[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiem, ¿e to niebezpieczne, lecz nie mamy chyba wyboru.- ¯aden problem - odpar³ Jesse.- Sporz¹dŸ listê, a postaram siê jakoœ wszystko zdobyæ.Wa¿ne, ¿ebyœcie nie przerywa³y prac.Poza tym i tak potrzebujemy wiêcej jedzenia.- Ja te¿ pojadê - zdeklarowa³a siê Cassy.- Nie beze mnie - doda³ Pitt.- Ja te¿ pojadê - odezwa³ siê Jonathan.- Ty zostaniesz z nami - Nancy powiedzia³a kategorycznym tonem do syna.- Mamo, no co ty! - ¿achn¹³ siê Jonathan.- Nie rozpieszczaj mnie.Poza tym jestem czêœci¹ tego tak jak wy wszyscy.- Je¿eli ty pojedziesz, ja równie¿ pojadê - powiedzia³a Nancy.A prawdê powiedziawszy, to jedynie Sheila i ja wiemy, czego bêdziemy potrzebowaæ.- O mój Bo¿e! - odezwa³a siê nagle Sheila.- Co siê sta³o? - spyta³a wystraszona Cassy.- Ten cz³owiek, ten Doktor M - powiedzia³a Sheila.- On wczoraj zapyta³ nas, co mamy na temat szybkoœci sedymentacji w tej czêœci DNA, w której wed³ug naszej wiedzy znajduje siê wirus.- Przes³aliœmy mu nasze obliczenia, prawda? - zapyta³a Nancy.- Przes³a³em wszystko, co mi daliœcie - potwierdzi³ Jonathan.- Nawet o tym, ¿e nasza wirówka nie jest w stanie osi¹gn¹æ potrzebnych obrotów na minutê.- No có¿, wygl¹da na to, ¿e on ma dostêp do odpowiedniej - stwierdzi³a Sheila.- Pozwól mi spojrzeæ.- Nancy wyci¹gnê³a rêkê po materia³y.Zaczê³a czytaæ.- Rany boskie, jesteœmy bli¿ej wyizolowania wirusa, ni¿ s¹dziliœmy.- W³aœnie - potwierdzi³a Sheila.- Wyizolowanie wirusa to nie s¹ jeszcze antycia³a czy szczepionka, ale to wa¿ny krok.Mo¿e najwa¿niejszy pojedynczy krok.- Która godzina? - zapyta³ Jesse.Pitt podniós³ rêkê do twarzy, aby zobaczyæ tarczê zegarka.Pod drzewami na urwisku z widokiem na uniwersytet by³o ciemno.- Dziesi¹ta trzydzieœci - odpar³.Jesse, Pitt, Cassy, Nancy i Jonathan siedzieli w minivanie.Zjawili siê tu pó³ godziny wczeœniej, ale porucznik nalega³, aby poczekali.Nie chcia³, ¿eby ktokolwiek z nich wchodzi³ do centrum medycznego, dopóki nie zacznie siê zmiana o jedenastej.Liczy³ na ogólne zamieszanie panuj¹ce przy zmianie, które powinno u³atwiæ zabranie potrzebnego sprzêtu i bezpieczne wyniesienie go z budynku.- Ruszamy o dziesi¹tej czterdzieœci piêæ - zdecydowa³.Z ich dogodnego punktu obserwacyjnego doskonale widzieli, ¿e z czêœci parkingu przed szpitalem zerwano asfalt i rozkopano.Teren oœwietla³y lampy, a zainfekowani pracowali przy sadzeniu roœlin.- S¹ dobrze zorganizowani - zauwa¿y³ Jesse.- Patrzcie, jak sprawnie pracuj¹.W ogóle nie rozmawiaj¹.- Ale gdzie w takim razie parkowaæ samochody? - zastanowi³ siê Pitt.- Ich ekologizm staje siê ekstremalny.- Mo¿e zamierzaj¹ zrezygnowaæ z samochodów.W koñcu auta s¹ g³Ã³wnymi trucicielami œrodowiska - domyœla³a siê Cassy.