w zakłopotanie. - Czy nikt cię nie widział? - spytała Miliko.- Nie widział ciężaden człowiek? Szept zacisnęła usta. - Ja Dołowiec - powiedziała z dumą w głosie.- Dużo Dołowiecprzyjść tutaj.Nosić wory, Dołowicc.Robić młvn, DoIcnvicc.Skoczek tam.ludziewidzieć ja, nie widzieć.Kto ja? Ja Dołowiec.Skoczek mówić twój przyjacielcierpieć pracować mocno; ludzie zabijać ludzie; on mówić kochać ciebie. - Ja też go kocham. Wsunęła cenny list do kieszeni kurtki, przykucnęła pod osłonąliści z kaputrem nasuniętym na głowę i z ręką zaciśniętą w kieszeni na kolbiepistoletu. Nie mogli podjąć żadnej akcji, która by nie pogorszyła jeszczesytuacji.która nie mogłaby nie zagrozić życiu wszystkich tych tam, na dole.Nawet gdyby udało im się zdobyć jeden ze statków.ściągnęliby tym tylko nasiebie dalsze represje.Ogólne powstanie.Tutaj.Tam, w sanktuarium.Życie zażycie.Emilio pracował tam na dole, żeby ocalić Podspodzie.żeby ocalić zniego co się da.A ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, był donkichotowski zryw zich strony. - Szybkonoga - powiedziała - biegnij teraz ty.Znajdź Dołowców,znajdź wszystkich moich ludzi, rozumiesz? Powiedz im.powiedz, że Milikorozmawia z człowiekiem-Konstantinem; powiedz, żeby wszyscy czekali, czekali, nierobili nic na własną rękę. Szybkonoga próbowała to powtórzyć i pogubiła się, bo nie znaławszystkich słów.Spokojnie, cierpliwie Miliko powtórzyła wszystko od początku.i w końcu Szybkonoga podskoczyła na znak, że zapamiętała. - Powiedzieć im siedzieć - wyrzuciła z siebie podniecona.- Tyrozmawiać człowiek-Konstantin. - Tak - kiwnęła głową.- Tak. I Szybkonoga puściła się biegiem. Dołowcy mogli swobodnie podchodzić do obozu i oddalać się zniego.Ludzie Maziana, zgodnie ze słowami Szept, nie rozpoznawali ich, niepotrafili ich rozróżnić.I to była ich jedyna nadzieja na nawiązanie między sobąłączności, na danie znać tym ludziom na dole, że nie są sami.Emilio wiedział,że ona tu jest.Może choć wolał, aby znajdowała się gdziekolwiek indziej, byłato dla niego jakaś pociecha.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]