[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— To jest dom Monroe — powiedzia³aKathy.—Niedu¿y, prawda?— Do niczego niepodobny.Taka cementowo-ceglana hacjenda.Gdyruszali,Kathy odezwa³a siê cicho:— Proszê ciê, Daniel, b¹dŸ odwa¿ny.Jestem pewna,¿e z Susie jestwszystko w po-rz¹dku.— Odwa¿ny? A co, co cholery, wspólnego ma z tymwszystkimodwaga?— Nie wiem.Ale myœlê, ¿e to pomaga.212213— Skoro tak twierdzisz.Porucznik Lindblad mieszka³ w ma³ym bia³ym,pokrytymstiukiem bungalowie, z czerwonymi meksykañskimi dachówkami i kutym w ¿elazieznakiem namurze, ob-wieszczaj¹cym ¿e oto przybysz znajduje siê w „La Casita Mia”.Kiedysiê zbli¿yli,aku-rat podlewa³ trawnik, chudy, szeœædziesiêcioletni mê¿czyzna, w bia³ejkoszuli z krótkimirêkawami i w lekkich szarych spodniach, typ cz³owieka, u którego wydawa³o siê,¿e za-nik³ywszelkie miêœnie, z którego nie pozosta³o nic pod gêsto pomarszczon¹ skór¹,tyl-ko koœci,œciêgna i ¿y³y.Okulary przeciws³oneczne trzyma³ uniesione na czole, ods³a-niaj¹c oczywyp³owia³e przez lata pracy w policji i przez lata mru¿enia ich przed s³oñ-cem.Uniós³ rêkê wgeœcie pozdrowienia, gdy podeszli do niego.Daniel dostrzeg³ wów-czas w¹t³e,luŸne miêœnie najego barku.Chodz¹ca lekcja anatomii.— Ludzie, macie ochotê na odrobinêguacamoli? Moja¿ona przyrz¹dzi³a w³aœnie œwie¿e.Robi to najlepiej w ca³ym wielkim LosAngeles, wierzcie mi.Rosa, wyjdŸ i przy-witaj siê!Sympatyczna, pulchna Meksykanka, z w³osamipe³nymi spinek,wysz³a z domu, po-wiedzia³a „czeœæ” i „czeœæ”, i to by³o wszystko.Ubranaby³a w lekk¹purpurowo-¿Ã³³t¹ su-kienkê, z trudem mieszcz¹c¹ jej nadzwyczaj wielkie piersi iszerokiepoœladki.Odwróci-³a siê zaraz i wesz³a z powrotem do bungalowu.W ruchu,wszystkie czêœci jejcia³a wy-dawa³y siê tañczyæ, lecz ka¿da do rytmu wystukiwanego przez innegoperkusistê.—Rosa jest nadzwyczajn¹ kobiet¹ — powiedzia³ Lindblad.— To moja druga ¿ona.Taki typkobiety, o jakiej zawsze marzy³em.Moja pierwsza ¿ona by³a chuda, pod³a izgryŸliwa.Potrzebowa³em takiej kobiety, dla której by³bym w ¿yciu wszystkim.Rozu-miecie, o czymmyœlê? No i mam, czego chcia³em.Nigdy nie by³o mi tak wspaniale, jak teraz.Usiedli w œrodku,w ch³odzie, wokó³ szklanego stolika o kutych w ¿elazie nogach i je-dliguacamole oraz œwie¿oupieczone taco z frytkami, popijaj¹c Budweiserern.— Pochodzê z Wisconsin, zMilwaukee —mówi³ porucznik.— Nie tknê piwa z Za-chodu za nic w œwiecie.— Powiedziano namwkomisariacie, ¿e prowadzi³ pan sprawê znikniêcia Very Ru-tledge.Sprawdzili towkartotekach.Porucznik Lindblad rozgryz³ kês taco sztucznymi szczêkami.Po³kn¹³, popi³ ³ykiemBudweisera i powiedzia³:— Vera Rutledge, tak? Zdaje siê, ¿e mówiliœcie, ¿episzecie ksi¹¿kê os³ynnych skan-dalach w Hollywood?— Czy sprawa Very Rutledge nie by³a skandalem?—Onapo prostu zniknê³a, to wszystko.— Rutynowa sprawa? Nic nadzwyczajnego?— Nic,co bymzapamiêta³.214215— Dziwiê siê, ¿e w ogóle pamiêta pan to nazwisko — powiedzia³a Kathy.—By³o to,mimo wszystko, dwadzieœcia lat temu.— Zaginê³a tej nocy kiedy umar³a Monroe,to wszystko.Dlatego o niej pamiêtam.