[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taki zestaw by³ najlepszy.Do tego œwie¿a klava.Potem zmy³em naczynia i posprz¹ta³em — kiedy skoñczy³em, by³em prawie gotów do dzia³ania.Napisa³em kilka zwiêz³ych listów do ró¿nych osób, wyjaœni³em, co maj¹ zrobiæ na wypadek mojego trwa³ego zejœcia, i zaj¹³em siê myœleniem.Nienawidzê, zawsze zreszt¹ nienawidzi³em zmieniaæ planów w ostatniej chwili, ale tym razem nie by³o wyjœcia.Cawti okaza³a siê bardziej uparta od mu³a pancernego i nie by³em w stanie zapewniæ jej bezpieczeñstwa tak, jak obmyœli³em.Na dodatek istnia³a mo¿liwoœæ, ¿e nie uda mi siê tak pokierowaæ wydarzeniami, by wszyscy siê powyrzynali.Nale¿a³o wprowadziæ poprawki do planu, co te¿ zrobi³em po dok³adnym przeanalizowaniu wydarzeñ z paru ostatnich dni.Tak na wszelki wypadek postanowi³em jeszcze wci¹gn¹æ w to wszystko dziadka — problem polega³ na tym, by nie pokaza³ siê na miejscu, jak d³ugo bêdzie trwa³o zamieszanie.Znalaz³em i na to sposób, sprawdzi³em, czy rzecz jako ca³oœæ jest wykonalna.By³a.Skontaktowa³em siê z Kragarem:„Kto?" — spyta³ zwiêŸle.„Ja" — odpar³em równie zwiêŸle.„O co chodzi?"„Mo¿esz siê skontaktowaæ z Ishtvanem?"„Mogê."„To daj mu nowy adres Kelly'ego i powiedz, ¿eby czeka³ tam po po³udniu.I ma siê nie rzucaæ w oczy."„Dobra.Coœ jeszcze?"„Owszem." — i poda³em mu resztê instrukcji.169„Myœlisz, ¿e da siê nabraæ, Vlad?"„Nie wiem.Ale to prawdopodobne.No i najlepsze, co zdo³a³em wymyœliæ."„Jasne."Potem sprawdzi³em rapier i zrobi³em ma³¹ rozgrzewkê.A potem starannie sprawdzi³em resztê broni.W koñcu skoncentrowa³em siê i teleportowa³em.Je¿eli nie pope³ni³em powa¿nego b³êdu, to dziœ wszystko powinno siê rozstrzygn¹æ.* * *Po ulicach Po³udniowej Adrilankhi wia³ przenikliwy wiatr.Nie by³ przeraŸliwie zimny, ale by³o w nim coœ dojmuj¹cego i niós³ ze sob¹ sporo kurzu.Zdo³a³ ca³kiem skutecznie powiewaæ nawet moj¹ peleryn¹, a przy jej obci¹¿eniu jest to osi¹gniêcie.Dlatego gdy dotar³em do siedziby Kelly'ego, wybra³em miejsce daj¹ce gorszy widok, ale lepsz¹ os³onê, i czeka³em.Gwardziœci patrolowali po czterech, próbuj¹c zachowaæ porz¹dek tam, gdzie nie by³o zamieszek, i tym razem to Smoki by³y niezadowolone, bo znudzone.Teckle paradowali po ulicach zadowoleni z tego, ¿e s¹ wa¿ni.I to w³aœnie oni najczêœciej trzymali d³onie na rêkojeœciach broni.Z ³atwoœci¹ da³o siê natomiast rozró¿niæ polityczne zapatrywania przechodniów — ci, którzy szli szybkim krokiem, mieli to wszystko gdzieœ i spieszyli za³atwiæ swoje sprawy.Ci, którzy siê snuli, najczêœciej z dumnie uniesionymi g³owami, bezwzglêdnie