[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chcia³abym, aby by³o inaczej.- Mog³oby byæ inaczej - nalega³.- Prawdê mówi¹c, nadal mo¿e byæ inaczej.Móg³bym zabraæ ciê dziœ wieczorem na kolacjê i odrobilibyœmy sobotni¹ noc znawi¹zk¹.Ujê³a go za rêkê.Mia³a delikatne palce, a jej dotyk by³ ³agodny.- Gene - powiedzia³a szczerze - chcê ci powiedzieæ, ¿e jesteœ jednym znajatrakcyjniejszych mê¿czyzn, jakich kiedykolwiek spotka³am.Lubiê ciêbardziej, ni¿ potrafisz zrozumieæ.To, i tylko to, sprawia, ¿e nigdzie z tob¹nie pójdê.Pokrêci³ g³ow¹ z niedowierzaniem.- S¹dzi³em, ¿e logika polityczna jest cholernie pokrêtna - stwierdzi³.- Alezupe³nie nie ³apiê, o co ci chodzi.Boisz siê zbytnio zaanga¿owaæ? Czy obawiaszsiê w³asnych uczuæ?Nie - powiedzia³a miêkko.- Nie o to chodzi.- To o co? Na Boga, Lorie, musisz mi powiedzieæ.- Nie mogê.Nie wiedzia³, co zrobiæ, by j¹ przekonaæ.Stali obok siebie na oœwietlonyms³oñcem chodniku, a¿ drzwi frontowe banku zosta³y otwarte.Wówczas dotknê³a jegoramienia i wesz³a do œrodka budynku.- Lorie - powiedzia³, gdy odchodzi³a.Przystanê³a, lecz nie odwróci³a siê.Wiedzia³, co chcia³by jej powiedzieæ, lecz brakowa³o mu s³Ã³w, by wyraziæ to, coczu³, wiêc po prostu odwróci³ siê i odszed³ w g³¹b K Street z rêkoma wkieszeniach p³aszcza i spuszczon¹ g³ow¹.Dziewczyna w nieprzetartych okularachchichota³a, gdy odchodzi³, a¿ ta z gum¹ powiedzia³a:- Ciiii - i pchnê³a j¹ w kierunku banku.Nie zdziwi³ siê, doszed³szy do wniosku, ¿e bêdzie jednak musia³ sforsowaæ murdomu Semple'ów i obejrzeæ to miejsce.By³ to ten rodzaj têpego, upartegomyœlenia, które zapewni³o mu pracê w Departamencie Stanu i uprzywilejowan¹pozycjê w obozie demokratów.Jego odpowiedzi¹ na ka¿dy subtelny i dziwny dylematdyplomatyczny by³o: "Dostaæ siê do samego j¹dra i zobaczyæ, co, do diabla, jestgrane".Nie by³ wyrafinowanym myœlicielem, lecz cz³owiekiem metodycznym z talentem dodetali i zdawa³ sobie sprawê, i¿ jest w stanie dokonaæ jednoosobowej eskapady dodomu Semple'ów z tak¹ precyzja, ¿e nikt nie dowie siê o jego wejœciu aniwyjœciu.Zale¿a³o mu wy³¹cznie na dok³adnym przyjrzeniu siê domowi orazotaczaj¹cym go terenom i zdobyciu informacji pomocnych w ustaleniu, dlaczegoLorie Semple uwa¿a ich romans za niemo¿liwy.Od poniedzia³kowego poranka Lorie sta³a siê jego obsesj¹.Wiedzia³, ¿e toszczeniackie, lecz nie potrafi³ wyrzuciæ jej ze swych myœli.Wypisywa³ jej imiê,a nawet próbowa³ naszkicowaæ twarz.Co najgorsze, wci¹¿ przeœladowa³y go jejs³owa: "Chcê ci powiedzieæ, ¿e jesteœ jednym z najatrakcyjniejszych mê¿czyzn,jakich kiedykolwiek spotka³am.Lubiê ciê bardziej, ni¿ potrafisz zrozumieæ".- Hej, ty - powiedzia³a Maggie, stawiaj¹c na jego biurku plastykowy kubek zkaw¹.- Coœ z tob¹ nie tak.- Co nie tak? - spyta³.- Zapad³eœ na Lorie Semple.Choroba ta jest znana wspó³czesnej medycynie jakoszczeniacka mi³oœæ.W tym sêk.Poci¹gn¹³ ³yk kawy i sparzy³ sobie usta.- Zaprzeczam kategorycznie - stwierdzi³.- A poza tym, jak ktoœ maj¹cytrzydzieœci dwa lata mo¿e cierpieæ na szczeniack¹ mi³oœæ?