— By³a podobna do Marilyn Monroe?— Myœlê, ¿e tak.Takwynika³oprzynajmniej i opisu.Nast¹pi³a d³uga cisza.Porucznik Lindblad popatrzy³ naDaniela, na Kathy,znów na Daniela i tak kilka razy.— Czy to jest wszystko, co chcecie wiedzieæ?— zapyta³.— Tozale¿y od tego, czy zechce pan powiedzieæ nam coœ wiêcej — stwierdzi³a Ka-thy.— A co mampowiedzieæ? By³em na s³u¿bie tej nocy.Dosta³em informacjê, ¿e zagi-nê³a jakaœm³oda,jasnow³osa gwiazdeczka.A póŸniej dosta³em przez radio rozkaz, aby natychmiastjechaæ na pi¹t¹Helenê, bo Marilyn Monroe cierpi z powodu przedawko-wania, nie wiadomo czego.Towszystko.Oto co pamiêtam.Normalnie rozpoczêliœmy poszukiwania Very Rutledge.ZnaleŸliœmy ³adnych parê cia³, kilka zaginionych gwiaz-deczek, ale to siêzawsze zdarza przyokazji przeszukania ca³ego Hollywood na wy-lot.Mo¿na by to zrobiæ i dzisiaj,z takim samymefektem.Nigdy jednak nie znaleŸliœmy Very Rutledge.— O której godziniezg³oszono zaginiêcieVery Rutledge?— Chyba o dziesi¹tej.Nie pamiêtam.— A o której dowiedzia³ siêpan o MarilynMonroe?— Pos³uchajcie — powiedzia³ Lindblad gwa³townie.Zazgrzyta³nieprzyjemniesztucznym uzêbieniem.— Z takimi pytaniami mo¿ecie siê udaæ do jakiejœbiblioteki hi-storycznej.A mnie nie zawracajcie g³owy.— Historyczne ksi¹¿ki pe³ne s¹k³amstw isprzecznoœci — nalega³a Kathy — Dobrze pan o tym wie, bo tej nocy pracowa³ pani zna panprawdê, inn¹ ni¿ ta, która jest w bi-bliotekach.— Czy chcecie przez topowiedzieæ, ¿e zdarzy³osiê coœ innego ni¿ to, o czym wie ca³y œwiat?— My wiemy, ¿e zdarzy³o siê coœinnego.— Wtakim razie nie ma sensu, abyœcie mnie wypytywali.Nie pamiêtam zbyt wiele.To by³a tylkojedna z wielu nocy, rozumiecie? Trochê bardziej nerwowa.Wielu gapiów, wielenerwów.I ka¿dyœwiadek k³ami¹cy, w obawie o swój ty³ek.— Wiemy, ¿e Marilyn Monroe nie umar³atej nocy —powiedzia³ Daniel.Porucznik Lindblad spojrza³ na niego.— Zwariowa³eœcz³owieku?Danielpotrz¹sn¹³ g³ow¹.Jego serce wali³o z ³oskotem jak delfin o fale oceanu, aleby³ zdecydowanyopowiedzieæ porucznikowi tê historiê.214215— Marilyn Monroe nie umar³a tej nocy, ale ktoœ inny.Jakaœ innadziewczyna, któ-ra niejad³a kolacji tego wieczoru, bo Marilyn kolacjê jad³a.Jad³a z BobbyKennedy’m, PeteremLawfordem oraz Patem Newcombem i swoj¹ gospodyni¹, pani¹ Murray.A au-topsjacia³adziewczyny znalezionej w domu na Helena Drive wykaza³a, ¿e ¿o³¹dek i je-litaby³y puste.Tylkowe krwi znajdowa³y siê barbiturany.Kathy doda³a delikatnym g³osem.— Tej samejnocy w 1962roku kiedy przypuszcza siê, ¿e zginê³a w tajemniczych okolicznoœciach MarilynMonroe,zaginê³a bez œladu inna dziewczyna, podobna do Ma-rilyn jak kropla wody.Dwadzieœcia latpóŸniej w Phoenix, w Arizonie, zamordowano kobietê, kobietê któraprawdopodobnie by³aNorm¹ Jane Baker, wiek lat piêædziesi¹t szeœæ.Jaki wniosek wyci¹gn¹³by pan ztego?— Co panipróbuje mi zasugerowaæ? — zapyta³ porucznik Lindblad.— Dlaczego nie powie panitegowprost?— Chcia³by pan? — spyta³a Kathy.Lindblad w zamyœleniu i rozdra¿nieniumieli³ wustach sztuczn¹ szczêkê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]