byli ni¹ g³êboko zainteresowani i czekali, a¿ coœ siê zacznie dziaæ.Najgorsze dla nich by³oby, gdyby siê zaczê³o, a oni by tego nie widzieli.Ishtvan prawdopodobnie te¿ ju¿ gdzieœ tu by³, ale go nie dostrzeg³em.Quaysh pewnie te¿.Quaysh wiedzia³, ¿e o nim wiem, ale mia³em nadziejê, ¿e nie domyœli siê istnienia Ishtvana.Z nudów skonsultowa³em siê z Kragarem:„Wydarzy³o siê coœ ciekawego?"„Nie.Ishtvanjest na miejscu."„Doskonale.Ja te¿.Wyœlij wiadomoœæ."„Jesteœ pewien?"„Jestem.Drugi raz mo¿e mi zabrakn¹æ nerwów."„Dobra.Co z adeptk¹?"„Wyœlij j¹ do apteki naprzeciwko budynku Kelly'ego i ka¿ jej czekaæ.Zna mnie?"„Nie, ale ³atwo ciê opisaæ.Dopilnujê, by ciê rozpozna³a."„Dobra.No to do dzie³a."170„Siê robi, Vlad."Teraz ju¿ nie mog³em siê wycofaæ.Herth otrzyma krótk¹ wiadomoœæ:„Jestem gotów na kompromis, je¿eli za³atwisz usuniêcie Gwardii.Nie mogê opuœciæ mieszkania.Mo¿esz przybyæ, kiedy ci odpowiada.Kelly"Si³a by³a s³aboœci¹ — mo¿liwoœæ fa³szu by³a zbyt oczywista, by ktokolwiek j¹ podejrzewa³.Kelly i Herth nie znali siê na tyle dobrze, by móc porozumiewaæ siê telepatycznie, dlatego wiadomoœæ pisana by³a prawdopodobna.A jej treœæ pasowa³a do opinii, jak¹ Herth mia³ o Kellym: ni¿ej by³o ju¿ tylko gówno.¯eby siê uda³o, Herth musi byæ przekonany, ¿e Kelly obawia siê Gwardii; poniewa¿ jako Jhereg sam siê jej ba³, nie powinno z tym byæ problemów.I w¹tpi³em, by podejrzewa³, i¿ Kelly wie, jakie zagro¿enie stanowi Gwardia dla ka¿dego z Domu Jherega.Mój plan móg³ siê nie powieœæ, gdyby: Herth nie zjawi³ siê osobiœcie, mia³ zbyt liczn¹ ochronê lub podj¹³ dodatkowe œrodki ostro¿noœci, których nie przewidzia³em.W innym wypadku powinno siê udaæ.Adeptka Lewej Rêki zjawi³a siê, nim cokolwiek zaczê³o siê dziaæ.By³a wysoka, mia³a czarne, krêcone w³osy i nieco podobne do sowich rysy, co wskazywa³oby na domieszkê genów Domu Athyry.Wesz³a do apteki, a ja pod¹¿y³em ostro¿nie w œlad za ni¹.Dostrzeg³a mnie, gdy wszed³em, i spyta³a:— Lord Taltos? Przytakn¹³em.Wskaza³a na budynek, w którym mieszka³ Kelly.— Chce pan, bym za³o¿y³a blokadê uniemo¿liwiaj¹c¹ teleportacjê z tego budynku.Czy to wszystko?— Tak.— Kiedy?Wyj¹³em drobn¹ monetê, skoncentrowa³em siê przez moment i poda³em jej.— Kiedy zrobi siê ciep³a.— Doskonale.Wyszed³em, tak¿e zachowuj¹c wszelkie œrodki ostro¿noœci, i wróci³em na miejsce.Po kilku minutach pojawi³ siê Dragaerianin w barwach Domu Jherega i wszed³ do budynku.Westchn¹³em.171„Dobra, Loiosh: czas na ciebie."„Jesteœ pewny?"„Jestem."