[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przesta mnie liza! Okropno, cay bd si lepi."Dmuchn gwatownie.Mógby mnie nie straszy! Tyle czasu mino, e ju powiniene si zregenerowa."Skrzywiem si.Byem okropnie rozdraniony.Nie jestem smokiem, tumoku.Tyle chyba rozumiesz?"Poeracz Chmur obrazi si, ale tylko na chwil.Przewaya troska.le wygldasz.Zblade, masz plamy pod oczami."105Chciabym by w domu" pomylaem tsknie.Uroki Smoczych Wysp spowszedniay.Dom pozostawiony daleko na pónocy, zdawa si najpikniejszym i najbezpieczniejszym miejscem na ziemi.Zatskniem jak nigdy dotd za ojcem, wasnym ktem i ksikami, a nawet za nudnymi obowizkami w gospodarstwie.Ja te chciabym wróci do domu" przekaza Poeracz Chmur, a ja ze zdumieniem stwierdziem, e nie ma na myli Wyspy Szaleca, tylko wanie skromn siedzib Powego w mijowych Pagórkach.Liska przebudzia si i wylaza spod licia.Na przemian ziewaa, kichaa i tara nos apk.Pocieszny dzieciak.W tym wieku niewielkie ma si kopoty, akurat na wasn miar.* * *Ograbienie skarbca Szaleca byo dopiero poow caego przedsiwzicia.Oczywicie nie moglimy otwarcie ukada si z piratami.Pozostawao podrzuci im klejnoty i oczekiwa, e nasyceni, sami odejd.Przekonani, e osignli to, czego chcieli.Opakowaem zoto w szerokie, mocne licie.Owinem cao wóknem, tak, by Poeracz Chmur niczego nie zgubi, nie rozsypa, lub przypadkiem znów nie pokn.Tym razem mia wyruszy samotnie.Za moj rad wytarza si w najbrudniejszym miejscu, jakie móg znale w okolicy.Jego sier wygldaa tak, jakby nigdy nie by biay.Do koca ycia si nie doczyszcz" stwierdzi ze smutkiem.Lepiej by brudnym ni martwym" pocieszyem go. W nocy byoby ci wida jak latarni.Tak jest duo lepiej."Zmrok zapad, jak zwykle, niespodzianie.Sylwetka Poeracza Chmur zmienia si w ciemnopopielaty cie, prawie nie odróniajcy si od ta.Ostronie uj w zby pakunek.Wyszed na otwart przestrze play, wzi rozbieg i wzbi si w powietrze.Zostalimy z Liska sami.Siedzielimy obok siebie na piasku.Oczy maej odbijay wiato gwiazd, lnic w ciemnociach jak dwa wielkie rubiny.Niebawem sign ku mnie Poeracz Chmur.Nie wiedziaem, e potrafi zrobi to a na tak du odlego.Peny kontakt dawa trudne do zniesienia uczucie przebywania w dwóch ciaach jednoczenie.Walczyem z zawrotami gowy i podchodzcym do garda odkiem.Wbijaem palce w piasek sypki, szorstki, przemieszany z okruchami muszli, a równoczenie czuem dotyk zwidych lici i wilgotnej ziemi.Wdychaem duszny zapach rolin, suchaem dwików lasu i ludzkich gosów.106Pomó mi" poprosi Poeracz Chmur. Lepiej znasz si na ludziach." Mody smok znajdowa si tu przy ruinach, a raczej obok tego, co z nich zostao.Patrzyem smoczymi oczami i widziaem, jak ogromne spustoszenia poczynili najedcy.Porodku pony dwa ogniska.Cz ludzi szykowaa si w ich wietle do snu, cz marudzia jeszcze, rozmawiajc cicho.Kilku piratów grao w koci.Sycha byo ich grzechot, gdy potrzsano kubkiem.Kto zagra kawaek piskliwej melodii, lecz inni zakrzyczeli gniewnie flecist i musia przerwa.Zmczeni cik prac ludzie chcieli przede wszystkim spa.Kilku chodzio wokó obozu z mieczami w doniach, trzymajc wart.Kierowaem Poeraczem Chmur, a on bez sprzeciwów wykonywa polecenia.Przemyka si midzy zarolami i pniami drzew cicho, pewnie, zaledwie lekko szeleszczc.Raz przeszed obok niego wartownik, nie przypuszczajc nawet, e prawie otar si o smoka.Przymykaj oczy.Pamitaj, e wiec w ciemnociach" ostrzegaem.Obserwowalimy warty, penetrowalimy teren.Obeszlimy wokoo niemal cae ruiny, gdy wreszcie znalelimy to, o co nam chodzio.Jeden z ostatnich zaktków, nie ruszonych jeszcze przez poszukiwaczy skarbów.Poeracz Chmur zaczajony za had gruzu, nastawia uszy, oczekujc grzechotu koci do gry.Wówczas wyrywa kolejny kamie, powikszajc dziur, w której mielimy zamiar ukry skarb.Skaleczyem si.Poami