[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjemnie mu siê zrobi³o, gdy us³ysza³, jak Darin powiedzia³ do króla:- Ten ch³opiec dosiada konia jak prawdziwy jeŸdziec.Dam g³owê, ¿e p³ynie w nim szlachetna krew.- Tak, jego krew, oto jest problem - odpowiedzia³ król.I znowu wpatrzy³ siê badawczo w ch³opca, a w jego nieruchomych, szarych oczach by³o coœ dziwnego, coœ, co przywodzi³o na myœl g³Ã³d.Grupa jeŸdŸców ruszy³a cwa³em w drogê.Siod³o Szasty by³o bardzo wygodne, nie wiedzia³ jednak zupe³nie, co pocz¹æ z cuglami, poniewa¿ nigdy ich nie dotyka³, gdy siedzia³ na grzbiecie Briego.K¹tem oka obserwowa³ uwa¿nie, jak radz¹ sobie z cuglami inni (podobnie jak robi¹ to niektórzy z nas na przyjêciach, kiedy nie s¹ ca³kiem pewni, którego no¿a czy widelca u¿yæ do danej potrawy), i próbowa³ naœladowaæ ruchy ich r¹k.Nie œmia³ jednak naprawdê kierowaæ koniem; ufa³, ¿e ten bêdzie bieg³ tam, gdzie reszta.Wierzchowiec, którego dosiad³, by³ zwyk³ym, niemym koniem, lecz mia³ tyle sprytu, by wyczuæ, ¿e ten dziwny ch³opiec na jego grzbiecie nie ma bata ani ostróg i nie panuje nad sytuacj¹.Wkrótce znaleŸli siê w ogonie kawalkady.Ale i tak by³a to szybka jazda.Pêd konia uwolni³ ch³opca od dokuczliwych much.Wdycha³ g³êboko orzeŸwiaj¹ce powietrze i czu³ zadowolenie, ¿e wykona³ polecone mu zadanie.Po raz pierwszy od przybycia do Taszbaanu (jak siê to wydawa³o odleg³e!) zaczyna³ znowu cieszyæ siê ¿yciem.Podniós³ g³owê, ¿eby zobaczyæ, jak blisko s¹ ju¿ szczyty gór.Ku swemu zaskoczeniu nie zobaczy³ ich w ogóle: zamiast nich toczy³a siê z góry jakaœ niewyraŸna szaroœæ.Nigdy jeszcze nie by³ w wysokich górach i nie by³ pewien, co to w³aœciwie jest.„To chyba chmura - pomyœla³ - chmura, która opada.Rozumiem.Tu, w górach, jest siê naprawdê w niebie.Zaraz zobaczê, jak to jest: znaleŸæ siê w œrodku chmury.Ale¿ to zabawne! Czêsto o tym marzy³em.” Daleko, po lewej stronie, s³oñce ju¿ zachodzi³o.Teraz wjechali na coœ w rodzaju drogi i konie pobieg³y jeszcze szybciej.Szasta zacz¹³ zostawaæ w tyle.Parê razy, gdy droga zakrêca³a (po obu stronach by³a teraz gêsta œciana puszczy), straci³ z oczu pozosta³ych jeŸdŸców na sekundê lub dwie.Potem zanurzyli siê w mg³ê albo raczej mg³a stoczy³a siê na nich.Œwiat poszarza³.Szasta nie spodziewa³ siê, ¿e w œrodku chmury bêdzie tak zimno, mokro i ciemno.Szaroœæ przechodzi³a w czerñ z zastraszaj¹c¹ szybkoœci¹.Na czele kolumny co chwila odzywa³ siê róg i za ka¿dym razem ten dŸwiêk wydawa³ siê coraz odleglejszy.Teraz Szasta straci³ ju¿ z oczu innych jeŸdŸców, lecz by³ przekonany, ¿e zobaczy ich za najbli¿szym zakrêtem.Ale kiedy min¹³ zakrêt, nie zobaczy³ nikogo.W³aœciwie nie widzia³ ju¿ nic.Jego koñ szed³ stêpa.