[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Koce sta³yby siê zbyt lepkie.Rozeœmia³ siê i spocz¹³ na legowisku, obserwuj¹c j¹, jak przygotowuje sobie kubek zio³owego naparu na bol¹c¹ g³owê.A¿ do dzisiaj nie by³ pewny, lecz teraz oœmiela³ siê przypuszczaæ,¿e ona poskromi³a swój nieokie³znany Dar.Ju¿ nied³ugo odszukiwanie stabilnego œrodka stanie siê nawykiem i odruchem.Odbudowa tego, co utraci³a, by³a jedynie kwesti¹ czasu.- Krisie? Czy wci¹¿ jeszcze nie œpisz?- Mniej wiêcej - odpar³ sennie, zmorzony ciep³em i zmêczeniem.- Chcia³am ci tylko powiedzieæ, ¿e jestem wdziêczna; a przynajmniej jestem ci wdziêczna wtedy, gdy nie zasypujesz mnie kuksañcami.Zaœmia³ siê, lecz nic na to nie powiedzia³.- Krisie, jesteœ mi potrzebny - dokoñczy³a cichutko.- Nie zapomnê tego nigdy, nawet kiedy bêdê najbardziej z³a na ciebie.Naprawdê potrzebujê ciebie.Minê³a d³u¿sza chwila, zanim znaczenie tego, co powiedzia³a, dotar³o do niego, a wtedy wstrz¹s wypêdzi³ z niego sen.Gdyby nie by³ tak znu¿ony.Poczucie winy sz³o za nim trop w trop, póki sen ponownie nie sklei³ mu powiek.Ona go potrzebowa³a! Mi³oœciwi bogowie, a jeœli by³o w tym coœ wiêcej ni¿ tylko potrzeba?Talia zaczeka³a, a¿ g³êboki i równy oddech Krisa powiedzia³ jej, i¿ w koñcu mocno zasn¹³, i ostro¿nie wysunê³a siê spod kocy, nie budz¹c go.Zawsze myœla³o jej siê lepiej, gdymia³a czymœ zajête rêce - nawyk z dzieciñstwa; a wiêc z kubkiem naparu z kory brzozowej w rêku usiad³a, by wyczyœciæ do po³ysku b³yszcz¹ce, metalowe czêœci rzêdu Rolana.Opoñcza, któr¹ siê okry³a, chroni³a jej plecy przed ch³odem, a p³on¹cy ogieñ ogarnia³ j¹ przyjemnym ciep³em.W ten sposób usadowiona zaczê³a rozmyœlaæ nad drêcz¹cymi j¹ k³opotami, których mia³a co niemiara.Ogieñ trzeszcza³, buzuj¹c radoœnie; chcia³aby, by i j¹ by³o staæ na tak¹ pogodê.O Panie i Pani, w jakich okropnych tarapatach siê znalaz³a! Jedna burza œnie¿na wystarczy³aby a¿ nadto; ka¿dy z k³opotów, z którym siê zmaga³a, wystarczy³by sam w sobie.Borykaæ siê z nimi wszystkimi na raz.Przynajmniej zrobi³a pierwszy krok, stanê³a jakby na pocz¹tku drogi wiod¹cej do w³aœciwego wyszkolenia.Po zakoñczeniu popo³udniowej nauki Kris wydawa³ siê szczêœliwszy.Nie myli³ siê - Talia pozna³a uczucie "bycia skupionym" i teraz ju¿ nigdy nie utraci zdolnoœci szukania oparcia w tej mocnej podstawie.Minionego popo³udnia niejeden raz nachodzi³a j¹ ochota go zabiæ, lecz ten sposób nauki wzmacnia³ j¹.Teraz, mog¹c siê nad tym zastanowiæ spokojniej, potrafi³a to doceniæ.Potrzebowa³a go bardziej ni¿ kogokolwiek w swym dotychczasowym ¿yciu.Ale - o Panie i Pani! - co bêdzie, jeœli jest w tym coœ bardziej zawi³ego od zwyk³ej potrzeby, a nawet od uczuæ, jakie ¿ywi³a do Skifa?Kris by³ przystojny jak m³ody bóg.I pomimo pewnej dozy pró¿noœci by³ cz³owiekiem, którego z dum¹ przedstawia³aby jako swego przyjaciela.Wystarczy³o spojrzeæ na to, w jaki sposób bra³ ¿ycie w swe rêce - dos³ownie - po to, by ona mog³a ponownie zapanowaæ nad sob¹ i ob³askawiæ swój Dar.By³ dobry, uprzejmy, delikatny i bior¹c pod uwagê to, jakie psikusy wyczynia³ ostatnio jej umys³, istnia³a powa¿na mo¿liwoœæ, ¿e wykorzysta³a swój Dar, by zmieniæ jego sposób myœlenia o niej; do tego stopnia nawet, ¿e