- NajwyraŸniej postanowili oczyœciæ miasto.To im przynajmniej trzeba oddaæ - stwierdzi³a Nancy.- Prawdopodobnie oczyszcz¹ ca³¹ planetê.Paradoksalnie stawia nas to w nie najlepszym œwietle.Zdaje siê, ¿e to, co my zawsze braliœmy za rzecz naturaln¹, obcy o wiele bardziej doceniaj¹.- Wystarczy - przerwa³ Jesse.- Zaczynacie gadaæ, jakbyœcie byli po ich stronie.- Zaraz bêdzie czas - wtr¹ci³ Pitt.- Oto, co moim zdaniem powinniœmy zrobiæ.Jonathan i ja wejdziemy do laboratorium medycznego w szpitalu.Ja znam dobrze drogê, a Jonathan zna siê na komputerach.Bêdziemy w stanie zdecydowaæ, co zabraæ, i wyniesiemy to.- Uwa¿am, ¿e powinnam zostaæ z Jonathanem - powiedzia³a Nancy.- Mamo! - jêkn¹³ ch³opak.- Ty musisz iœæ do apteki i nie potrzebujesz tam mnie.Jestem potrzebny Pittowi.- To prawda - potwierdzi³ Pitt.- Cassy i ja pójdziemy z Nancy - stwierdzi³ Jesse.- Kiedy Nancy zajmie siê kupowaniem niezbêdnych odczynników, my zrobimy zakupy w spo¿ywczym.- Dobra - zgodzi³ siê Pitt.- Spotkamy siê tu za trzydzieœci minut.- Lepiej przyj¹æ czterdzieœci piêæ.Mamy nieco dalej - poprawi³ Jesse.- Zgoda.Ju¿ czas.ChodŸmy - zdecydowa³ Pitt.Wysiedli z samochodu.Nancy szybko uœcisnê³a syna, Pitt z³apa³ Cassy za rêkê.- Uwa¿aj na siebie - powiedzia³.- Ty te¿ - odpar³a Cassy.- Pamiêtajcie - upomnia³ wszystkich Jonathan.- Macie przykleiæ sobie do ust szeroki uœmiech i tak trzymaæ.Oni wszyscy tak robi¹.- Jonathan! - upomnia³a go Nancy.Ju¿ mieli siê rozejœæ, gdy Cassy poci¹gnê³a Pitta za rêkaw i poca³owa³a w usta.Szybko pobieg³a za Nancy i Jessem, a Pitt dogoni³ Jonathana.Pomaszerowali w noc.Zdjêcie Cassy zosta³o zrobione jakieœ szeœæ miesiêcy wczeœniej.Cassy le¿a³a na przypominaj¹cej alpejsk¹ ³¹ce pe³nej kwiatów.W³osy rozrzucone dooko³a g³owy tworzy³y ciemne halo.Uœmiecha³a siê do obiektywu.Beau wyci¹gn¹³ pomarszczon¹, jakby gumow¹ rêkê.D³ugie, wê¿owe palce oplot³y ramkê z fotografi¹, unios³y j¹ i zbli¿y³y do oczu.Ich wewnêtrzne œwiat³o rozjaœni³o zdjêcie tak, ¿e móg³ dok³adniej przyjrzeæ siê rysom dziewczyny.Siedzia³ w bibliotece przy zgaszonych œwiat³ach.Nawet zestaw monitorów by³ wy³¹czony.Jedynym œwiat³em by³a md³a poœwiata ksiê¿yca przenikaj¹ca do pokoju przez okno.Zorientowa³ siê, ¿e ktoœ wszed³ do biblioteki i stan¹³ za nim.- Czy mogê w³¹czyæ œwiat³o? - zapyta³ Alexander.- Je¿eli musisz.Jasnoœæ wype³ni³a pokój.Oczy Beau zwêzi³y siê.- Dzieje siê coœ z³ego, Beau? - spyta³ Alexander, zanim dostrzeg³ w jego rêku fotografiê.Zapytany nie odpowiedzia³.- Nie bierz mi za z³e tego, co powiem, ale nie powinieneœ pozwoliæ siê tak opêtaæ.To nie nasz sposób bycia.To wbrew wspólnemu dobru.- Próbujê siê powstrzymaæ - przyzna³ Beau - ale nie mogê sobie z tym poradziæ.Z si³¹ trzasn¹³ fotografi¹ o stó³.Szk³o rozsypa³o siê.