zby" warcza w mylach, zly.Mia ochot zacisn ky na czym innym ni kamie, na piracie.Byem coraz bardziej znuony.Marzyem, by Poeracz Chmur wypuci mnie ju ze swego wntrza i pozwoli odpocz.Nie rozróniaem ju, czy byo to moje, czyjego zmczenie.Bolaa mnie/nas gowa od cigego napicia.Poeracz Chmur rozerwa opakowanie z lici i napeni wyrw zotem.Nastpnie zacz ukada na powrót kamienie, starajc si zostawi jak najmniej ladów.Trwao to w nieskoczono.Wreszcie wszystko byo gotowe.Poeracz Chmur zebra pogniecione licie i wycofa si, nadal delikatny niczym lekki powiew wiatru.To byo wrcz niesamowite przy jego rozmiarach.Byem peen podziwu.Poeracz Chmur obejrza si jeszcze na owietlon przestrze, próbujc oszacowa liczb piratów.Niezy podarunek im zostawiamy" pomyla.Zasuguj na to.W tej dziurze ley majtek, ale jeli go podziel, niewiele wypadnie na jednego" wyjaniem. Zobaczysz, e padnie par trupów.Chod ju, nie mamy tu nic do roboty."Wracam."Raptem znów byem sam.I bardzo, bardzo wyczerpany.Zoyem skoatan gow wprost na piasku.Oczy same mi si zamykay.Byszczce jak czerwone wietliki, lepka Liski kryy wokó, i mnoyy si w dziesitki.Tak skoczyy si dla mnie wydarzenia na Wyspie Szaleca.Wirujcy bczek107wykona ostatni obrót i znieruchomia.Nie wiedziaem, e piraci zachowali si dokadnie tak, jak przewidywaem.Odpynli, pozostawiajc po sobie niead, wypalone krgi ognisk, kilka wieych grobów oraz jednego trupa zakopanego po szyj w piachu na granicy przyboju.Mia okropn mier topi si stopniowo podczas przypywu.Wszystkie moje rzeczy ze starego zaktka przepady lub zostay zniszczone.Nie ocalaa ani jedna stronica spisywanych z takim trudem obserwacji i wniosków.Ale to te do mnie nie dotaro.yem w dziwnym, zamglonym wiecie, penym koszmarów.Znów walczyem z syrenami, tonem w ciemnych gbinach.Nawiedzali mnie poncy ludzie.Szaleniec wpatrywa si we mnie czerwonymi jak krew oczami, pakujc do ust klejnoty i poerajc je chciwie.Nie jestem pewien, czy by to tylko majak, wywoany gorczk, czy rzeczywicie stanem u progu Bramy Istnie.Niewyranie pamitam kobiec posta spowit w powiewne szaty, unoszc si w przestrzeni, jakby pozbawion stóp.W jednej rce trzymaa dug strza, w drugiej zegar wodny.Widziaem j wielokrotnie.Zawsze patrzya na mnie z powag i powoli wylewaa wod z czasomierza, a do ostatniej kropli.Zrozpaczony Poeracz Chmur, który próbowa wyowi co sensownego z tych majacze, cokolwiek, co oznaczaoby cho cie poprawy, nie mia pojcia, e spotykam si z Pani Strza, wyobraeniem samej mierci.Poeracz Chmur transformowa w czowieka, by lepiej si mn opiekowa, lecz nie wiedzia, jak ani czym mnie ratowa.Nie pisabym tego teraz, gdyby nie powrócili Pazur i agodna.Wysuchawszy nieco chaotycznej opowieci syna, agodna wpada w sza.W cigu dwóch minut przekonaa ma, e nie jest nawet w poowie tak zmczony, jak mu si zdaje; i e natychmiast ma sprowadzi pomoc.Niewane skd, byleby to by czowiek znajcy si na ranach.Po czym ruszya do legowiska Szaleca.Obrzucia go sowami jak gradem kamieni, wyjaniajc co myli o staruchach, pozostawiajcych dzieci bez pomocy, w obliczu niebezpieczestwa.Wszystko w jednej chwili zaczo wraca do normy.* * *Pierwsz rzecz, jak ujrzaem po odzyskaniu przytomnoci, byy zielone pióropusze na szczytach drzew, które omiatay bkitn poa nieba niby wielkie pdzle.Nie mylaem o niczym konkretnym.Myli pezay ospale, dc od jednego wraenia do drugiego.Jasno.Ciepo.Wygodnie.Nic mnie nie boli.Obróciem powoli gow i mój wzrok pad na posta obcego mczyzny od-108wróconego tyem.Czowiek ten mia szerokie ramiona i plecy uminione jak zapanik.Skór spalon socem na kolor wypieczonego chleba.Niesforne czarne loki owiza kolorow przepask.Zalaa mnie mdlca fala przeraenia.Obcy.Pirat! Wróg!Jakby czujc, e na niego patrz, odwróci si
[ Pobierz całość w formacie PDF ]