[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy krêci³ siê po niej, skryty w cieniu, wypróbowuj¹c po kolei ka¿dy39prêt, wydawa³o siê, ¿e ulega subtelnej zmianie.W jednej chwili by³ atletycznie zbudowan¹ kobiet¹ oko³o trzydziestki, lecz w parê sekund póŸniej przybiera³ postaæ lamparta stoj¹cego na tylnych ³apach i uderzaj¹cego pazurami w wi꿹ce go ¿elazo.Przypomnia³em sobie, ¿e legat powiedzia³, i¿ dla tego potwora te¿ mo¿e znaleŸæ robotê.Spojrza³em na legata i pamiêæ mi wróci³a.Diabelski m³ot wbi³ mi lodowaty gwóŸdŸ w samo wnêtrze duszy.Zrozumia³em, dlaczego Jednooki nie chcia³ pop³yn¹æ za morze.Pradawne z³o z pó³nocy.— Myœla³em, ¿e wszyscy zginêliœcie trzysta lat temu.Legat rozeœmia³ siê.— Nie nauczy³eœ siê historii tak jak trzeba.Nie zniszczono nas.Po prostu zakuto w ³añcuchy i pochowano ¿ywcem — w jego œmiechu brzmia³a nuta histerii.— Zakuto nas i pochowano, lecz na koniec oswobodzi³ nas dureñ zwany Bomanz, Konowa³.Przykucn¹³em w pobli¿u Jednookiego, który ukry³ twarz, w d³oniach.Legat, monstrum zwane w dawnych opowieœciach Duszo³apem, diabe³ gorszy od tuzina forwalaków, rozeœmia³ siê szaleñczo.Jego ludzie skulili siê uni¿enie.Œwietny ¿art — zaci¹gn¹æ Czarn¹ Kompaniê na s³u¿bê z³a.Zdobyæ wielkie miasto i przekupiæ drobnych ³otrzyków.¯art na skalê kosmiczn¹.Kapitan siad³ ko³o mnie.— Opowiedz mi, Konowa³.Opowiedzia³em mu wiêc o Dominacji, Dominatorze i jego Pani.Stworzyli imperium z³a, nie maj¹ce sobie równych nawet w piekle.Opowiedzia³em mu o Dziesiêciu Których Schwytano (jednym by³ Duszo³ap) — dziesiêciu wielkich czarodziejach maj¹cych moc blisk¹ pó³bogom, których Dominator pokona³ i zmusi³, by mu s³u¿yli.Opowiedzia³em mu o Bia³ej Ró¿y, kobieciegenerale, która zniszczy³a Dominacjê, lecz której zabrak³o mocy, by unicestwiæ Dominatora, Jego Pani¹ i Dziesiêciu, pogrzeba³a wiec ca³¹ bandê w zaczarowanym kurhanie gdzieœ na pó³noc od morza.— Teraz wygl¹da na to, ¿e przywrócono ich do ¿ycia stwierdzi³em.— W³adaj¹ pó³nocnym imperium.TamTam i Jednooki musieli coœ podejrzewaæ.Wst¹piliœmy na ich s³u¿bê.— Schwytani — mrukn¹³.Mniej wiêcej lak jak forwalaka.Bestia krzyknê³a i rzuci³a siê na prêty klatki.Nad zamglonym pok³adem rozleg³ siê œmiech Duszo³apa.— Schwytani przez Schwytanego zgodzi³em siê.To niemi³a analogia.Ogarnê³y mnie dreszcze.Przypomina³em sobie coraz to wiêcej starych opowieœci.Kapitan westchn¹³ i zatopi³ wzrok we mgle, za któr¹ le¿a³ nowyl¹d.40Jednooki wpatrywa³ siê z nienawiœci¹ w stwora w klatce.Spróbowa³em go odci¹gn¹æ, lecz mnie odtr¹ci³.— Nie teraz, Konowa³.Muszê siê w tym po³apaæ.— W czym?— To nie ten, który zabi³ TamTama.Nie ma na sobie blizn po ranach, które mu zadaliœmy.Odwróci³em siê powoli i spojrza³em na legata.Ponownie siê rozeœmia³.Patrzy³ na nas.Jednooki nigdy siê nie po³apa³, a ja mu nie powiedzia³em.I tak mieliœmy pod dostatkiem k³opotów.2.KRUK— Podró¿ dowodzi, ¿e mam racjê — warkn¹³ Jednooki ponad cynowym kuflem.— Miejsce Czarnej Kompanii nie jest na wodzie.Dziewko! Jeszcze ale!Pomacha³ kuflem.W przeciwnym razie dziewczyna by go nie zrozumia³a.Odmówi³ nauczenia siê jêzyków pó³nocy.— Jesteœ pijany — zauwa¿y³em.— Co za spostrzegawczoœæ.Zwróæcie uwagê, panowie.Konowa³, nasz szacowny mistrz sztuki pisarskiej i medycznej, by³ na tyle przenikliwy, by odkryæ, ¿e jestem pijany.Podkreœla³ sw¹ przemowê bekaniem i b³êdami w wymowie.Omiót³ s³uchaczy wzrokiem podnios³ym i uroczystym, na który potrafi siê zdobyæ jedynie pijany.Dziewczyna przynios³a kolejny dzban oraz butelkê dla Milczka, który równie¿ by³ gotów na kolejn¹ dawkê swej ulubionej trucizny.Pi³ kwaœne berylskie wino, które doskonale zgadza³o siê z jego usposobieniem.Pieni¹dze przesz³y z rêki do rêki.By³o nas w sumie siedmiu.Staraliœmy siê nie rzucaæ w oczy.Lokal by³ pe³en marynarzy.Byliœmy przybyszami i cudzoziemcami, a tacy w³aœnie najczêœciej obrywaj¹, gdy zaczyna siê bijatyka.Z wyj¹tkiem Jednookiego wszyscy woleliœmy biæ siê tylko wtedy, gdy nam za to p³acono.Lichwiarz wsadzi³ sw¹ wstrêtn¹ gêbê przez drzwi wejœciowe.Przymru¿y³ swe oczka jak pere³ki i dostrzeg³ nas.Lichwiarz otrzyma³ to imiê ze wzglêdu na us³ugi, jakie œwiadczy Kompanii.Nie lubi go, ale — jak mówi — wszystko jest lepsze ni¿ ksywka, jak¹ obdarzyli go jego wsiowi rodzice — Burak Cukrowy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]