„Dobra, szefie.Powodzenia."I odlecia³.A to równoczeœnie wyznaczy³o granicê czasow¹, w której musia³em siê zmieœciæ.Krwawa czêœæ, jak ocenia³em, powinna byæ zakoñczona w ci¹gu maksymalnie pó³ godziny.Odruchowo pomaca³em rapier i Spellbreakera, ale pozostawi³em je na miejscu i wcisn¹³em siê g³êbiej w cieñ.Nie wiedzia³em, co dzia³o siê w mieszkaniu, ale bez wiêkszego trudu mog³em to sobie wyobraziæ.Pos³aniec by³ od Hertha i przekaza³ co mia³ — czyli coœ w stylu: „Herth siê zgadza" albo „Herth jest w drodze".Ani on, ani Kelly nie wiedzieli,0 co chodzi, wiêc.Natalia i Paresh opuœcili budynek i rozeszli siê w przeciwne strony.Kelly pos³a³ po pomoc.Po kogo? Po masy naturalnie, wychodz¹c z za³o¿enia, ¿e w kupie cieplej i kupy nikt nie ruszy.Mój pierwotny plan zak³ada³ zawiadomienie o wszystkim Gwardii i podziwianie, jak siê wszyscy wezm¹ za ³by1 powyrzynaj¹.Tyle ¿e teraz by³ nieskuteczny, bo Cawti móg³bym jedynie wynieœæ nieprzytomn¹ — wyprowadziæ za nic by siê nie da³a, wiêc otwarte starcie przesta³o wchodziæ w grê.Pojawi³o siê czterech silnorêkich w szaroœci i czerni.Dwóch zosta³o przed wejœciem, dwóch wesz³o, by sprawdziæ wnêtrze.Ci na zewn¹trz rozgl¹dali siê, szukaj¹c takich jak ja.Nie znaleŸli nikogo, bowiem pozostali spokojni i nie wezwali posi³ków.A w okolicy kryliœmy siê na pewno my z Ishtvanem, a najprawdopodobniej tak¿e i Quaysh.Stanowi³o to dla mnie dobr¹ lekcjê, jak ³atwo jest siê ukryæ i równoczeœnie jak trudno jest kogoœ kryj¹cego siê zauwa¿yæ.Dok³adnie siedem minut póŸniej pojawili siê: Herth, Bajinok i trzech ochroniarzy.Weszli do budynku a ja skoncentrowa³em siê na prostym u¿yciu magii, moneta w d³oni adeptki czekaj¹cej w aptece rozgrza³a siê, a w sekundê póŸniej budynek zosta³ objêty blokad¹ teleportacyjn¹.W sam¹ porê — na ulicy zaczynali zbieraæ siê ludzie, a tu i ówdzie tak¿e Tec-kle.Jeden z obstawy wszed³, pewnie by o tym powiadomiæ, i po chwili wyszed³.A po przeciwnej stronie ulicy zaczê³a zbieraæ siê Gwardia.I w ci¹gu piêciu minut mia³em powtórkê wydarzeñ sprzed paru dni — z jednej strony z dwustu uzbrojonych ludzi, z drugiej osiemdziesiêciu Gwardzistów.Konfrontacja dziêki uprzejmoœci baroneta Taltosa.Tyle ¿e mnie na niej zupe³nie nie zale¿a³o.Gdyby Cawti by³a bezpieczna, zabi³bym Hertha, Ishtvan zabi³by Quaysha, a gwardziœci Kelly'ego i pozosta³ych.Poniewa¿ Cawti nie by³a bezpieczna, nie zawiadomi³em Gwardii.A takim piorunem siê ³ajzy zjawi³y, ¿eby ich pokrêci³o!172Có¿, czas by³o przestaæ leniuchowaæ.Herth musia³ siê ju¿ zorientowaæ, ¿e wpad³ w zasadzkê — wiadomoœæ nie pochodzi³a od Kelly'ego, a z budynku nie móg³ siê teleportowaæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]