[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Có¿ to takiego, panno Gizelo?- Kalendarz.Na Nowy Rok 1936.Ode mnie, z podziêko-waniem i najlepszymi ¿yczeniami.Mo¿na sprawdziæ imiê.W œrod-ku jest zawsze wykaz g³Ã³wniejszych œwiêtych pañskich.Wœród podziêkowañ i uœmiechów Gizela odtaja³a wreszciez tej swojej nieznoœnej nieœmia³oœci i wielkiego poczucia winy.Pozwoli³a siê posadziæ niedaleko ³Ã³¿ka, podczas gdy pan Makowskizaj¹³ siê wertowaniem kalendarza.282 ! 283- Przepowiednia pogody - przeczyta³ ze stronicy zatytu-³owanêj „Styczeñ".- Przez ca³y miesi¹c zimno, jedynie krótkieprzerwy, gdy bêdzie cieplej.W koñcu miesi¹ca wietrzniej i pogoda³adniejsza.Zaœnie¿enie mierne.- Ju¿ siê poma³u sprawdza - pogardliwie burknê³a aku-szerka, sk³adaj¹c pieluszkê w zgrabny trójk¹t.- Te¿ miprzepowiednia.Pani Makowska wpatrywa³a siê w zamyœleniu w Gizelê.- A jednak - powiedzia³a powoli - trzeba przyznaæ, ¿eto dziwne i znamienne.Panna Gizela jest pierwszym goœciemnaszego dziecka, w ostatnim dniu tego roku.I przynios³a namprzepowiedniê przysz³oœci.Mo¿e jest wró¿k¹?- Jak ju¿, to chyba z³¹ - wymamrota³a Gizela, zalewaj¹csiê rumieñcem pod tym ufnym, jasnym spojrzeniem i tylkowierz¹c, ¿e nikt z obecnych nie domyœla siê nawet, jak czarnema ona serce, jak pe³ne zawiœci i gniewu.- Ale¿ dobr¹! Dobr¹! - zakrzyknêli jednoczeœnie pañstwoMakowscy, a pani Zula z uœmiechem obróci³a siê ku Gizelii ostro¿nie w³o¿y³a jej w ramiona zawini¹tko z dzieckiem.- Proszê siê jej przyjrzeæ, dobra wró¿ko - powiedzia³a, jakto ona, ni to ¿artem, ni to powa¿nie.- Proszê wyjawiæ, dobrawró¿ko, jakie bêd¹ jej losy?Gizela milcza³a, pe³na zarazem zachwytu, rozczulenia i nag³ej,jak b³yskawica w mroku, nieokreœlonej trwogi.- Na pewno bêdzie klepaæ biedê ca³e ¿ycie - wyrwa³a siêg³upio akuszerka, ale zaraz pacnê³a siê w usta i zaczê³a grubopokas³ywaæ, ¿eby zatrzeæ wra¿enie po swoich nietaktownychs³owach.- Och, to mo¿liwe - westchnê³a pani Zula i opar³a g³owêo poduszki, z uœmiechem przygl¹daj¹c siê, jak Gizela przytuladziecko.- Ale to nie jest najgorsza rzecz, jaka siê mo¿ecz³owiekowi przydarzyæ.Tego siê nie bojê.Niechby tylko ota-cza³a j¹ mi³oœæ.I niechby umia³a zachowaæ zawsze godnoœæ.I poczucie humoru.4i- I ¿eby by³a taka dobra dla innych, jak jej mamusia- wydoby³o siê z ust Gizeli, ku jej w³asnemu zak³opotaniu.Wcale nie zamierza³a tego powiedzieæ.Ale jakieœ tamy w niejpêk³y dzisiejszego wieczoru i odt¹d mog³a ju¿ tylko zaskakiwaæsam¹ siebie.W jej ramionach z ufnoœci¹ le¿a³o lekkie cia³ko,oddycha³o spokojnie, cichutko.Opuchniête powieki z k³aczkamirzês uchyli³y siê w w¹skie szparki i ukaza³y opalizuj¹ce, niebies-kie têczówki.Spojrzenie ich by³o nieostre, jakby zamyœlone,i Gizela, pragn¹c przytrzymaæ je w swoich oczach, nagle po-wiedzia³a nieznanym sobie, pieszczotliwym g³osem: - To ja.- I zachichota³a ³agodnie, czule, bo z dziwnie dalekiej g³êbiczarnych Ÿrenic przemkn¹³ ku niej - by³a tego ca³kowiciepewna! - wyraz rozpoznania.Tak jakby ju¿ kiedyœ siê spotka³y- malutka dziewczynka bez imienia i du¿a, nieszczêœliwadziewczyna imieniem Gizela.I jakby je od dawna coœ ³¹czy³o.Wicher za oknem uderzy³ nagle z tak¹ si³¹, ¿e a¿ szybyzadzwoni³y.- Melania! - powiedzia³ pan Makowski.- Przynios³asobie imiê Melania.- Melanin.Mela.Tak, to ³adne.- Albo Mila - wtr¹ci³a nieœmia³o Gizela.- Milusia.Pan Makowski siêgn¹³ po aparat fotograficzny, który, jakwyjaœni³, po¿yczy³ w redakcji, od kolegi fotoreportera.Zrobi³kilka zdjêæ, oœwietlaj¹c wszystkich magnezj¹, a potem poprosi³,¿eby ktoœ z obecnych uwieczni³ i ich, szczêœliwych rodziców,z Melani¹.Starsze kobiety ba³y siê dotkn¹æ aparatu, wiêc odby³siê krótki kurs fotografowania dla Gizeli, która w koñcu,ca³kiem na œlepo i pe³na obaw, przycisnê³a spust.Pan Makowski wsta³ z ³Ã³¿ka, gdzie pozowa³ obok ¿onyi córki.Zacz¹³ obnosiæ maleñstwo po pokoju.- Zarobiê dla was du¿o pieniêdzy, moje drogie - zobowi¹za³siê nagle.- Kupiê Melanii w Pary¿u piêkn¹ sukniê na jejpierwszy bal.I sam zatañczê z ni¹ pierwszego walca! - w nie-284 285zwyk³ym dla siebie o¿ywieniu zacz¹³ niespodziewanie obracaæsiê z dzieckiem, jakby rzeczywiœcie tañczy³, a¿ trzy kobietyg³oœno krzyknê³y ze zgrozy.Tylko Gizela milcza³a, bo w pe³ni rozumia³a, co on czuje.- Ale panu to ju¿, ¿e tak powiem, rozum odjê³o - rozjuszy³asiê Wojtczakowa i bezceremonialnie pozbawi³a wystraszonegoojca zawini¹tka z Melani¹.- Co pan? Chce j¹ pan prze³amaæalbo upuœciæ? Tak siê nie postêpuje z noworodkiem! Ja wampowiem swoje zdanie, to biedne dziecko siê nie uchowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]