[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Stał nieruchomo.Jego sylwetkę od stóp do głów spowijały cienie.W prawym ręku błyszczał nóż, skierowany ostrzem w dół. - Czekałem na ciebie - powiedział żmij i Reohan drgnął.Głos był znajomy.- Jednoocy naprowadzili cię na mój trop, prawda? A może nie? Przeznaczenie lubi kręte ścieżki.Szkoda, że przyszedłeś sam, należało przyprowadzić towarzyszy. Pod osłoną zakrywającej całą twarz przyłbicy Trójoki uśmiechnął się.Zdobycz była lepsza, niż oczekiwał - prawdziwie łakomy kąsek.Ten młody renegat był kimś wyjątkowym.Jego pojmanie uraduje Dowódców. Dobył miecza.Wypełniające umysł srebrne płomienie błyszczały coraz jaśniej. - Ja, Reohan ar Vithanare, rycerz Zmroczy i sługa Elity, aresztuję cię, ka-ira, pod zarzutem służenia mocom ciemności i odprawiania obrzędów Zakazanej Sztuki.Nie mam rozkazu pojmania cię żywcem i w razie oporu zginiesz.Jednak jeśli poddasz się dobrowolnie, daruję ci życie.Wybieraj! I niech dokona się to, co ma się dokonać! Wróg patrzył na niego obojętnie.Otaczające go cienie gęstniały z każdą chwilą. - Kończmy tę farsę, golemie - stwierdził nagle.Nóż w jego ręku zamigotał i wydłużył się, przemieniając się w lekki, jednoręczny miecz.- Broń się! Lewa ręka Reohana niepostrzeżenie zanurkowała pod płaszcz, wynurzyła się na powrót.Sieć świsnęła w powietrzu, opadła.Renegat umknął jej bez trudu.Błysk klingi; pocięte jedwabne sznurki spłynęły na posadzkę.Potem - już tylko zimne szczęknięcia stali o stal. Trójoki sparował kilka ciosów i zdziwił się.Wkrótce jego zdziwienie jeszcze się wzmogło.Przeciwnik był świetnym szermierzem.Zwinny jak kot, bez trudu wykonywał uniki i zwody; cofał się, a potem atakował, szybko i zdradziecko.Silniejszy, niż powinien być.Srebrnym płomieniom nie podobało się to.Reohan postanowił użyć innej taktyki.Wykorzystując moc wypełniającą jego wnętrze, odrzucił miecz i przemienił się. W miejscu stalowej przyłbicy znienacka zakłapały potężne szczęki, miejsce munduru zajęła kudłata sierść.Olbrzymi biały wilk zawarczał i skoczył renegatowi do gardła, przewracając go. Wróg znał tę sztuczkę.Upadając, przemienił się również.Rozległ się syk, śliskie cielsko wielkiego węża w okamgnieniu oplotło się wokół wilka i zaczęło go dusić.Wilk przeistoczył się w jeżozwierza, wąż w twardoskórego górskiego trolla; jeżozwierz w jadowitą jaszczurkę naskalną, troll w jastrzębia-gadożera.Obaj walczący zaczynali już odczuwać zmęczenie, powietrze wokół nich zgęstniało od kurzu i magicznych wyładowań, a kolejne przemiany nie przynosiły rozstrzygnięcia.Trójoki poczuł wzbierający gniew.Znudziła mu się ta gra. Blask srebrnych płomieni osiągnął apogeum; cały świat na sekundę zastygł, zatrzymał się w pół ruchu.Reohan błyskawicznie powrócił do swej prawdziwej postaci.I użył najsilniejszego ze wszystkich czarów, jakich nauczyli go jego mistrzowie, przed laty w jednym z tajnych laboratoriów Elity na górzystym półwyspie Vithanare. Oślepiające światło zalało komnatę trzech bogiń.Rozległ się grzmot, wprawiający mury w drżenie.W powietrzu zmaterializował się spieniony wir, huczące tsunami; nie woda, lecz srebrna magia w najczystszej postaci, skłębiona, wielokształtna i drapieżna.Wir runął na renegata, zatapiając go.Świetliste jęzory otoczyły ka-ira ze wszystkich stron, skrępowały ręce i nogi, zamknęły ciało w szczelnym kokonie.Szamotał się, próbując odzyskać wolność, lecz tylko zapadał się coraz głębiej w opalizujące czarodziejskie fale, z każdą chwilą bliższy wchłonięcia i unicestwienia przez wrogą sobie siłę.Reohan śmiał się, obserwując wysiłki przeciwnika, coraz bardziej niezdarne i nieporadne. Nagle śmiech zamarł mu na ustach, Coś było nie tak.Jego czar słabł! Srebro traciło swą moc, czerniało.Ciemność jak rak pożerała od środka świetlny kokon i wkrótce światło zagasło.Żmij wyprostował się! Odrzucił miecz! Wyciągnął ręce! Bezgłośne uderzenie czarnego huraganu (kontrzaklęcie) zwaliło Reohana z nóg i porwało z sobą, w dół, w dół (wirowanie) (wirowanie wirowanie) Nawet nie poczuł, że upada. Nie stracił przytomności.Szarpnięciem podniesiono mu głowę.Przyłbica spadła z brzękiem.Zmasakrowane, bezużyteczne trzecie oko sklejał lepki płyn, mleczna maź płynęła z nosa, sączyła się spomiędzy rozbitych warg.Trójoki krztusił się i jęczał. Żmij szepnął coś i otaczające go cienie rozwiały się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]