[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - W jaki sposób znalazłeś się na pokładzie tego bombowca? -zapytał Jonnie. - Terl! - Był to wrzask nienawiści, nie rzeczowa odpowiedź.-Ten. Tu nastąpiła długa seria przekleństw w języku psychlo. Jonnie cierpliwie czekał.Gdy przekleństwa wreszcie przycichłyi zamieniły się w głuche burczenie, powiedział: - A więc chcesz wydostać się z niego.Powiedz mi więc poprostu, jak zmusić go do lądowania, i będziesz mógł wysiąść. Tu nastąpiła nowa seria sprośnych przekleństw.Wreszcie Zztpowiedział: - Nie ma żadnego sposobu, żeby zmienić kierunek lotu lub zmusićgo do lądowania.- Chwila przerwy, a potem pytanie z nadzieją w głosie.- CzyTerl nie dał ci kluczy do skrzynki wstępnego programowania? - Nie.Ale czy nie można jej wysadzić w powietrze ładunkiemwybuchowym? - Nie - dobiegła go apatyczna odpowiedź. - A nie możesz powyrywać kabli? - To by po prostu spowodowało katastrofę tego bombowca, ale itego nawet nie możesz zrobić.Są one opancerzone laminowanym metalemmolekularnym.A więc nie dał ci kluczy.- Był to jęk, po którym nastąpił dzikiwrzask.- Ty półgłówku! Dlaczego nie wziąłeś od niego kluczy? - Bo był nieco skrępowany - odparł Jonnie.- Lepiej powiedz mi,czego nie robić, żeby przypadkiem nie zastosować jego silników! - Nie ma tu żadnych "nie" - powiedział Zzt, znów czującnudności spowodowane kołysaniem się bombowca. Jonnie przesunął się w bok, na ile tylko mógł.Zastanawiał się,czy nie mógłby puścić do wnęki rykoszetu od wręgi.Nie mógł jednak sięgnąć takdaleko.Wręgi miały ostro zakończone krawędzie wzmacniające, które przebiegałypod kątem do ich płaszczyzny. A więc Zzt w niczym mu nie pomógł.Jonnie wycofał się dosamolotu.Musiał wziąć z niego maskę powietrzną kopilota.Arktyczny mrózszczypał go w twarz.Popatrzył na szczątki maski wybitej mu z ręki.Kciuk wciążgo bolał.Zzt rzucił w maskę kluczem.Nadal w niej tkwił.Gdyby trafił wgłowę. Klucz? Zaraz, zaraz! Co można byłoby zrobić za, pomocą klucza? Jonnie podniósł go z podłogi.Był to typowy klucz maszynowyPsychlosów, ciężki jak ołów.Jego szczęki rozsuwały się do dwustu cali.Było towięc narzędzie do "małych" śrub w maszynach Psychlosów.Ale nieźle nadawał sięna broń. W tym momencie Zzt przypuścił nowy atak.Jonnie chwycił karabini bez celowania zaczął strzelać wzdłuż chodnika.Zzt dał nurka z powrotem doniszy.Nie został trafiony, gdyż inaczej na jego ciele wykwitłaby bladozielonaeksplozja radiacyjnego pocisku. Jonnie znalazł w samolocie maskę powietrzną, sprawdził jejzawory i nałożył na twarz.Działała bez zarzutu. Zzt gramolił się po podłodze niszy, próbując odnaleźć lusterko.Ugrzęzło ono w szczelinie obluzowanej płyty.Obluzowana płyta? Za pomocąlusterka Zzt sprawdził, gdzie znajduje się zwierzak. A potem zabrał się do roboty.Pazurami i małą metalową linijką,którą stale przy sobie nosił, zaczął podważać ważącą pięćdziesiąt funtów płytę.Szło mu to nadzwyczaj opornie, ale za to co za wspaniały pocisk będzie z tejpłyty! Śmiercionośny bombowiec z hukiem zdążał w kierunku Szkocji.10 Jonnie trzymał w ręku klucz maszynowy.Ważył go w dłoni wzamyśleniu.Przygotowując bombowiec do odpalenia, mechanicy musieli na pewnodostawać się do różnych urządzeń w samolocie.I.musieli też je obsługiwać,jeśli samolot miał być ponownie odpalony. Zamknięta na klucz, opancerzona skrzynka wstępnegoprogramowania? Owszem, ale była to tylko skrzynka sterownicza.Nie widział nicinnego, co byłoby zamykane na klucz. Stwierdził, że coraz ciężej myśli.Chyba z powodu zimna! Testarodawne kombinezony sił powietrznych miały wprawdzie elektryczne ogrzewanie,ale żadne współczesne baterie do nich nie pasowały, a oryginalne baterie niemiały przecież tysiącletniej żywotności.Krew z rozciętego czoła dodatkowobrudziła mu wizjer maski, który wciąż pokrywał się warstewką pary.Ciekawe, jakabyła temperatura powietrza na zewnątrz? Na pewno bliska zamrożenia wszystkiegodookoła. Ten klucz. Zauważył jakiś ruch w przodzie bombowca i strzeliłostrzegawczo.Miał dwa problemy.Nie, trzy.Zzt, Nup i Typ 32 na kadłubie orazjak unieszkodliwić bombowiec! Stary Staffor zwykł był mawiać, że Jonnie jest: "za sprytny".Wielu miesz,w miasteczka wierzyło w to.Ale teraz wcale się ta ocena niesprawdzała. Wiedział, ze musi się pozbyć Zzta.Ale strzelanie w tymopancerzonym wnętrzu było niebezpieczne nie tylko dla Zzta.Było niebezpiecznerównież dla niego.Każdy strzał rykoszetował pomiędzy wręgami we wściekły sposóbi już dwukrotnie własne kule gwizdały mu koło uszu, a potem jedna z nich trafiław jego samolot
[ Pobierz całość w formacie PDF ]