pchnê³o go to do kochania siê z ni¹.Nie by³a piêknoœci¹ - Pani œwiadkiem - lecz jeœli wp³ynê³a na niego w ten sposób, to równie dobrze mog³a wydaæ siê jemu tym bardziej poci¹gaj¹ca.Rozbola³y j¹ kurczowo zaciœniête na kubku d³onie.Tego nie ¿yczy³aby sobie za nic na œwiecie! Przynajmniej na pocz¹tku nie - ale teraz?Bardzo lubi³a Krisa.Bardzo, lecz nie a¿ tak bardzo.Poci¹ga³ j¹ Dirk - nie by³o co do tego w¹tpliwoœci - i to mocniej ni¿ ktokolwiek w jej ¿yciu do tej pory.Niemal tak, jakby Dirk by³ do tej pory nierozpoznan¹, brakuj¹c¹ jej w³asn¹ po³ow¹ i wydawa³o siê jej, ¿e od chwili napotkania go, nie bêdzie mog³a ¿yæ w ca³kowitej harmonii z sam¹ sob¹, o ile.O ile co.?Heroldowie rzadko wstêpowali w d³ugotrwa³e zwi¹zki, zadowalaj¹c siê bliskimi przyjaŸniami w Krêgu, przelotnymi kontaktami, œciœle ograniczonymi do sfery fizycznej, i wiêzi¹ ze swymi Towarzyszami.Szczerze mówi¹c, zna³a niewielu Heroldów, którzy byliby niezadowoleni ze swego ¿ycia.Patrz¹c trzeŸwo, ich praca by³a zbyt niebezpieczna, by zwi¹zki na ca³e ¿ycie by³y mo¿liwe lub po¿¹dane.Wystarczy³o spojrzeæ na to, co prze¿y³a Keren po œmierci Ylsy.Gdyby Sherrill nie mog³a ofiarowaæ jej dok³adnie tego, czego ona potrzebowa³a, i nie by³oby jej akurat na miejscu, pogr¹¿ona w ¿a³obie Keren mog³aby umrzeæ na w³asne ¿yczenie.I widzia³a siê z Dirkiem tylko kilka razy.Jednak Heroldom czasami wystarczy³o spotkaæ siê tylko raz.Jej b³¹dz¹ce myœli przenios³y j¹ wiele lat wstecz.Pewnego razu, póŸno w nocy wszyscy zebrali siê w izbie Keren, przy kubku grzanego wina z korzeniami, gawêdz¹c, czasami nawet i o sproœnoœciach.Stopniowo opowieœci przesta³y siê obracaæ wokó³ pikantnych ¿arcików i zaczê³y dotykaæ prawdy, która kry³a siê w legendach i bajaniach snutych przez innych ludzi na temat Heroldów.Niektórym z najbardziej przesadzonych towarzyszy³y g³oœne wybuchy œmiechu.- WeŸmy na przyk³ad tê bzdurê o mi³oœci od pierwszego wejrzenia - chichota³a Talia.- Doprawdy ktoœ po winien posadziæ nad tym jakiegoœ Barda.Jak mo¿na, spotkawszy siê tylko jeden raz, powiedzieæ,¿e osoba, któr¹ siê widzia³o, bêdzie partnerem na ca³e ¿ycie?- To mo¿e wydaæ siê dziwne, lecz nie jest to przesada - odpar³a Sherrill.- W przypadku Heroldów tak to mniej wiêcej siê odbywa; jakby istnia³o coœ g³êbszego nawet ni¿ instynkt, co rozpoznaje pokrewn¹ duszê.- Wzruszy³a ramionami.- Brzmi to bardzo ckliwie, ale to prawda.- Czy chcesz przez to powiedzieæ, ¿e to w³aœnie przytrafi³o siê wam? - zapyta³a Talia z niedowierzaniem.- Prawdê powiedziawszy, gdy po raz pierwszy zobaczy³am Keren - doda³a Sherrill.- Pomijaj¹c fakt, ¿e wtedy mia³am czternaœcie lat.Keren kiwnê³a potakuj¹co g³ow¹.- Wiedzia³yœmy to, kiedy spotka³yœmy siê z Yls¹ w po³owie trzeciego roku w Kolegium.A¿ do tej pory ledwie macha³yœmy sobie rêk¹ z jednego koñca sali na drugi, poniewa¿ nasze rozk³ady zajêæ tak bardzo siê miêdzy sob¹ ró¿ni³y.Jednakowo¿ ze sta³ym zwi¹zkiem czeka³yœmy, póki obie nie przekona³yœmy siê, ¿e to jest uczucie trwa³e a nie ulotne, i póki nie zakoñczy³yœmy okresu czeladniczego.- A ja nie chcia³am zak³Ã³caæ wiêzi.- Powita³ybyœmy ciê serdecznie.Mówi¹c prawdê, czasem myœla³yœmy sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]