- Gdy moje DNA siê replikuje, ludzkie DNA powinno zanikaæ, jednak w mózgu ludzkie emocje ci¹gle daj¹ o sobie znaæ.- Ja czu³em coœ podobnego - przyzna³ Alexander.- Moja dziewczyna mia³a wadê genetyczn¹, wiêc nie przesz³a przez fazê przebudzenia do nowego ¿ycia.Myœlê, ¿e to uczyni³o sprawê ³atwiejsz¹.- Uczuciowoœæ to przera¿aj¹ca s³aboœæ - powiedzia³ Beau.- Nasz rodzaj nigdy nie stan¹³ przeciwko gatunkowi z takimi interpersonalnymi powi¹zaniami.Nie ma precedensu, który podpowiedzia³by mi, jak siê zachowaæ.Wê¿owe palce Beau wsunê³y siê pod st³uczon¹ ramkê od zdjêcia.Kawa³ek szk³a skaleczy³ go i z palca pop³ynê³a zielona piana.- Zrani³eœ siê - zauwa¿y³ Alexander.- To nic.- Beau podniós³ zdjêcie i znowu na nie popatrzy³.- Muszê wiedzieæ, gdzie ona jest.Musimy j¹ zainfekowaæ.Gdy o siê stanie, bêdê usatysfakcjonowany.- Rozes³ano rozkazy.Gdy tylko j¹ zlokalizuj¹, natychmiast zostaniemy powiadomieni.- Musia³a siê gdzieœ ukryæ - g³os Beau przypomina³ lament.- To mnie doprowadza do szaleñstwa.Nie mogê siê koncentrowaæ.- Jeœli chodzi o Bramê.- Alexander próbowa³ zmieniæ temat.- Potrzebujê Cassy Winthrope - przerwa³ Beau.- Nie mów mi o Bramie!- Mój Bo¿e! Spójrz na to miejsce! - powiedzia³ Jesse.Stali na parkingu przed supermarketem Jeffersona.Sta³o tu kilka porzuconych samochodów z otwartymi drzwiami, jakby ich pasa¿erowie musieli je nagle opuœciæ.Kilka du¿ych okien wystawowych by³o rozbitych, a pot³uczone szk³o le¿a³o na chodniku.Wnêtrze oœwietla³y jedynie lampy w³¹czane na noc, ale by³o dostatecznie jasno, aby siê zorientowaæ, ¿e sklep zosta³ spl¹drowany.- Co siê sta³o? - zapyta³a Cassy.Sceneria przypomina³a obraz z kraju Trzeciego Œwiata pogr¹¿onego w wojnie domowej.- Trudno mi sobie wyobraziæ - odpowiedzia³a Nancy.- Mo¿e kilka nie zainfekowanych osób wpad³o w panikê - Jesse próbowa³ siê domyœliæ.- Mo¿e wymiar sprawiedliwoœci taki, jaki dot¹d znaliœmy, d³u¿ej ju¿ nie funkcjonuje.- Co teraz zrobimy? - zastanowi³a siê Cassy.- To, po co tu przyszliœmy - odpar³ Jesse.- Kurczê, przecie¿ teraz jest nawet ³atwiej.Myœla³em, ¿e mo¿e bêdê musia³ w³amaæ siê do sklepu.Podeszli ostro¿nie do jednego z du¿ych, st³uczonych okien wystawowych i zajrzeli do œrodka.W sklepie panowa³ spokój.- Ba³agan, ale zdaje siê, ¿e niewiele towarów wyniesiono.Wygl¹da na to, ¿e sprawcy raczej zainteresowani byli kas¹ - uzna³a Nancy.Z miejsca, w którym stali, widzieli, ¿e wszystkie kasy sta³y otworem.- G³upcy! - skomentowa³ Jesse.- Jeœli w³adze cywilne upadn¹, pieni¹dz papierowy wart bêdzie tyle, ile zap³ac¹ za makulaturê.- Jeszcze raz rozejrza³ siê po pustym parkingu.Nie dostrzeg³ ¿ywej duszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]