- Nie pytaj mnie - odpar³a wzruszaj¹c ramionami.- Spytaj tego, kto napisa³"Lorie Semple" dwadzieœcia cztery razy na twoim najlepszym papierze.- S¹dzisz, ¿e u¿y³bym tego taniego fioletowego paskudztwa dla niej?Maggie usiad³a i pochyli³a siê nad jego biurkiem.- Daj spokój, Gene - stwierdzi³a cicho.- Dlaczego siê nie przyznasz? Niewidzia³am ciê takim od lat.Upi³ jeszcze trochê kawy.- W porz¹dku.Przyznajê siê.Utkwi³a mi w g³owie i nie mogê jej stamt¹dwyrzuciæ.To wszystko przez absurdalny sposób, w jaki utrzymuje, ¿e mnie lubi, arównoczeœnie zastrzega, i¿ nigdy nie mo¿emy siê spotykaæ.Doprowadza mnie doszaleñstwa, jeœli ju¿ chcesz wiedzieæ.- Co zamierzasz pocz¹æ z tym fantem? - spyta³a.Siedzia³ przez chwilê w milczeniu, pij¹c kawê szybkimi, du¿ymi ³ykami i próbuj¹csiê zdecydowaæ na odpowiedŸ.W koñcu zdecydowa³.Maggie zawsze myœla³a sprawniei logicznie, a przy tym chyba go lubi³a.- Opracowujê plan - powiedzia³ powoli.- Chcê wedrzeæ siê na teren posiad³oœciSemple'ów.Maggie przysiad³a w fotelu.- Opracowujesz plan czego?- Maggie - stwierdzi³ -ja muszê wiedzieæ.W³amanie siê tam i przekonanie naw³asne oczy jest jedynym sposobem.Muszê siê dowiedzieæ, dlaczego jest takaniedostêpna.Myœlê, ¿e to sprawa matki.Mo¿e staruszka jest kalek¹ i Lorie niechce anga¿owaæ siê wobec nikogo, kto odsun¹³by j¹ od zniedo³ê¿nia³ej matki.- Musia³o ci odbiæ, Gene.A co bêdzie, jak ciê z³api¹?Potrz¹sn¹³ g³ow¹.- Nie ma si³y.Opracowa³em sposób, jak siê tam dostaæ, powêszyæ trochê i wyjœæna zewn¹trz bez najmniejszych problemów.- Tam s¹ psy.Wielkie psy.Sam to mówi³eœ.- Nawet tak wielkie psy reaguj¹ na gaz.Wezmê ze sob¹ kilka takich sprayów,jakich u¿ywaj¹ listonosze.Bêd¹ zamroczone wystarczaj¹co d³ugo, abym zd¹¿y³ zewszystkim siê uwin¹æ.- A co z tym szoferem, Mathieu?- On nawet nie bêdzie wiedzia³, ¿e tam jestem.Jednak na wszelki wypadek wezmêze sob¹ broñ.Oczywiœcie nie zamierzam jej u¿ywaæ, lecz jeœli jest takimekspertem sztuk walki, lepiej, ¿ebym mia³ coœ do obrony.Maggie sta³a gryz¹c wargê.- Czy jestem w stanie ci to wyperswadowaæ? - spyta³a po chwili.- Nie s¹dzê.Podj¹³em ju¿ decyzjê.- Nawet gdyby to mia³o zrujnowaæ twoj¹ karierê? Siêgn¹³ po papierosa.- Nie zrujnuje, nawet gdyby mnie z³apano na gor¹cym uczynku.Powiem wtedy, ¿esk³ada³em tam wizytê i omy³kowo zosta³em wziêty za opryszka.Bo¿e, Maggie, niezamierzam obrobiæ tego miejsca.Chcê siê tylko szybko rozejrzeæ po terenie iewentualnie zajrzeæ przez okna.- Sk³adasz wizytê? W nocy? Z nabit¹ broni¹?- Maggie, wszystko komplikujesz.Mam zamiar jedynie przeskoczyæ przez mur.Terenjest olbrzymi.Nigdy mnie nie zobacz¹.Pomyœla³a jeszcze chwilê, po czym wsta³a.- Tym razem musia³eœ wpaœæ po same uszy, czy siê nie mylê?Spojrza³ na ni¹.- A co w tym z³ego? Najwy¿szy czas, aby w moim ¿yciu nast¹pi³ jakiœ prze³omuczuciowy.- Pewnie masz racjê - stwierdzi³a Maggie.- Wszystko zale¿y tylko od tego, jaki,nie s¹dzisz?By³o kilka minut po jedenastej w czwartkow¹ noc, gdy podjecha³ pod rezydencjêSemple'ów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]