[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nowy "zastrzyk"uśpił mnie na następne kilkanaście godzin.Nie wiem już, ile razy powtarzałemten obłędny wyścig z chorobą.Następnej nocy, gdy obudziłem się skrajniewyczerpany głodem, po kolejnym omdleniu, nad bagnami szalała burza.Z trudemprzedzierając się przez zarośla, wydostałem się na brzeg wyspy.W świetlebłyskawic ujrzałem ludzką sylwetkę i zarys błotołazu u brzegu.Gdy sięzbliżyłem, człowiek uciekł do pojazdu i odbił od wyspy.Jak urzeczony wszedłempo pas w bagno, jakbym chciał powstrzymać ulatującą zjawę.Pomyślałem potem, żeto ma znaczenie, i zdecydowałem się czekać na następny atak, który mógłby mniewyzwolić z tego zaklętego kręgu.W świetle błyskawicy spostrzegłem jednakpozostawioną nad brzegiem torbę.To był niewątpliwy znak, że rzeczywiście był tuktoś.Dopiero teraz zdałem sobie sprawę ze swego wyglądu: oblepiony błotem,musiałem wyglądać jak duch bagien.W torbie była rakietnica.Początkowochciałem wystrzelić rakietę, lecz wobec ciągłych błyskawic nie miałoby tosensu.Zrobiłem to dopiero wieczorem następnego dnia.Przez cały dzieńratowałem się oczywiście przy pomocy mantezyny.Po wystrzeleniu wszystkichrakiet znów dałem się uśpić.Potem jeszcze raz.Odnaleziono mnie rano, dzieńpo twoim odlocie.Byłem nieprzytomny.Przez następne dwa tygodnie leżałem wStacji, sztucznie odżywiany, w stanie prawie letargicznym.To jestprawdopodobnie końcowe stadium aubercji.Mantezyna nie leczy jej co prawda,ale pozwala przetrwać cykl ataków.Potem następuje śpiączka. Przytomność odzyskałem wczoraj, czuję się nieźle.Opowiedziano mi wszystko.Nikt oczywiście nie wiedział, jaka była twoja rola wte j sprawie.Ale ja domyśliłem się tego jeszcze tam; na wyspie.Znalazłemkawałki sznura, którym mnie skrępowałeś.Ten sznur był przecięty.Tak, Ugo! Onbył przecięty nożem. Dowiedziałem się również, żetylko ty wyruszałeś tamtego dnia błotołazem na moczary.Wierzę jednak, że wtedynaprawdę przestraszyłeś się na mój widok.Obliczyłeś na pewno, iż miałem zapastlenu tak niewielki, że już wtedy powinienem był nie żyć.Wierzę, że gdybyśchoć przez chwilę mógł przypuszczać, że masz przed sobą nie widmo, lecz żywegoczłowieka, nie pozostawiłbyś mnie bez pomocy. Dziwisz się na pewno, skąd w takim razie wziąłem tlen.Twoje obliczenia były słuszne, lecz nie wziąłeś pod uwagę jednego czynnika, amianowicie faktu, iż podczas zwykłego s n u człowiek zużywa kilkakrotnie m n i ej tlenu niż normalnie.Podczas głębokiego omdlenia, spowodowanegowstrzyknięciem mantezyny, zużycie tlenu jest jeszcze mniejsze. Wiesz, dopiero tam, na bagnach, odkryłem, że można sięcieszyć życiem dla niego samego.Przedłużając je o kilka godzin, byłem przezchwilę naprawdę szczęśliwy.A to, że żyję, zawdzięczam tylko mantezji: uratowałamnie podwójnie, przed chorobą i przed uduszeniem.Zawsze twierdziłem, że tobardzo sympatyczne zwierzątko.A ty chciałeś wykorzystać je w tak niegodnychcelach. Przykro mi bardzo, że nie dotrzymałeś danegosłowa, Ugo! Współczuję ci w tej sytuacji.Wiem, że grozi ci wiele lat więzienia.Nie będę dokładał do tego jeszcze oskarżenia o usiłowanie zlikwidowania mojejosoby.Zapomnijmy o tym.Jesteś młody, może przemyślisz to wszystko i inaczejspojrzysz na świat.Wiem, że pokusa była silniejsza od ciebie.Panowanie nadświatem czy choćby nad jakaś jego cząstką to rzecz wielce ponętna.Ale równieżkłopotliwa. Morałów prawić ci nie będę.Nie jesteśdzieckiem.Napisałem ci o tym wszystkim, abyś znał obie strony medalu.Nie tylkoty istniejesz na świecie.Pamiętaj o tym. Leper Ugo stał długą chwilę nieporuszony, z listem wręku.Twarz jego wyrażała niezmierne zdziwienie.Potem, mnąc bezwiednie papier wzaciśniętej dłoni, wyszeptał: - Nic, nic nigdy mi sięnie udało.Nie potrafię nawet wzbudzić nienawiści.Zabijałem go dwa razy.Aon. List wypadł mu z ręki na podłogę.Ugo rzucił sięna pryczę twarzą w dół, wpijając palce w twardy, więzienny materac. powrót
[ Pobierz całość w formacie PDF ]