- K³usem, koniu, k³usem! - zawo³a³.Z oddali dobieg³ go s³aby dŸwiêk rogu.Bri zawsze mu t³umaczy³, ¿e powinien trzymaæ piêty z dala od jego boków, wiêc wyobrazi³ sobie, ¿e stanie siê coœ okropnego, gdy uderzy konia piêtami.Teraz by³a okazja, by to wypróbowaæ.- Pos³uchaj, koniu - powiedzia³.- Jeœli nie ruszysz ¿wawiej, to wiesz, co zrobiê? Wbijê ci obie piêty w boki.Naprawdê to zrobiê.Koñ nie zwróci³ najmniejszej uwagi na tê groŸbê.Szasta usadowi³ siê mocniej w siodle, przywar³ udami do boków, zacisn¹³ zêby i uderzy³ konia bosymi piêtami tak mocno, jak potrafi³.Jedynym efektem by³o to, ¿e koñ pobieg³ piêæ lub szeœæ kroków czymœ, co zapewne mia³o byæ truchtem, po czym powróci³ znowu do powolnego cz³apania.Zrobi³o siê zupe³nie ciemno.„Dlaczego przestali graæ na tym rogu?”, zaniepokoi³ siê Szasta.Jedynym dŸwiêkiem, jaki s³ysza³, by³o jednostajne kapanie wody z ga³êzi drzew.„No có¿, myœlê, ¿e nawet tym krokiem w koñcu gdzieœ dojedziemy - pociesza³ siê w duchu.- Mam tylko nadziejê, ¿e nie natrafimy na Rabadasza i jego ludzi”.Wydawa³o mu siê, ¿e ta powolna wêdrówka trwa ju¿ bardzo d³ugo.Zacz¹³ nienawidziæ swego konia; poczu³ te¿ g³Ã³d.Wreszcie dotar³ do miejsca, w którym droga wyraŸnie siê rozwidla³a.Zastanawia³ siê w³aœnie, która z nich prowadzi do Anwardu, gdy us³ysza³ za sob¹ ha³as.Dreszcz przebieg³ mu po plecach: by³ to têtent wielu koni.„Rabadasz!”, pomyœla³ z rozpacz¹.Nie by³o czasu na zgadywanie, któr¹ drogê wybierze kalormeñski królewicz.„Ale jeœli ja wybiorê jedn¹ z nich - powiedzia³ do siebie - on MO¯E wybraæ drug¹: natomiast jeœli zostanê na miejscu, NA PEWNO mnie z³api¹”.Zeskoczy³ z konia i poprowadzi³ go tak szybko, jak móg³, praw¹ drog¹.Odg³os pêdz¹cej konnicy zbli¿a³ siê szybko i po minucie lub dwóch Szasta by³ pewien, ¿e s¹ ju¿ na rozstaju dróg.Wstrzyma³ oddech, oczekuj¹c na to, co siê stanie.Pad³a cicha komenda „Staæ!”, a potem rozleg³a siê mieszanina typowo koñskich odg³osów: chrapliwe parskanie, przebieranie kopytami, gryzienie wêdzide³, poklepywanie po szyjach.Wreszcie dobieg³ go czyjœ g³os:- Uwa¿aæ mi na to, co powiem.Od zamku dzieli nas ze dwieœcie metrów.Pamiêtajcie o rozkazach.Kiedy znajdziemy siê w Narnii, a powinniœmy tam byæ o wschodzie s³oñca, macie zabijaæ tylko wtedy, gdy bêdzie to naprawdê konieczne.W tej wyprawie ka¿da kropla narnijskiej krwi ma byæ dla was dro¿sza ni¿ galon waszej w³asnej.W TEJ wyprawie, powtarzam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]